Strona Główna
PKP Poznań Poznań Ostrzeszów
PKP Białystok Warszawa cennik
PKP Biuro rzeczy znalezionych
PKP Bydgoszcz bilet turystyczny
PKP Bydgoszcz Galeria zdjęć
PKP Cena biletu miesięcznego
PKP Chełmża Toruń rozkład
PKP Gliwice Opole Gł
PKP gliwice-wrocław Główny
pkp-gorzów wlkp-rozkład
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kazimierz.htw.pl

  • Widzisz posty znalezione dla zapytania: PKP Kraków Stróże





    Temat: Weksle Janika czyli Polskie Koleje Przekręcone
    Wybrałem parę cytatów:
    Najpierw opinie o Janiku:
    Cytat: - Janik był osobą godną podziwu, jeżeli chodzi o sprawność polityczną. Miał
    duże powiązania. Nie chcę mówić, kto do mnie dzwonił, jeżeli tylko krążyły
    plotki, że może mu się coś stać - mówi minister Morawski. Twierdzi, że PKP
    były "przedmiotem zabiegów z wielu stron", a szef kolei potrafi zrobić wiele
    podarunków, aby "zyskać sympatię".
    Cytat: Na przykład popierający Janika członek Rady PKP Krzysztof Mamiński
    (przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność") awansował na
    członka Zarządu PKP. Zasiada tam do dziś. (Chciałem go zapytać, czy wiedział
    o kolejnych wekslach poręczonych i wystawionych przez Janika. Zażądał pytań
    na piśmie. Gdy je dostał, okazało się nagle, że nie ma czasu odpowiedzieć).
    Cytat: Chyczewski o Janiku: - Dobrze nam się współpracowało. Wydawało się, że
    znalazł sposób, jak mieć wagony, nie wydając pieniędzy. Tak nam tłumaczył,
    dlaczego poręczył pierwszy weksel. To miało ręce i nogi. Ja jestem zwykły
    człowiek, na finansach się nie znam. Ale w radzie byli też ludzie z
    doktoratami z ekonomii. Nie wiedzieliśmy, że były następne weksle. Dla mnie
    to był szok.
    Popierany przez związkowców, fachowiec, ustosunkowany, który potrafił zyskać sympatię. Dzisiaj - oprócz Chyczewskiego - wszyscy są na kolei, w rządzie, w parlamencie. Jedynie Morawski miał inne zdanie i dlatego zastąpił go Syryjczyk. A Janik podwiesił się pod Samoobronę i znów kręci w Krakowie. Toczy się jakiś proces nie w tej sprawie - o wyłudzenie 40 mln zł z PKP Cargo. 850 mln zł w wekslach PKP gdzieś zostało zadołowane. Sprawa się przedawni, to wejdą do obrotu.

    A teraz o Kogucie:
    Cytat: Sąsiadem Koguta jest były wicemarszałek Senatu, a później minister skarbu
    Andrzej Chronowski z AWS. Ma dom w tej samej gminie (kiedyś pracował w
    Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Nowym Sączu).
    Cytat: W przeddzień Wigilii 1998 r. do Stróż przyleciał śmigłowcem premier Jerzy
    Buzek na rozpoczęcie budowy miasteczka dla niepełnosprawnych. Przy okazji
    prosił Koguta, aby nie strajkował.
    Cytat: Przewodniczący Kogut jest w tej historii ważny nie tylko dlatego, że zwolnił
    ministra. Prezes Janik twierdzi, że to Kogut przyprowadził do niego
    Małgorzatę Kucharską.
    - Przedstawił ją jako osobę dobrze usytuowaną w świecie finansów - opowiada
    Janik. Uznał, że pojawia się szansa na znalezienie pieniędzy dla PKP. Zaczął
    z nią współpracować. Stopniowo sprawdzał jej wiedzę i umiejętności - mówi.

    Kogo to Kogut nie przyprowadził na kolej, kogo nie polecił? W ten sposób jego fundacja odniosła sukces. Gdy PiS doszło do władzy ABW przestała zajmować się wekslami wystawionymi przez Janika. Czyżby senator to załatwił? Ale nie tylko jemu zależy, żeby sprawy nie było. W rządzie, w parlamencie na kolei znów są te same nazwiska opisane w tym artykule.
    Małgorzaty Kucharskiej, zwanej tu Różą Wiatrów, nie znam osobiście. Opowiadał mi o niej pewien hochsztapler Krzysztof Pazik vel Krzysztof Antoni Pazik vel Aaron Paz, co to spółki za weksle ze zwiazkami kolejowymi zakładał i szpital kolejowy w Krakowie kupował, że osoba to bardzo atrakcyjna i omotała sobie Janika wokół małego palca. Czy wcześniej w podobny sposób pozyskała też sobie względy Mamińskiego i Koguta?



    Temat: Milionowy przekręt na nieruchomości PKP w Krakowie
    Janek195 - Jan Janik, prezes PKP od 15 stycznia 1996 do 30 lipca 1999 ujawnia mega przekręt (być może z korupcją w tle, bo wpis został umieszczony w temacie poświęconym korupcji) i przywołuje "interpelację" posła III kadencji Józefa Dąbrowskiego. W archiwum sejmowym dokument ten zarejestrowany jest pod numerem 894/1999 jako oświadczenie złożone na 67 posiedzeniu w dniu 23.12.1999 roku (Jan Janik został odwołany 30 lipca):

    Panie Marszałku! Wysoka Izbo! W ostatnich dniach prasa poinformowała opinię publiczną, że Polskie Koleje Państwowe podpisały ze spółką TST Polska 1 Spółka z o.o. umowę wstępną na sprzedaż praw wieczystego użytkowania terenów będących własnością skarbu państwa, a znajdujących się w obrębie dworca kolejowego PKP w Krakowie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że w ramach przewidzianej transakcji PKP ­ która nie dość, że ma ogromne długi, to jeszcze cierpi na chroniczny brak środków finansowych ­ zamierza sprzedać swoje prawa do ponad 10 ha terenów za szokująco niską cenę ok. 250 zł za m2, podczas gdy przeciętne ceny wywoławcze w takich transakcjach, w przypadku gruntów położonych w samym sercu Krakowa, zaczynają się od kwoty 2000 zł, a więc są co najmniej 8 razy wyższe.

    Decyzją poprzedniego Zarządu PKP podstawą określenia ceny sprzedaży prawa użytkowania wieczystego miała być cena ofertowa z przetargu na zagospodarowanie terenów w okolicy stacji Kraków Główny Osobowy, wynosząca 440 zł za m2 gruntu zabudowania komercyjnego z uwzględnieniem 15-procentowej inflacji, co praktycznie dawało kwotę 506 zł za m2. Przypomnę tylko, że wyniki przetargu na zagospodarowanie Krakowskiego Centrum Komunikacyjnego ogłoszono w marcu 1998 r. Z tego widać, że cena sprzedaży nie tylko nie osiągnęła ceny rynkowej, którą władze PKP powinny być żywo zainteresowane, ale jest to cena o 50% niższa od pierwotnie proponowanej przez władze kolejowe. Co na to organy ustawowo powołane do merytorycznej kontroli decyzji Zarządu PKP, a więc Rada PKP oraz minister transportu i gospodarki morskiej?

    Dla żadnego kolejarza w Krakowie nie jest tajemnicą, że podmiotem dokonującym zakupu jest de facto firma z Nowego Jorku o nazwie Tishman Speyer Properties. Rodzi się więc dodatkowe pytanie. Jak wspomniana transakcja ma się do obowiązujących przepisów o sprzedaży przez podmiot państwowy praw do wieczystego użytkowania nieruchomości gruntowych cudzoziemcom?

    Oczekuję, że ministerstwo transportu w trybie pilnym zajmie się nie tylko tym szczegółowym problemem, ale też podejmie intensywne działania, w wyniku których zostaną wreszcie ustalone zasady ograniczające lub wręcz uniemożliwiające wyprzedaż nieruchomości kolejowych po tak niskich cenach.

    Czeka nas w nadchodzącym roku poważny proces komercjalizacji, restrukturyzacji i prywatyzacji PKP. Prawidłowe, zgodne z interesem PKP i Polski rozwiązanie tego bulwersującego problemu będzie dla mnie i środowiska kolejarskiego wykładnikiem rzeczywistych intencji proponowanego modelu reformy przedsiębiorstwa państwowego PKP. Dziękuję za uwagę.

    Czy o ten dokument chodziło, panie Janik? Transakcja została zrealizowana, jak pisze Jan Janik, w roku 2002: Cytat: W 2002 roku dokonano sprzedaży nieruchomości gruntowej zabudowanej budynkami i budowlami o powierzchni ok. 12 ha z pominięciem procedury przetargowej, oraz znacznie zaniżonej cenie ( ok. 28 min. zł ) przy istniejącej wycenie opiewającej na kwotę powyżej 200 min zł. (wycena w załączeniu z dekretacją Prezesa Celińskiego) Nie wiem kogo oskarża były prezes Jan Janik, bo jak donosi portal Money.pl w informacji z 29.04.2002 r. o podpisaniu umowy przetarg został na korzyść koncernu Tishman rozstrzygnięty w 1998 roku, a więc gdy autor tego wpisu był prezesem PKP. W styczniu 2002 roku minister Pol zablokował podpisanie umowy, na co Tishman 8.01.2002r. wniósł sprawę do sądu o wydanie działki w Krakowie według cen określonych w umowie przedwstępnej. Oto cytat z Money.pl:

    Przetarg na zagospodarowanie nieruchomości należących do PKP amerykańska firma wygrała już w 1998 roku, w tym samym roku została podpisana umowa ramowa, a notarialne umowy przedwstępne z PKP zostały zawarte 12 maja 2000 roku.

    Ostateczna umowa miała być zawarta 31 grudnia 2001 roku. Nie doszło do tego, gdyż obie strony nie porozumiały się co do niektórych jej elementów.

    Przedstawiciele PKP tłumaczyli, że kolej nie mogła podpisać umowy ostatecznej, ponieważ Amerykanie nie godzili się na zapisanie w niej terminów realizacji poszczególnych etapów inwestycji oraz takiej wartości nakładów, jaka wcześniej została zadeklarowana.

    Działkę decyzją sądu wydano. Ostateczną umowę podpisano. Pozostaje jedynie wyjaśnić, czy cena w umowie przedwstępnej został określona gdy Krzysztof Celiński był prezesem, czy w przetargu w 1998 roku za prezesury Jana Janika? Autor sugeruje, że cenę ustalono po jego odwołaniu ze stanowiska prezesa PKP w dniu 30.07.1999 roku. Cytat: Ponadto w tym samym czasie w trybie bez przetargowym oddano w dzierżawę płytę parkingową i część powierzchni handlowej podziemia dworca na okres 30 lat za stawki 24 i 42 zł za l m2 za rok przy istniejących 300 do 400 zł/m2 miesięcznie (interpelacja Posła Józefa Dąbrowskiego) W archiwum Sejmu nie ma interpelacji poświęconej dzierżawie na 30 lat płyty parkingowej ponad peronami dworca. Dzierżawcą tej płyty jest ZU Południe spółka należąca w większości do Jana Krawczyka, monopolista na rynku sprzątania wagonów i obiektów kolejowych w południowej Polsce oraz współzałożyciel Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym w Stróżach Stanisława Koguta. Cytat: Obecnie prowadzone jest (od 2004r) śledztwo w tej sprawie przez prokuraturę Rejonową Kraków Śródmieście Wschód pod sygn. I Ds. 29/05/Sp. Pozdrawiam UKŁAD krakowski. Śledztwo toczy się już 5 lat. Dobrze, że się toczy a nie zostało umorzone. Wniesione przeze mnie sprawy zostały natychmiast umorzone, gdy odwołano mnie ze stanowiska dyrektora tamtejszego oddziału Wars.





    Temat: Stanisław Kogut news
    Polska Gazeta Krakowska 21.03.2008
    Wojciech Harpula

    Ujawniamy tajemnicę zawieszenia sen. Koguta

    Dotarliśmy do pisma, które stało się podstawą zawieszenia Stanisława Koguta, senatora z Nowego Sącza, w prawach członka PiS. To "oświadczenie w sprawie niegodnych działań pana Stanisława Koguta", napisane przez dyrektora w jednej ze spółek PKP (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). We wrześniu ubiegłego roku, czyli jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, trafiło do czołowych polityków PiS.
    Pracownik kolei z 35-letnim stażem oskarża w nim Kogu a m. in. o próbę "ustawienia" przetargu, zmuszanie pracowników kolei do dokonywania wpłat na prowadzoną przez niego Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym w Stróżach oraz przyjmowanie prezentów od dyrektorów zakładów PKP. Kogut - wówczas szef kolejarskiej "Solidarności" - miał też dyktować dyrektorom, kogo mają przyjmować do pracy, decydować o awansach i degradacjach.
    Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście w styczniu tego roku rozpoczęła dochodzenie, które ma wyjaśnić, czy zdarzenia opisane w oświadczeniu faktycznie miały miejsce. Przesłuchano już kilkunastu świadków - także w Krakowie. Jeżeli ich zeznania potwierdziłyby wersję dyrektora, Kogutowi może zostać postawiony zarzut stosowania gróźb bezprawnych w celu zmuszenia do określonego zachowania. Grozi za to kara do trzech lat więzienia.
    Kogut uważa, że zarzuty pod jego adresem to oszczerstwa. -Kompletne bzdury - mówi oburzony. Twierdzi, że nigdy nie wpływał na decyzje personalne w PKP, a "Solidarność" jedynie opiniowała poszczególne kandydatury. Nie zmuszał nikogo do dokonywania wpłat na prowadzoną przez siebie Fundację i nie przyjmował żadnych prezentów.
    Senator zwrócił się do ministra sprawiedliwości o objęcie szczególnym nadzorem dochodzenia w swojej sprawie.

    -----

    To było na pierwszej stronie "Polska Gazeta Krakowska".
    Natomiast na stronie czwartej ten sam autor pisze:

    Ujawniamy doniesienie, które uderza w senatora Koguta"

    Stanisław Kogut 11 marca został zawieszony w prawach członka partii PiS. Karol Karski, rzecznik dyscyplinarny partii, tłumaczył wtedy, że powodem decyzji były niezgodne z linią partii wypowiedzi senatora. Przyznał także, że do PiS dotarły "pewne informacje od pracowników PKP, dotyczące działalności Koguta".
    Dotarliśmy do pisma, które trafiło do czołowych polityków PiS i stało się podstawą do zawieszenia Koguta. To napisane przez dyrektora jednej ze spółek PKP "oświadczenie w prawie niegodnych działań Stanisława Koguta".
    Co zawiera pismo? Jego autor przez 2,5 roku - w latach 1998-2001-nocował razem z Kogutem w pokoju gościnnym PKP w Warszawie przy ul. Hożej. Twierdzi, że był świadkiem wielu rozmów, które ówczesny szef kolejarskiej "Solidarności" prowadziłz dyrektorami różnych zakładów PKP.
    "Rozmowy często dotyczyły spraw personalnych. Pan Kogut wydawał polecenia dyrektorom zakładów dotyczące przyjęcia do pracy wskazanych przez niego (z imienia i nazwiska) osób (...). W razie jakiegokolwiek oporu (...) Kogut groził degradacją - napisał.
    Przyszły senator miał też często analizować wpłaty dokonywane przez ludzi zajmujących kierownicze stanowiska w PKP na kierowaną przez niego Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym w Stróżach. "Gdy ktoś wpłacił np. 1000 zł, pan Kogut komentował: No, ten się spisał. Gdy wpłata była niewielka, np. 200 zł, komentarz brzmiał: No, co on - na naczelnika sekcji".
    - To było jak wymuszanie haraczu. Płacisz - masz spokój i kierownicze stanowisko. Nie płacisz - wylatujesz - mówi autor oświadczenia w rozmowie z naszą gazetą. Twierdzi, że dokonał tylko dwóch wpłat na Fundację w łącznej wysokości 1500 zł. Miało to spowodować, że popadł w "niełaskę" u Koguta i został "zesłany" na podrzędne stanowisko.
    Wdeług niego, dyrektorzy PKP, chcąc pozostać na stanowiskach, musieli się "okupywać" Kogutowi wręczając mu prezenty: elementy stroju, kosmetyki, telefony komórkowe, drogie zegarki. Czasami miał je pobierać w jego imieniu Józef Wilk, ówczesny przewodniczący "Solidarności" w nowosądeckim Zakładzie Taboru. - Nigdy nic takiego nie miało miejsca-twierdzi Wilk.
    Dyrektor napisał także, że Kogut żądał od niego "ustawienia" przetagru w ten sposób, by wygrała go wskazana przez niego firma z Małopolski. W rozmowie z nami nie był jednak w stanie podać żadnych szczegółów. Nie pamięta nazwy firmy. Do zdarzenia miało dojść w 1999 r. Dlaczego wtedy nie zgłosił się do prokuratury? - Nie wziąłem tego do końca poważnie. Obawiałem się prowokacji. Zlekceważyłem jego słowa i nie podjąłem tematu - tłumaczy.
    Dlaczego zdecydował się napisać oświadczenie w sprawie Koguta dopiero przed wyborami parlamentarnymi? - Bo uważam, że to człowiek niegodny zaszczytu bycia senatorem - twierdzi. Jego pismo i we wrześniu 2007 r. otrzymali: prezydent Lech Kaczyński, premier Jarosław Kaczyński, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i szef sądeckich struktur PiS, poseł Arkadiusz Mularczyk.
    Urzędnicy ministra sprawiedliwości skierowali je do rozpoznania w prokuraturze. Sprawą zajmuje się policja pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście. - Weryfikujemy treści zawarte w dokumencie. Trudno w tej chwili określić, kiedy zakończą się wszystkie czynności - informuje prowadzący dochodzenie mł. asp. Marcin Kowalczyk.
    Senator Kogut z utęsknieniem czeka na ten moment. - Gdy tylko zakończy się śledztwo, od razu składam w sądzie pozew o zniesławienie. Nie można bezkarnie oczerniać człowieka, który na swoje dobre imię pracował przez 40 lat. Będę żądał odszkodowania w wysokości miliona złotych. Pieniądze oczywiście pójdą na Fundację - zapowiada.
    Senator twierdzi, że całe oświadczenie jest jednym wielkim kłamstwem. - Prawdą jest tylko to, że mieszkałem z jego autorem w jednym pokoju i że wpłacił na Fundację 1500 zł. To urojenia człowieka, który umyślił sobie, że powinien zrobić wielką karierę na kolei, a ja mu w tym przeszkadzam - mówi oburzony Kogut.
    Zapytaliśmy pięciu obecnych dyrektorów w spółkach PKP o to, czy senator Kogut sugerował, by dokonywać wpłat na Fundację w Stróżach lub czy wręczali mu upominki. Czterech powiedziało, że nic takiego nie miało miejsca. Jedna osoba odmówiła wypowiedzi tłumacząc, że zeznania w tej sprawie złożyła już w prokuraturze.

    źródło: Polska Gazeta Krakowska
    http://krakow.naszemiasto.pl/wydarzenia/832184.html



    Temat: Kilka spostrzezen z wyprawy - a co mi tam - relacja :)


    W Warszawie chwilka czekania na Tomka Wardasa,


    Tak, bo jakis s... dal gwozdzia na sciezke rowerowa i z planowych 2 godzin
    czekania w domu zrobilo sie -30 min, bo musialem isc okolo 20 km pchajac
    obok siebie niemrawo jadacy rower.

    kupa fotek EP09, EU07 i

    wyjazd autobusem przyśpieszonym na Olszynkę. Ciekawostka - bilety
    kosztują tyle samo, co na normalne linie (i tak są cholernie drogie w
    porównaniu z wrocławskimi). Na Olszynce stał sobie sypialny Z1, kupa
    EP09, EP08-001, 014 (i jeszcze jakieś)


    EP09 nie taka kupa - chyba 3 sztuki: 016, 032, 044, a EP08 jeszcze 009 i
    chyba 003;

     no i oczywiście EP05: 01, 16,


    23 i ??? - jaki to numer? Ten co nie ma tabliczek i wygląda jak "pożal
    się Boże" ;)


    Ma ZT Warszawa Olszynka Grochowska;
    Był też stary kibelek - co to za seria i jaki miał numer?

    Chyba EW51. Ale byl tylko JEDEN zespol ! W wakacje byly dwa. Gdzies sie
    zapodzial 92025, o ktorym pisalem, a 91100 czy jakos tak byl przesuniety
    kawale w strone Anina. Co sie z nimi stalo ?


    Była też SM03-001 - taka sama stoi w Miłkowicach!!!!!


    Jeszczem fotnal salonkie...


    Potem trafiłem tramwajem na dworzec Wschodni (Tomek sobie pojechał do
    domu),


    Tiaaak... Przez pewien czas, jak juz pisalem wole sie nie pokazywac w
    tamtych rejonach z plecakiem :(((((((((((((((((9
     porobiłem sporo fotek EU07, EP09 i zasiadłem w pospiesznym do


    Zagórza.


    Tak przy okazji: Jakie byly EP09 ?

    Na samum starcie dostaliśmy 60 minut opóźnienia, więc o


    przesiadce na kibel w Jaśle mogłem pomarzyć :( Jako, że w pociągu 99%
    ludzi, to turyści jadący w Bieszczady, to była fajna atmosfera.
    Z trasy pamiętam tylko Radom (doczepili nam chyba kolejne wagony),
    Skarżysko (zmiana czoła), Stalową Wolę, Leżajsk i Rzeszów. No i Jasło
    gdzie wysiadłem :) Aha - na szopie w Jaśle odstawiona ET21-??? (nie
    zapisałem) i 340. Oczywiście sterty rumunów i żółtków. Do Jasła
    trafiliśmy łącznicą i w dodatku z 20 minutowym opóźnieniem!! Brawa dla
    mechaników!! na stacji jednak czekał na mnie kibel do Stróż, więc było
    spoko. W samych Stróżach stał tylko ET21-539 - rev. 18.12.97 i żółte
    paski! Myślałem, że listwy zaczęto likwidować w 1998 roku... Jeszcze
    tylko fotka EN57-013 którym przyjechałem (Vredny - specjalnie dla
    Ciebie :)) i "Tarnovią" zwijam się do Nowego Sącza. Po drodze mijam
    towara z ET21-244+430 i ET21-267 na popychu!!!! Oczywiście zrobiłem
    fotki :)) W Nowym Sączu czekał na odjazd ET21-427+ET41-076 w stronę
    Stróż. Za płotem ZNTK sterty wagonów i przemysłowa SM31-018, oraz inne
    loki (SP42 też). Miałem trochę czasu, więc poszedłem na szopę: rumuny
    rzeczywiście stoją na szopie a nie za płotem ZNTK, przed wachlarzem
    STAŁA ET21-493 (skreślona). Na wachlarzu między innymi: ST43-404
    (złom), SM30-031 (czynna), SP42-010 (też czynna) i ET21-622! Cos przy
    niej grzebali (spiesząc się mocno), więc jeszcze pojeździ :))) A,
    poszedłem najpierw do dyspozytora się zapytać czy mogę połazić i mu
    mówię: Dzień dobry, jestem z Technikum Kolejowego z Wrocławia, mogę
    porobić kilka zdjęć? Koleś zrobił wielkie oczy i odpowiada: Chciało Ci
    się jechać?? :)) Zadzwonił jeszcze do naczelnika, bo podobno nie
    bardzo można robić fotki (chyba szef zakazał), ale naczelnik pozwolił
    bez żadnych problemów, więc byłem wolny :)) Aha - w tych trupach
    rumunów stoi sobie np. ST43-341.
    Teraz tylko na stację (torami oczywiście :)) kupić bilet i pojechać
    kibelkiem do Tarnowa na szopę. W Stróżach ET21-539 już miała
    podniesione patyki, a z towarem stała jakaś inna (była jeszcze jedna,
    ale luzem). Gdzieś tam przed Tarnowem zrobiłem jeszcze fotkę ET21-267
    z towarem, a w samym Tarnowie ET21-430 też z towarem. Poszedłem więc
    na szopę (torami, przez jakieś cholerne krzaki - nie było jak dojść do
    tej 430 :)), gdzie od dyspozytora dostałem mechanika który mnie
    oprowadził po szopie :) Mechanik super gość - ciągle walił jakieś
    teksty, a później siadł sobie na ławeczce w cieniu, a ja buszowałem po
    szopie :) Najważniejsze - odstawione definitywnie są: ET21-107, 188,
    228, 337, 389, 456, 587, 631 (chyba) i te co już stoją od dawna: 445,
    447 itp. Razem ze dwanaście maszyn! :((( Mechanik mówił, że do końca
    roku mają wszystkie przestać jeździć :((( Jak każdy inny klną też na
    szefostwo PKP, brak loków w góry (ET41 jest za mało i nie ma co dać na
    popychy) i na pogodę - trochę za ciepło było :) Powiedział też, że jak
    188 była czynna, to podczas jazdy wszystkie amperomierze pokazywały
    maksymalną wartość :)) Jak już wracałem na stację (drogą), to na szopę
    zjechały dwie ET21 :( Po drodze do Krakowa ( bo teraz tam jechałem),
    minął nas towar z ET21 i pełno innych z ET22. Wysiadłem na Bieżanowie
    i rzuciłem szybko okiem na szopę: ET21-261, 351, 375 (co za syf z niej
    zrobili), 469, 618, 655 i 4-5 sztuk na "myjce". Na Płaszowie
    przesiadłem się na opóźnione "Bieszczady" i do Katowic. Za Krakowem
    mijamy towara z ET21-541(!), a w Krzeszowicach stoi ET21-309 - obie z
    Jaworzna Szczakowej! W Katowicach przesiadka na "Bolka" z EU07 z
    Lublina (zawsze była wrocławska) i już do domu... :)

    Na koniec chciałbym podziękować za okazaną pomoc: Tomkowi Wardasowi,
    dyspozytorowi i naczelnikowi w N. Sączu, oraz dyspozytorowi w Tarnowie
    (także Panu mechanikowi :)).

    --
    ****************************************************
    | Dawid Frątczak | GG: 157596 | tel. (071) 3412275 |

    | Strona kolejowa: http://www.kolej.pl/~ufo/       |
    ****************************************************


    Pozdrowienia:





    Temat: Kilka spostrzezen z wyprawy - a co mi tam - relacja :)
    Cześć.
    Pogoda dopisała, więc moja wyprawa z biletem Wrocław Gł. - Łódź Ch. -
    Wawa Zach. - Skarżysko Kamienna - Stalowa Wola - Leżajsk - Przeworsk -
    Jasło - Nowy Sącz też się udała :)

    Jaja zaczęły się już we Wrocławiu, gdzie kupiłem mój bilet. Baba nie
    wierzyła, że jak podam pierwszą stację pośrednią jako "W-wa
    Zachodnia", to KURS wystawi bilet przez Ostrów - kazałem jej tak
    wklepać i bilet dostałem. No, był przez Ostrów, ale i przez Łódź
    Choiny - mój pociąg jechał przez Kaliską :) Kanarzy się nie czepiali,
    więc było OK.
    W Warszawie chwilka czekania na Tomka Wardasa, kupa fotek EP09, EU07 i
    wyjazd autobusem przyśpieszonym na Olszynkę. Ciekawostka - bilety
    kosztują tyle samo, co na normalne linie (i tak są cholernie drogie w
    porównaniu z wrocławskimi). Na Olszynce stał sobie sypialny Z1, kupa
    EP09, EP08-001, 014 (i jeszcze jakieś) no i oczywiście EP05: 01, 16,
    23 i ??? - jaki to numer? Ten co nie ma tabliczek i wygląda jak "pożal
    się Boże" ;) Był też stary kibelek - co to za seria i jaki miał numer?
    Była też SM03-001 - taka sama stoi w Miłkowicach!!!!!
    Potem trafiłem tramwajem na dworzec Wschodni (Tomek sobie pojechał do
    domu), porobiłem sporo fotek EU07, EP09 i zasiadłem w pospiesznym do
    Zagórza. Na samum starcie dostaliśmy 60 minut opóźnienia, więc o
    przesiadce na kibel w Jaśle mogłem pomarzyć :( Jako, że w pociągu 99%
    ludzi, to turyści jadący w Bieszczady, to była fajna atmosfera.
    Z trasy pamiętam tylko Radom (doczepili nam chyba kolejne wagony),
    Skarżysko (zmiana czoła), Stalową Wolę, Leżajsk i Rzeszów. No i Jasło
    gdzie wysiadłem :) Aha - na szopie w Jaśle odstawiona ET21-??? (nie
    zapisałem) i 340. Oczywiście sterty rumunów i żółtków. Do Jasła
    trafiliśmy łącznicą i w dodatku z 20 minutowym opóźnieniem!! Brawa dla
    mechaników!! na stacji jednak czekał na mnie kibel do Stróż, więc było
    spoko. W samych Stróżach stał tylko ET21-539 - rev. 18.12.97 i żółte
    paski! Myślałem, że listwy zaczęto likwidować w 1998 roku... Jeszcze
    tylko fotka EN57-013 którym przyjechałem (Vredny - specjalnie dla
    Ciebie :)) i "Tarnovią" zwijam się do Nowego Sącza. Po drodze mijam
    towara z ET21-244+430 i ET21-267 na popychu!!!! Oczywiście zrobiłem
    fotki :)) W Nowym Sączu czekał na odjazd ET21-427+ET41-076 w stronę
    Stróż. Za płotem ZNTK sterty wagonów i przemysłowa SM31-018, oraz inne
    loki (SP42 też). Miałem trochę czasu, więc poszedłem na szopę: rumuny
    rzeczywiście stoją na szopie a nie za płotem ZNTK, przed wachlarzem
    STAŁA ET21-493 (skreślona). Na wachlarzu między innymi: ST43-404
    (złom), SM30-031 (czynna), SP42-010 (też czynna) i ET21-622! Cos przy
    niej grzebali (spiesząc się mocno), więc jeszcze pojeździ :))) A,
    poszedłem najpierw do dyspozytora się zapytać czy mogę połazić i mu
    mówię: Dzień dobry, jestem z Technikum Kolejowego z Wrocławia, mogę
    porobić kilka zdjęć? Koleś zrobił wielkie oczy i odpowiada: Chciało Ci
    się jechać?? :)) Zadzwonił jeszcze do naczelnika, bo podobno nie
    bardzo można robić fotki (chyba szef zakazał), ale naczelnik pozwolił
    bez żadnych problemów, więc byłem wolny :)) Aha - w tych trupach
    rumunów stoi sobie np. ST43-341.
    Teraz tylko na stację (torami oczywiście :)) kupić bilet i pojechać
    kibelkiem do Tarnowa na szopę. W Stróżach ET21-539 już miała
    podniesione patyki, a z towarem stała jakaś inna (była jeszcze jedna,
    ale luzem). Gdzieś tam przed Tarnowem zrobiłem jeszcze fotkę ET21-267
    z towarem, a w samym Tarnowie ET21-430 też z towarem. Poszedłem więc
    na szopę (torami, przez jakieś cholerne krzaki - nie było jak dojść do
    tej 430 :)), gdzie od dyspozytora dostałem mechanika który mnie
    oprowadził po szopie :) Mechanik super gość - ciągle walił jakieś
    teksty, a później siadł sobie na ławeczce w cieniu, a ja buszowałem po
    szopie :) Najważniejsze - odstawione definitywnie są: ET21-107, 188,
    228, 337, 389, 456, 587, 631 (chyba) i te co już stoją od dawna: 445,
    447 itp. Razem ze dwanaście maszyn! :((( Mechanik mówił, że do końca
    roku mają wszystkie przestać jeździć :((( Jak każdy inny klną też na
    szefostwo PKP, brak loków w góry (ET41 jest za mało i nie ma co dać na
    popychy) i na pogodę - trochę za ciepło było :) Powiedział też, że jak
    188 była czynna, to podczas jazdy wszystkie amperomierze pokazywały
    maksymalną wartość :)) Jak już wracałem na stację (drogą), to na szopę
    zjechały dwie ET21 :( Po drodze do Krakowa ( bo teraz tam jechałem),
    minął nas towar z ET21 i pełno innych z ET22. Wysiadłem na Bieżanowie
    i rzuciłem szybko okiem na szopę: ET21-261, 351, 375 (co za syf z niej
    zrobili), 469, 618, 655 i 4-5 sztuk na "myjce". Na Płaszowie
    przesiadłem się na opóźnione "Bieszczady" i do Katowic. Za Krakowem
    mijamy towara z ET21-541(!), a w Krzeszowicach stoi ET21-309 - obie z
    Jaworzna Szczakowej! W Katowicach przesiadka na "Bolka" z EU07 z
    Lublina (zawsze była wrocławska) i już do domu... :)

    Na koniec chciałbym podziękować za okazaną pomoc: Tomkowi Wardasowi,
    dyspozytorowi i naczelnikowi w N. Sączu, oraz dyspozytorowi w Tarnowie
    (także Panu mechanikowi :)).





    Temat: Kolejna jałowa dyskusja
    Jako inicjator tej jałowej dyskusji czuję się w obowiązku ją podtrzymywać:


    | Osobiście jako MK i MG (Miłośnik Gór) nie mam nic przeciwko relacjom
    | Jasło-Krynica jak również nie istniejącym relacjom, takim jak  Jasło
    | (Krosno) - Łupków; Krynica - Limanowa; Chabówka - Jasło(Krosno (Zagórz));
    | Kraków(Tarnów)-Gorlice (zamiast likwidować te ostatnie)

    Masz tutaj na mysli Gorlice czy Gorlice Zagorzany? Ostatnio miąłem się
    okazje
    przekonac ze skomunikowanie Gorlic z Zagorzanami jest dosyc dobre, ale o
    bardzo
    malej frekwencji (tylko jeden czlon ezt byl zapelniony). Dodatkowo jak
    jednostka
    z Gorlic jest opozniona to pociagi w zagorzanach czekaja na skomunikowanie
    (np.
    wczoraj nawalila EN57-005 i o maly wlos nie sciagaliby jej SM42)


    Mam namyśli Gorlice. Linia Gorlice - Gorlice Zagórzany z tego co słyszałem
    ma być zlikwidowana. Tymczasem nie wydaje mi się, by PKS na linii Kraków -
    Gorlice narzekał na brak klientów. Czas przejazdu nie jest w stosunku do
    PKP, aż tak bardzo konkurencyjny, przynajmniej nie na wszystkich trasach
    (jeżdżący wiedzą, że jest kilka). Dlatego zadam głupie pytanie: Dlaczego nie
    da się (doświadczenie wielu lat to pokazuje) puścić pociągu (i nie jednego
    na dobę w środku nocy) Kraków-Gorlice. Niech  będzie on dzielony w Stróżach
    z drugą częścią do Sącza lub Krynicy. Co również stoi na przeszkodzi by
    pociąg taki był w Zagórzanach skomunikowany z pociągiem do Zagórza a jeszcze
    lepiej Krościenko/Łupków. Jest oczywiste, że jeżeli na tej trasie ktoś
    będzie musiał się 2 razy przesiąść i za każdym razem czekać od 40 do 120
    min, to jeśli nie będzie musiał jechać, zrezygnuje.  A jak ktoś mi powie, że
    przeszkodą jest zmiana trakcji to wyślę kontrposta.


    | ; Tarnów - Leluchów;
    | itp, itd. Oczywiście pod warunkiem, że pociągi takie nie wyjeżdżałyby o
    4.17
    | (obecnie z Krynicy) i nie przyjeżdżały po odjeździe większości sensownych
    | autobusów PKS. Sytuacja taka bowiem jest średnio ciekawa z punktu
    widzenia

    oczywiście
    | marzenia ściętej głowy,lecz nawet takiej marzyć wolno. Wiadomo, że w
    | opisanych przypadkach w grę wchodzi zmiana trakcji, zmiana czoła,
    | prawdopodobnie kłopoty z rozsądnymi obiegami, zerowe zainteresowanie
    | tubylców

    Ale i turystow tez jezeli pociagi te nie zostana skomunikowane z
    pospiechami z
    reszty kraju


    W tym wypadku nie chodziło mi o dojazd z dużych miast w góry, to odrębny
    temat, ale o lokalną komunikacje w obrębie tychże. W sezonie trochę ludzi po
    górach chodzi. Świadczą o tym pociągi w relacjach duża aglomeracja - duży
    kurort. Pewny ich odsetek czasem zmienia też miejsce swojego pobytu we
    wspomnianych górach. Niektórzy nawet, o zgrozo, robią to permanentnie.
    Przypuszczam, że znalazłoby się pare osób, które wsiadając na przykład w
    Piwnicznej zechciałyby wysiąść gdzieś na linii z tab. 131. Oczywiście nikt
    nie zabroniłby wejść do takiego pociągu tym wszystki, którze od lat
    dojeżdżają do pracy w Sączu, Gorlicach, Jaśle....


    |  Czy model "peryferie - centrum (centra)- peryferie" jest
    | gorszy ?

    Model o ktorym mowisz jest o niebo lepszy chocby z tak prostej przyczyny,
    ze aby
    dostac sie z Peryferia1 do Peryferia2 nie potrzeba by bylo sie przesiadać:
    np.
    Szklarska Poreba - Jelenia Gora - Karpacz


    No właśnie tak samo mi się wydawało i dlatego postawiłem retoryczne pytania
    rozpoczynając jałową dyskusję.


    I tutaj troszeczke odbiegne od polaczen regionalnych, ale mieszkajac w
    Gdansku
    nie mam mozliwosci czestego korzystania z uslug pociagow lokalnych w
    poludniowo-wschodniej Polsce.
    Natomiast jako MG (Milosnik Gor) jestem niezle zorientowany o pociagach
    Trojmiasto - Gory.
    Najbardziej lubie pociagi wyjezdzajace wieczorem (20-22) i w gorki
    docierajace
    rano (6-9). Pozwala to wykorzystac dwa dni na pelne wyjscie w gory.


    Ja osobiście nie lubię jeździć w nocy (uwaga mój bardzo subiektywny pogląd -
    proszę nie komentować i przekonywać, że nie mam racji), a już zwyczajnie
    krew mnie zalewa, gdy kolej proponuje mi podróż trwającą kilkanaście godzin,
    podczas gdy da się ją odbyć w kilka. Tak właśnie jest w przypadku pociągu
    Warszawa - Zagórz.  Przy szczęśliwym skomunikowaniu (najlepsze było chyba w
    rozkładzie 98/99 albo 97/98) da się to zrobić w jakieś 8,5 - 9 h zamiast
    11,5. To może nie robi wrażenia, ale już w relacji Warszawa-Krosno mamy
    niespełna 7 kontra 10 - różnica 30%.

     [ Outlook  upomniał mnie, że niegrzecznie jest zbyt dużo cytować, więc
    wyciąłem duży fragment z postu oryginalnego, choć w tym przypadku
    pozostawienie sprzyjałoby czytelności, gdyby ktoś w tym miejscu chciał się
    dołączyć ]


    Serdecznie pozdrawiam i czekam na dalsza czesc kolejnej jalowej dyskusji
    Tomasz Piepiora (PLASER) 0 603 588 734
    Klub Turystyki Kolejowej "TENDRZAK"


    --
       Maciej Bobrowski





    Temat: IV Mini Zlot Beskidoczubów 14-15 luty
    No to zostałam jeszcze ja.

    Mieliśmy iść z Koconia, ale już w autobusie dostałam SMSa od Staszka, żeby raczej skrótem z Krzyżówki, bo na szlakach mnóstwo śniegu. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak mnóstwo. Postanowiliśmy zaufac Staszkowi i rzeczywiście ruszamy od Krzyżówki. Na trasie są jeszcze nikłe ślady chatara - szedł tamtędy ok. północy, więc zakładam, że te regularne smużki na śniegu to ślad po jego przejściu. Inaczej w ogóle nie trafiłabym i odpuścilibyśmy.
    Poczatkowo trasę przecierają Ola z Zuzią na zmianę, ja jako ostatnia pilnuję. Ale tak nie da rady. Zmieniamy się - idę na początek, momentami Ola mnie zmienia, czasem Zuzia. Achim śnieg ma po uda i to ta optymistyczniejsza wersja. Zuzia łączy sie z nim sznurkiem, idzie mu się chyba spokojniej dzięki temu. Ja skupiam sie tylko na tym, żeby iść, żeby trafić. Gdy w pewnym momencie orientujemy sie, że nie widać śladów Staszka - ... Co Wam będę mówić. Na szczęście połapałam sie, że akurat jesteśmy na takim ukształtowaniu terenu, że wiatr chwilowo je zawiał, po przejściu przez potoczek widać znów te smużki. Idziemy nie wiem, jak długo i nie wiem, ile jeszcze przed nami. Po drodze dostaję wiadomości o Pudelku - że wyszedł z Potrójnej, że się wrócił. Chyba nie wierzę, że przyjdzie. Później okaze się, że się bardzo myliłam.
    Gdy zmieniam Olę na prowadzeniu, a śnieg jest "zaledwie" powyżej kolan, myślę:"Uff, tylko tyle". I to powtarza się wielokrotnie. Ulgę sprawił nam widok kapliczki, potem drugiej. Dowód, że idziemy dobrze. A już widok pierwszej chaty na Gibasach... Od tego momentu do dotarcia do chaty Staszka upłynęło ok. pół godziny. Dotychczas szliśmy w zasadzie lasem i to jednak powodowało, że nie było tak ogromnych zasp. Natomiast na otwartym terenie jest jeszcze gorzej. Słyszę, że Ara szczeka, Staszek wychodzi przed chatę i widzi, że brniemy - wychodzi nam naprzeciw, torując nieco drogę, ale przede wszystkim wskazując, gdzie mniejsze zaspy. Bo na "normalnym" szlaku są już ponad metrowe (w nocy będą jeszcze gorsze).
    W chacie ulga taka, że niemal płaczę... Nawet sztywne z zimna i sniegu spodnie już mi tak nie przeszkadzają. Nie zdążyłam sie przebrać, gdy dociera Pudelek. A wiec jest zlot! Wychodzę przed chatę i nie wiem, jak mu pomóc, bo z którejkolwiek strony nie patrzeć - zaspy, zaspy, zaspy. Na szczęście radzi sobie, przebija się dość szybko. Radość!
    Ogarniamy się, rozwieszamy rzeczy, coś do jedzenia - czekamy.
    Kris o ile czekając na Berniego i Takiego1Gościa jeszcze jakoś sie odzywał, tak teraz już przestał. Nawet nie pamiętam, kiedy - chyba przed naszym dojściem dzwonił, ze chyba rezygnują. Niefajnie. Największy żal mam o to, że gdy już zeszli nie powiadomili nas. Może wszystkich innych tak, ale my nie mieliśmy wiadomości i też o nich się baliśmy.
    Pająk z Sabiną docierają. Nawet w niezłym stanie, radość jest duża.
    Teraz już tylko Xadze z ekipą kibicujemy. Robiąc przy okazji faworki i piekąc ciasto, tak sobie wymyśliliśmy.
    Jak to czekanie wyglądało, to wiadomo już z relacji innych. Achim nie chciał isć spać, zanim Xaga sie nie pojawi - a już ledwie trzymał sie na nogach. Ja jeszcze tylko dodam o strachu, o myślach, które się kotłowały. O poczuciu bezradności - nawet nie ma jak im pomóc. Zwłaszcza gdy zanika zasięg. Gdy Pająk rusza im naprzeciw to poczucie ulgi - że ktoś cos może zrobić - i złosć na samą siebie, że nie potrafię. I kolejne wiadomości - że nie mogą na siebie trafić. Że trafili na siebie, ale ślady zawiało. Że nie widzą ani nie słyszą nic od strony chatki. Wtedy z Sabiną przebijamy się nieco w stronę szlaku, żeby spróbować im dać znaki świetlne i dźwiękowe, ale nic z tego - nie słyszą ani nie widzą nas. Że... schodzą. W głowie myśli - już wzywac GOPR? Czekac jeszcze? I tak w kółko.Czekaliśmy do piątej z Pudelkiem. Nie wiedzieliśmy o telefonie Pająka do Sabiny i jeszcze rano - pierwsza myśl po przebudzeniu: Co z nimi? Chyba ok. 10tej Staszek mówi, że dotarli na Gałasie w nocy i że tam są. Więc już ulga.
    Cóż... Od wczoraj wiadomo, że schodzimy razem, że na Krzyżówkę, bo nie będziemy ryzykować. Staszek oferuje sie odprowadzić nas kawałek, "normalnie" to jest 15 min, a wczoraj przebijaliśmy sie ten kawałek jakies 2 godziny. Śnieg jest głębszy niż poprzedniego dnia, ale idziemy większa ekipą, idziemy w dół, jeszcze z pomocą, jeszcze pozostał wyraźny ślad naszego wczorajszego rycia.... Jest dobrze. W sumie schodzimy tylko jakieś 2 godziny.
    Na Krzyżowce postanawiamy dojść do Koconia, tam w knajpie urzadzić punkt zborny. Ekipa z Gałasiów jest wcześniej. Radość spotkania i szczęśliwie zakończonej przygody.
    Xaga, Renia, Darek, potem jeszcze Pająk - żebyście wiedziali, jak się o was bałam...

    W Suchej okazało się, że o godzinie 16tej nie było jeszcze expresów, które miały odjechać po 13tej. I nikt nic nie wie, nie mówi. Mercbus oczywiście zapakowany na full i wracamy na dworzec PKP. Na szczęście już powoli odblokowuje się wszystko, do Krakowa docieramy ok. 20tej. Cali i zdrowi. I mimo wszystko szcześliwi. Zuzia na widok śniegu w Krakowie reaguje: co tu tak mało...tu w ogóle nie ma śniegu!

    Przyznam sie do jeszcze jednego. Idąc z dziećmi w górę nie wiem, ile razy odmówiłam modlitwę do Anioła Stróża. Nie zawiódl...



    Temat: Polska Policja
    http://www.polskatimes.pl/592,36834.htm


    Sobota, 10 maja, restauracja "U Wiślaków" przy ul. Reymonta, obok stadionu Wisły Kraków. Kibice gromadzą się w słoneczne popołudnie. Do rozpoczęcia meczu pozostały jeszcze dwie, trzy godziny. Panuje ogólna radość ze zdobycia przez piłkarzy mistrzostwa kraju. Nastrój pikniku pryska, gdy pojawia się oddział policji. W internecie zamieszczony został film, nakręcony prawdopodobnie kamerą telefonu komórkowego, pokazujący brutalną akcję stróżów prawa.

    Na filmie widać spokojnie stojącego młodego mężczyznę, do którego tuli się dziecko. Maluch jest przerażony, płacze, ale funkcjonariusze w ogóle się tym nie przejmują. Choć mężczyzna nie stawia oporu, szarpią go, a następnie - na oczach dziecka - brutalnie powalają na ziemię. Wygląda na to, że nieszczęśnik znalazł się po prostu w nieodpowiednim miejscu.


    W ostatnim czasie to nie jedyny przypadek brutalności funkcjonariuszy. Do kolejnej brutalnej interwencji policji doszło tydzień później w krakowskim klubie "Kameleon" przy ul. Zabłocie 22. Funkcjonariusze spacyfikowali wszystkie bawiące się w dyskotece osoby.
    Kompletny tumult, panika, przerażenie - tak atmosferę w klubie opisuje Jacek Szostek, właściciel "Kameleona". Jest zbulwersowany, bo do dziś nikt z policji nie wytłumaczył mu, dlaczego akurat jego lokal był przeszukiwany.

    - Około godz. 2.30 w nocy do dyskoteki wpadli antyterroryści z karabinami - opowiada. - Położyli wszystkich plackiem na podłodze. Ludzie leżeli tak przez trzy godziny. Jeśli ktoś skarżył się, że mu niewygodnie, dostawał kolbą w plecy.


    Wiekszości społeczeństwa niestety wydaje się, że policja polska funkcjonuje dobrze, sprawnie, dba o bezpieczeństwo i robi to niemalże bez zarzutu. Ten artykuł jako jeden z niewielu przybliża nam prawdziwą twarz policji, a w szczególności prewencji... Smutne jest to, że nawet jak uda się nagrać zachowanie policjantów, nie ma szans, by pociagnąć ich za to do odpowiedzialności - niestety, ale media zazwyczaj przedstawiają wybaczony obraz zajść, do tego policja, prokuratura i sądy chronią się nawzajem. Chłopaki zatrzymani po zabawie policji w Mydlnikach (w skrócie - policja zagazowała pociąg z kibicami wracającymi z meczu, wyciągnęła wszystkich - łącznie z pracownikiem klubu i kierownikiem pociągu z PKP! - po czym dotkliwie pobiła kibiców i aresztowała kilkadziesiąt osób metodą na "chybił-trafił") dostali wyroki, zostali złamani przez prokuratora (na zasadzie - "jak się nie przyznasz, to nie wyjdziesz") i dobrowolnie poddali się karze, dostając po dwa lata bezwględnego więzienia.
    Od czasu do czasu na światło dzienne wychodzą i inne przykłady bestialstwa bandytów w niebieskich mundurach - ostatnio u nas na Śląsku pobili niedorowzwiniętego umysłowo chłopaka na komisariacie tak bardzo, że skończyło się to dla niego wycięciem śledziony. Poza tym nieraz policjanci sami kręcą filmy ze swoich zabaw - raz jeden bardzo inteligentny funkcjonariusz, żeby się pochwalić, udostępnił film na którym widać, jak podchodzą do przypadkowego kibica, wyciągają go z tłumu i brutalnie biją - ot, tak (to było kilka lat temu, był na ten temat program w TVNie - jest to jeden z niewielu przypadków, gdy policjant stracił za coś takiego pracę). Albo np. coś takiego:
    http://www.smog.pl/wideo/..._hetman_zamosc/ - policjanci dumnie kroczą kopiąc i "popukując" kibiców, po czym na jednego z nich bez żadnego powodu się rzucają.
    Niestety, jest to normalna praktyka.
    Jak wiecie (albo i nie), dorabiam jako ochroniarz na meczach pierwszej i drugiej ligi. I to, co czasem widzę, powoduje, że sam mam ochotę podejść do policjanta i mu przylać pałą - większość zadym związanych z meczami to własnie wina szukających okazji do rozróby "stróżów prawa". Nie będę się tutaj dokładnie rozwodził, co policja robi, by sprowokować zadymę, bo to nie jest istotne.
    Ostatnio po juwenaliach na Ligocie moi koledzy dostali 500 zł mandatu. Ponieważ siedząc o 4 rano na ławce i czekając na autobus rozmawiali ze sobą, kilka razy wymsknęły się im wulgaryzmy. Więc policjant, sam posługujący się językiem na poziomie pijackiej meliny, postanowił ich za to ukarać. Dobrze, że nie było czuć od nich alkoholu, bo jeszcze skończyłoby się to dla nich izbą wytrzeźwień.
    Był w tym roku taki okres, że byłem spisywany przez policjantów niemalże codziennie - jak wracałem z uczelni, jechałem na koncert czy poszedłem pobiegać po parku. Ot tak, "prewencyjnie" - czemu to ma służyć - nie wiem, za to wiem, że za każdym razem tracę czas, bo takie jest widzimisie policantów.
    Niestety, zdarzyło mi się również nieraz zostać obelżywie "zjechanym" przez policjantów, zdarzyło mi się też oberwać gazem i pałką (myślę, że od ciężkiego pobicia uchroniło mnie to, że miałem nogę w gipsie i chodziłem o kulach). Ze strony policji miałem również okazję doświadczyć czegoś znacznie gorszego, ale ponieważ internet nie jest anonimowy, nie będę tutaj o tym pisał.
    A Wy mieliście okazję doświadczyć podobnych sytuacji? I jak sądzicie, skąd się to bierze? Jak temu zaradzić?
    Zapraszam do dyskusji.



    Temat: Bez prądu - wrażenia
    W niedzielę przed południem wybrałem się na wycieczkę kolejowymi liniami
    niezelektryfikowanymi na trasie Wrocław - Jaworzyna Śl. - Nysa - Opole -
    Wrocław.

    Podróż rozpocząłem na dworcu zachodnim. Poczekalnia dworca Wrocław Zachodni
    zaskoczyła mnie pięknym freskiem z roku 1979 przedstawiającym postęp w
    kolejnictwie. Po lewej stronie tendrzak z dwoma dwuosiowymi wagonami, a pod
    prawej sunący bezgłośnie EN-57 ;-). Na środku napis: PKP - 115 lat.
    Skład, którym jechałem do Jaworzyny przedstawiał się następująco:
    EU07+Bd+Adu+Bhp. W pierwszym mechpomie napełnienie było ok. 80%, w bipie
    nieco mniejsze.
    Bilet na całe kółko kupiłem u kierpocia, który miał opory, żeby wystawić mi
    bilet na trasie Wrocław Zachodni - Wrocław Główny ("Panie. Jak to będzie
    wyglądało?") i w rezultacie wystawił mi bilet ze Smolca (następna za WrZ
    stacja).

    Moją podróż spalinową rozpocząłem od zwiedzania skansenu w Jaworzynie.

    kilkanaście maszyn. Wiele z nich - wypruta, oszprejowana, przerdzewiała.
    Wiatr gwiżdże w otwartych kotłach, hula w przegnitych wagonach opisanych
    farbą w ubiegłym wieku: "Eksponat do remontu". W hali parowozowni stoją
    lepsze lokomotywy. Niektóre z nich zachowały jeszcze resztki czerwonego
    malowania na kołach. Na ścianach poglądowe rysunki techniczne z
    przyzakładowej zawodówki, modele elementów silnika parowego. Cisza. Słychać
    własne echo, odbite wielokrotnie od kilkudziesięciometrowej długości hali i
    płaskich powierzchni maszyn. Nieosłonięte kanały rewizyjne, brak
    oświetlenia. Wychodzę na zewnątrz i kieruję się w stronę EU04 i ET21.
    Zostaję zaatakowany przez trzy niebezpieczne psy, które zmuszają mnie do
    ucieczki przez plac nawęglania tendrów. Na placu tablica z instrukcją
    napełniania - w dobrym stanie, oryginalna. Powracam do budynku, po drodze
    spotykam jedynego pracownika skansenu, który inkasuje ode mnie 2 zł za
    wstęp, dając w zamian pocztówkę (do wyboru EW60, SM48 lub Tki3). Z rozmowy
    wynika, że to były pracownik czynnej niegdyś parowozowni. Rozgoryczony i
    smutny, jedyny towarzysz opuszczonych parowozów. Pokierowany radą stróża
    udaję się do maszyn jeszcze na chodzie. Podchodzę do TKi3. Z namaszczeniem
    dotykam pachnących oliwą elementów. Wchodzę do wnętrza. Siadam na zydelku,
    prawą dłoń kładę na zawór maszynisty, lewą na (nastawnik?). Opieram się o
    boczne okno, spoglądam przed siebie... Marzę, a w moim wnętrzu - smutek.
    Czy w cywilizacyjnym pędzie do nowoczesności nie odwróciliśmy się od
    przeszłości? Czy dążąc do jak największego postępu nie zapomnieliśmy o
    pięknie? Siedząc w tendrzaku poczułem duszę parowozu i czułem, że on też
    mnie rozumie...

    Godzina 15,45 - trzeba jechać dalej. Pociąg do Nysy (do Katowic)- SU46 +
    mechpomy. Zapełnienie 25%, bez trudu znalazłem spokojne miejsce do
    obserwacji szlaku. Jednotor, na mniejszych mijankach semafory kształtowe.
    Dopiero tam poczułem, jaka jest zaleta podróży bez drutu - w obserwacjach
    nie przeszkadzają słupy, które co chwila rozpraszają uwagę. Pozbawiona
    trakcji elektrycznej linia nie szpeci krajobrazu, wręcz przeciwnie -
    snujący się przez pola pociąg dodaje uroku tej spokojnej okolicy.

    Przybywam do Nysy - ładnego, zielonego miasta. Mam tutaj dwie godziny
    postoju, wykorzystuję ten czas na posiłek. W centrum spotykam mieszkańców
    podczas niedzielnej przechadzki. Senna atmosfera małego miasta, spokój i
    cisza (od czasu do czasu przejedzie maluch z przyciemnianymi szybami).

    Szlak z Nysy do Opola, to linia o której sądziłem, że została już dawno
    zamknięta. Nawet kierpoć wystawiający mi bilet nie wierzył, że coś tam
    jeździ. Tymczasem, mimo iż przyszedłem na dworzec 30 minut przed planowym
    odjazdem pociągu, to w wagonach (dwóch) było około 25% miejsc zajętych.
    Skład, to SU42+2xbonanza. SU42 (co to za twór?) stała ze zgaszonym
    silnikiem, miałem więc okazję obejrzeć proces uruchamiania stonki bez
    długiego czekania na rozgrzanie silnika (grzał 10 min). Przed odjazdem
    zapełnienie przekraczało 100% tak, że kierpoć udostępnił nawet swój
    przedział służbowy. Ruszyliśmy. Linia Opole - Nysa, jest najbardziej
    klimatyczna z linii płaskiego Dolnego Śląska (IMHO). Małe przystanki,
    semafory kształtowe (w nocy z oświetleniem), oczywiście jednotor. Szlakowa
    to około 60 km/h. Polecam wszystkim na uspokojenie.

    W Opolu półtorej godziny czekania przekimałem siedząc na okrągłym stoliczku
    obok kasy (ławki jak zwykle zajęte przez stałych mieszkańców). Wreszcie o
    23.30 zabrała nas rzeźnia Kraków - Świnoujście. W tym dniu rzeźnia to dobre
    określenie, ponieważ pociąg był całkiem pełny. Korytarz obok mnie (ja
    stałem przy harmonii) zajęła gimnazjalno-licealna młodzież ubrana jak armia
    Wielkiej Wojny Ojczyźnianiej (wojskowo lecz dziadowsko), wracająca ze - jak
    się wyrazili - "zlotu". Przez całą drogę palili papierosy i narzekali na
    kolej (a ich argumenty nie były bezpodstawne).

    [pomijam opis powrotu KM do domu, zostawiam to dla pmt]

    Do domu wróciłem o drugiej w nocy, mając mnóstwo wrażeń w sercu i jedno
    zdjęcie zrobione podczas całej wycieczki.

    Pozdrawiam.
    Michał Smolnik

    www.smolnik.w.pl
    tel. 0 604 666 970

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl



  • Strona 2 z 2 • Zostało znalezionych 59 rezultatów • 1, 2 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.