Strona Główna pkt.pl Klienci indywidualni pkpkrakow Warszawa przez Kielce płaca informatyków PKP Skierniewice Plac zabaw Poznań pl Bankowy Urząd Miasta PKP Chełmża Toruń rozkład PKO skup dewiz PKP Suwałki Warszawa Placek pijak |
Widzisz posty znalezione dla zapytania: płacz roślinTemat: WRZESIEŃ 2003 JUŻ JEST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Witajcie! Jeszcze nie widziałam Stefa, ale za chwilkę zajrzę na edziecko, a potem... do kiosku! Weekend spędziłam cudowny )) Jeszcze nawet trochę energii mi zostało! Byliśmy u moich rodziców. Sprzedali swoje mieszkanie i mieszkają chwilowo (szukają w Poznaniu) u znajomych. Oni mają ogromny dom (ok.700m kw powierzchni!!!) z pięknym ogrodem, nad samiutkim jeziorem koło Szczecinka. Moje główne zajęcie przez 4 dni, to wylegiwanie się na tarasie z widokiem na rzeczone jezioro, od czasu do czasu jakieś jedzonko dla Krzysia. Szkoda mi tylko, że tatuś Krzysia musiał jechać z powrotem do pracy, ale wrócił do nas w sobotę. A Krzyś - cały szczęsliwy!!! Babcia z dziadkiem, przyszywana babcia z przyszywanym dziadkiem (ci znajomi), psy, kot, mnóstwo roślin... Apetyt, podobnie jak u JASKO MAMY, zupełnie niewiarygodny!!! Po obiadku zjadał ze smakiem cały słoiczek owoców!!!!! Najszczęśliwszy był jak pozwoliliśmy mu pogłaskać kotka. Pogłaskać, to chyba za dużo powiedziane- złapał go oczywiście za ucho Kot był baardzo cierpliwy. Z przewijaniem cieżko, ale walczymy wytrwale i w końcu udaje się jakoś narzucić pieluszkę na małą pupę Widać już 4 jedynki - ta ostatnia właśnie wyszła, jeszcze widać krew na dziąsełku Nocki już troszkę lepsze, ale nadal śpi z nami. Wczoraj udało nam sięzrobić parę fotek na basenie A dziś byłam poszaleć na zakupach - głównie dla Krzysia. Te ciuszki są takie cudne, że jeśli nie wszystkie, to przynajmniej połowę bym kupiła, jeśli by mnie tylko było stać! Krzyś płakał i marudził prawie cały czas, aż wzięłam go na ręce i wtedy zasnął z główką na moim ramieniu )) Bardzo to było kochane )))))))) Ale wynika z tego, że Krzys nie lubi i chyba nie umie zasypiać sam. Bardzo go męczy zaspianie nawet na spacerze w wózku - krzyczy, płacze, aż zmęczony w końcu zasypia. Tak, jakby bał się tracić czas na spanie i zawsze walczy. A nasze wakacje tuż, tuż. 24 czerwca wyruszamy w trójkę do Pogorzelicy, a potem do Darłówka już bez taty, ale za to z dziadkami. Znów sobie odpocznę CAŁY miesiac nad morzem )) Już się nie mogę doczekać. Jeśli będziecie w tym czasie gdzieś w okolicy, to dajcie znać. Najważniejszego nie powiedziałam! Byliśmy w odwiedzinach u prababci, Krzyś widział ją ostatnio na Wielkanoc. Zobaczył ją teraz i ... od progu w ryk. Bardzo płakał, nie mogłam go uspokoić, nawet cycuś nie dał rady Dopiero po jakiejś godzince pozwolił się dotknąć prababci za rączkę. Na drugi dzień poszliśmy do cioci, której w ogóle jeszcze nie widział - i, ta sam sytuacja! Czy wasze maluchy robią takie rzeczy? Ciekawe jest, że obcym ludziom np. w sklepie rozdaje uśmiechy i nie robi nawet podkówki! MARTAEL - chuchaj i dmuchaj na Gucia! Dopchałaś się? JAVERT - współczuję, ale i zadroszczę wam tej opiekunki (jak już ją znajdziecie!). Nie chciałabym zostawić Krzysia z kimś obcym , tak jak WINNIE, ale z drugiej strony ile luzu... Nawet jeśli będziesz pracować. WITKA06 - Krzys też bardzo sie poci, szczególnie przy karmieniu; no i przy zabawach-szaleństwach oczywiście! GAGARIN - też obawiamy się jazdy nad morze. Szczególnie po ostatnim powrocie od dziadków (170km). Krzyś zamiast zasnac i obudzić sieu celu, jak niejednokrotnie juz robił - całą drogę krzyczał, płakał, piszczał, zawodził...cały repertuar! Miał króciutkie przerwy, jak wyciagałam nową zabawkę z torby (wyjęłam wszystkie!). W końcu przesiadłam się do niego do tyłu, ale to też nie pomogło. Wreszcie przy czytaniu książeczki, zmęczony i spocony zasnął w momencie jak mijaliśmy tablicę Poznań (dobrze, że od tablicy do domu jest jakieś pół godziny, to troche się zdrzemnął). Wytrwałości w bawieniu i przewijaniu na cały tydzień dla wszystkich Mam! Całusy dla Oli i jej Mamusi! Temat: Kwiecien 2004 ,cd. 1 :) synuś na razie grzeczny a życie i tak ciężkie Mama: załóż czapeczkę dziecku, ono marznie. Pediatra: pani przegrzewa dziecko, proszę spojrzeć ile potówek. Teściowa: wiesz Gosiu, nie chcę ci nic narzucać, ale dzisiaj spotkałam znajomą i oni jednak o wiele cieplej ubierają dziecko. Położna: rośliny cieplarniane to słabe rośliny. Dziecko ryczy.... - próbuję "je odbić". Mama: nie trzymaj tak w pionie, połóż je. Ja: ale musi mu się odbić. Dziecko w poziomie nadal ryczy. Mama: Nie trzymaj tak w poziomie, weź go odbij. Ja: przed chwilą kazałaś mi je trzymać w poziomie. Mama: bo byś tą czapeczkę założyła, jak dziecku zimno to płacze. Ja totalnie wkur.... Dajcie mi spokój!!!! Pion - poziom. Czapeczkę! Absolutnie bez czapeczki! Kogo ja mam słuchać!!! Pediatra chyba lepiej wie!!! Poza tym podzielam jego zdanie, dziecko trzeba hartować. Mama: lekarz tylko leczy - matka wie lepiej, jak możesz tak ziębić dziecko. Telefon: teściowa: wiesz Gosiu, może jednak weź dodatkową kołderkę na spacer, no i zaraz przyjdę ci pomóc. Ja: nie przychodź - już mam dość rad mojej mamy. Moja mama: nie wyżywaj się na matkach!!! Ja obrażona. Matka obrażona. Teściowa udaje, że nie obrażona. Lekarka zawiedziona przegrzewaniem, a tyle mi mówiła. Teściowa nienachalnie kupuje codziennie ciepłe ciuszki. Od dziś nowy temat do kłótni. Teściowa chce smoczka uspokajacza, bo dziecko na spacerze jak płacze to może zaziębić gardło. Ja nie chcę smoczka uspokajacza, bo dziecko może przestać chcieć jeść z piersi, więc piersi mogą przestać produkować mleko no i będą kłopoty ze zgryzem- tak pisali w moich książkach. Mama - jeszcze nie wiem co chce, ale dla zasady będzie chciała co innego niż ja. A... i jeszcze teściu uważa, że źle trzymam syncia "gorzej tą główkę trzymasz niż teściowa". Rozwiązanie???? Zero pomysłów. Teściowa gotuje nam obiadki (dzięki Bogu, bo nie wiem co byśmy jedli - bo ja oprócz opieki nad Mateuszkiem muszę trochę popracować i pilnować spraw firmowych), Mama - to mama, nie zabronię odwiedzin. Teść naprawił wózek, i nie chciał wziąć 14 zł za część którą do wózka kupił, więc trzeba będzie być dozgonnie wdzięczną... Jezu! Obłęd! Ja na głowę dostanę. Gdzieś czytałam na forum e-dziecko, że dziewczyny się zastanawiają czy po 4 tygodniach od porodu można zezwolić na odwiedziny. Ja już w pierwszy dzień - w dzień porodu zmagałam się z odwiedzinami 6 osób (znajomi, rodzice, teściowie), na drugi dzień 7 osób, na trzeci dzień 4 osoby. Po powrocie do domu codziennie mam odwiedziny pomocników - 3 osoby - a co drugi dzień jacyś znajomi lub rodzina "niepomocnicy" - tym to trzeba robić kawkę i częstować ciasteczkiem. Wszyscy prześcigają się z DOBRYMI RADAMI. A ja głupia dyskutuję zamiast WYNOCHA powiedzieć. No ale nie powiem przecież, bo to i tamto, bo oni z dobrego serca, no i TYYYLEEE dla nas robią i TYYYLEEE nam pomagają. Przed teściową do tej pory udawałam, że tetry używamy. Nawet garnek do gotowania pieluch nam przyniosła. No ale jak siedzi tak 4 godz. to biedny Mateuszek nie jest przewijany... bo bałam się pokazać, że przy dupci żadnej tetry nie ma. No w końcu dla dobra dziecka się złamałam i ujawniłam grzesznego pampersa. No i słucham sobie teraz o bezpłodności i zakażeniach w cewkach moczowych.... Tak delikatnie te uwagi robi, że nawet nie mam jak odpyskować. Bo to niby nienarzucająco no i mogę robić co chcę, bo matka wie lepiej... ale... Jezu ja naprawdę na głowę dostanę. Przynajmniej moja mama nadal obrażona, więc z tej strony trochę spokoju mam Temat: podyskutujecie? darcia73 napisała: > mozna ciąg dalszy? bardzo ciekawe... sorry,cos ucielo Oboje wykonywali artystyczne zawody na tyle bliskie, że mogli wspierać się radą i życzliwą krytyką, na tyle zaś odległe, że każde z nich miało własne, niezależne terytorium. Wychowali syna. Ojciec był dla niego wzorem. Chłopak skończył studia i ożenił się, po czym wyjechał z żoną na stypendium do Kanady. Właśnie po jego wyjeździe, gdy Adam i Ewa siedzieli przy kominku w ich ukochanym domu, on powiedział: Przestałem cię kochać i nie jestem pewien, czy mogę nadal być z tobą. To, co działo się potem, Ewa opisuje następująco: Poczułam się tak, jakbym dostała cios między oczy. Płakałam, prawie nie czując, że płaczę. Słyszałam, że Adam coś mówił - zdaje się, że jemu też jest ciężko. Następne dni i tygodnie były koszmarem. Odmawiał wyjaśnień, mówiąc, że jest mu trudno rozmawiać, gdy widzi, jak to przeżywam. Jedno tylko stale powtarzał: nie ma w nim nic, co mogłoby służyć ratowaniu naszego związku. Niebawem okazało się, że Adam od dawna jest związany z dużo ode mnie młodszą kobietą, a ona i ich wspólni znajomi są utrzymywani w przekonaniu, że łączą mnie z Adamem tylko siostrzano- braterskie stosunki. Wkrótce wyprowadził się do kochanki i wniósł sprawę o rozwód. Tonęłam. I chociaż w najgorszych chwilach modliłam się o jego powrót albo śmierć, okazało się, że pojawia się we mnie chęć życia, że życie jest dla mnie większą wartością niż związek z kimkolwiek. Nie chciałam ukrywać niczego i udawać, nie chciałam szukać gorączkowo przypadkowych spotkań i udowadniać sobie oraz światu, że jeszcze żyję, że jestem kobietą, a nie staruszką. Pracowałam i byłam szczęśliwa, że w swoich obrazach mogę wyrazić to, co czuję. Szukałam pomocy u przyjaciół i rodziny - nie zawiodłam się. Otrzymałam także pomoc profesjonalną ze strony mądrego, dobrego człowieka, który umiał słuchać, nie pocieszając. On pomógł mi godzić się z trudną rzeczywistością bez użalania się nad sobą i towarzyszył mi w odszukiwaniu i odkurzaniu wartości, które dla ludzi szczęśliwych są tak oczywiste, że aż niezauważalne: miłości mimo wszystko, wiary w boską i ludzką dobroć, w wartość dawania i brania. I chociaż wiem, że nigdy już nie będę dla nikogo najważniejszą osobą na świecie bywam szczęśliwa. Umiem też pozwolić sobie na smutek, bo rozumiem, że i on musi minąć. Wiem, że z czasem będę mogła wspominać nasze szczęśliwe lata. Ale teraz trzymam je zamrożone, aby pozwolić sobie na zagojenie się głębokiej rany zadanej mi przez człowieka, któremu tak ufałam. Po tym, co przeżyłam, jestem ta sama, ale nie taka sama. Może to dobrze?. Cóż mogłabym dodać do tego świadectwa Ewy, którego wysłuchałam trzy lata po jej rozwodzie? Jest malarką, a jej wystawa spotkała się ostatnio z bardzo życzliwymi ocenami. Została babcią bliźniąt. Dom Ewy jest miejscem spotkań wielu przyjaciół. O Adamie nie chce rozmawiać. To ciągle jeszcze za bardzo boli. Lidia Mieścicka Charaktery, listopad 2003. Lidia Mieścicka jest lekarzem i psychoterapeutką, pracuje w Poradni Intra w Warszawie. Wydała dwie książki: Nie poddawaj się smutkowi i Być matką dorosłych dzieci. Ma dwie dorosłe córki i pięcioro wnucząt. Jej hobby - wszystko, co żywe: ludzie, zwierzęta, ptaki, rośliny. Temat: Zostac ateista, to wymaga odwagi ! W co ma wierzyć ateista ??? W co ma wierzyć ateista? Boga nie ma! I skończmy wreszcie z tą dziecinadą. LUDOVIC KENNEDY The Guardian Stary człowiek chętnie oddaje się rozmyślaniom o bogach. Mam w tej chwili 83 lata, wkrótce skończę 84, a im bliższy jest moment, w którym odrzucę swą doczesną powłokę, tym bardziej zastanawia mnie wiara chrześcijan w bóstwo, które nazywają niezbyt oryginalnie Bogiem (tak jakby nigdy nie było żadnych innych bogów). Szczególnie zadziwiają mnie dwie rzeczy: po pierwsze twierdzenie, wysunięte już w Księdze Rodzaju, ale do dziś uznawane za prawdziwe – że Bóg stworzył świat z nicości. Uważam, że przyjęcie tego twierdzenia na wiarę nie wystarczy. W istocie jest ono tak naciągnięte, że przywodzi wręcz na myśl przechwałkę Glendowera z szekspirowskiego „Henryka IV, cz. I”: „Potrafię wywoływać duchy z przepastnej otchłani”, i miażdżącą ripostę Hotspura: „Tak, ja też potrafię i każdy potrafi. Ale czy przychodzą właśnie wtedy, kiedy je wzywasz?” Druga zagadka jest następująca: co tydzień chrześcijanie wyśpiewują w swych świątyniach, że „Bóg” jest sprawiedliwy, miłosierny i mądry, zarazem twierdzą jednak, iż jest on niewidzialny, niedostępny i milczący jak skała. Te atrybuty są wzajemnie sprzeczne, gdyż drugi ich zestaw wyklucza posiadanie pierwszego. A gdzie w codziennym życiu znajdujemy przykłady miłosierdzia, mądrości i sprawiedliwości Boga? Jednak mimo wszystkich sprzeczności i błędów w rozumowaniu wciąż rozbrzmiewa w kościołach gromkie alleluja i do znudzenia powtarzane są słowa dziękczynienia i zawierzenia. Czy bracia i siostry naprawdę wierzą, że ktoś ich słucha i czy kiedykolwiek przyszło im do głowy, że w oczach postronnego obserwatora wyglądają głupio? (Choć nie bardziej głupio niż wyznawcy judaizmu kiwający się przed Ścianą Płaczu czy też muzułmanie padający na twarz, z głową zwróconą w stronę Mekki). I czy umknęło ich uwadze słynne powiedzenie Davida Hume’a, iż absurdem jest myśl, że istotę boską cechuje jedna z najnędzniejszych ludzkich słabości – nienasycone pragnienie poklasku? Błędem jest rozważanie bogów w oderwaniu, jak gdyby istnieli w próżni. Ci, którzy gnębią nas obecnie, są spadkobiercami odwiecznego rodu dawnych idoli, wśród których byli Bunjil i Pulga, Baal i Mitra, Ra i Ozyrys, Thor i Odyn, a przed nimi dosłownie tysiące innych bogów morza i nieba, rzek i gór, kamieni i krzaków, rodem z czasów, gdy człowiek pierwotny szukał poczucia pewności i bezpieczeństwa w obliczu zjawisk, które go przerażały: błyskawic i grzmotów, susz, trzęsień ziemi, wulkanów, dzikich zwierząt, trujących roślin i owoców. Wszyscy bogowie od niepamiętnych czasów są wytworami fantazji, wymyślonymi przez ludzi na użytek ludzi, próbą wytłumaczenia tego, co z pozoru niewytłumaczalne. Czy jednak w czwartym roku XXI stulecia naszej ery, u progu kolonizacji kosmosu, potrzebujemy takich paliatywów? Czy nie powinniśmy raczej posłuchać wskazówki z Listu do Koryntian, który przypomina nam, że kiedy mówimy jak dzieci, myślimy jak dzieci, rozumujemy jak dzieci, lecz teraz, gdy dorośliśmy, powinniśmy zaniecha tego, co dziecięce? Były w historii okresy, kiedy mężczyźni i kobiety znajdowali duchowe spełnienie – podobnie jak ja i coraz więcej osób w dzisiejszych czasach – w kontakcie z przyrodą, w sztuce; były też długotrwałe okresy, gdy obchodzili się bez żadnych religijnych wierzeń. Indianie z półwyspu Gaspe, pisał Chrétien Le Clerq, nigdy nie stworzyli pojęcia bóstwa, a jednak dobrocią swą przewyższali wszystkich Europejczyków. Jezuita Le Jeune odkrył, że mieszkańcy wyspy Cap Breton są „niezwykle bystrzy, uczciwi i prawi, bardzo hojni i pogodnego usposobienia”, ale również niereligijni. A dominikanin Jean- Baptiste du Tertre, ostrzegany przez kościelne władze, że czarnoskórzy ateiści, z którymi zetknie się na Antylach, są zdeprawowani, przekonał się, iż jest zupełnie inaczej. „Gorąco kochają swych bliźnich, zawsze pomagają sobie w chorobie i nie umieją przejść obojętnie wobec cudzej krzywdy”. Podobnych odkryć dokonywano w Tajlandii, Chinach i Japonii. Jakże bym chciał, aby takie społeczności nadal dziś istniały. Tymczasem gdziekolwiek spojrzeć, toczą się konflikty: protestanci i katolicy walczą ze sobą w Irlandii Północnej; żydzi, chrześcijanie i mahometanie w Palestynie; mahometanie i hinduiści na subkontynencie indyjskim; chrześcijanie i mahometanie w Nigerii, Indonezji, Arabii Saudyjskiej i innych miejscach. Czy potrzeba więcej argumentów na rzecz ateizmu? Ludovic Kennedy jest m.in. autorem książki „All in the Mind: A Farewell to God” (Wytwory wyobraźni: Pożegnanie z Bogiem). Temat: Przeczytajcie!:( Przeczytajcie!:( On był zdrowy! Umiera przez lekarzy Mój Łukasz miał przejść prosty zabieg, a teraz umiera - szlocha zrozpaczona Małgorzata Jaworska FOTO Piotr Grzybowski Łukasz Jaworski (17 l.) do warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka trafił zdrowy. Miał przejść prosty zabieg szczęki. Po operacji jest rośliną. Nie ma dużych szans na przeżycie. Jego mózg już nie pracuje. - Lekarze zabili mi syna! - zalewa się łzami Małgorzata Jaworska z Radomia. Matka chłopaka wciąż nie może dojść do siebie. - Przyszliśmy przecież na łatwy zabieg! Łukasz miał przejść nieskomplikowany zabieg korekcji szczęki. Lekarze przekładali zabieg trzy dni. W końcu prof. Zofia Dudkiewicz wyznaczyła termin na poniedziałek, 11 lipca. O godz. 8 chłopak pojechał na salę operacyjną. Poddano go narkozie, z której się już nie wybudził. Zmowa milczenia - Zabieg miał trochę poprawić mu wygląd. Ale gdybyśmy wiedzieli, że tak to się skończy, nigdy byśmy się nie zdecydowali - twierdzą rodzice Łukasza. Przez 10 godzin chłopak leżał nieprzytomny. Rodzice nie mieli żadnej informacji o stanie syna. Zaczęli się niepokoić. - Nikt nie chciałĘpowiedzieć, co się dzieje. Od jednego z lekarzy dowiedzieliśmy się tylko, że są problemy z zatamowaniem krwawienia - mówi Janusz P., ojczym Łukasza. Minuty na wagę życia Po godz. 16 operująca chłopca pani profesor przekazała rodzicom, że anestezjolodzy chcą, żeby Łukasza podłączyć do respiratora. - Bagatelizowała jednak całą sprawę i mówiła, że "zaraz powinien się wybudzić" - twierdzi Małgorzata Jaworska. Prof. Dudkiewicz, która operowała Łukasza, zaprzecza: - Co pan mi zarzuca? Kiedy anestezjolog przyszedłĘmi powiedzieć, że pacjent nie budzi się i trzeba skierować go na OIOM, powiedziałam, żeby robił, co uważa. Dopiero o godz. 18 zdecydowano się przewieźć chłopca na intensywną terapię do Szpitala Wolskiego, choć OIOM jest oddalony o 500 m. Wezwano karetkę. - Z tym też były problemy. Kierowca nie chciał przewieźć Łukasza, dopóki nie dostanie od instytutu 250 zł za usługę - oburza się matka. - Kiedy już znalazły się pieniądze, zaczął biegać, próbując rozmienić pieniądze. To znowu kosztowało kolejne minuty. Być może na wagę życia Łukasza... - kończy łkając ojczym. Lekarz Szpitala Wolskiego po pierwszych oględzinach nie miał wątpliwości. - Przyznał, że Łukasz najprawdopodobniej nigdy już się nie obudzi - płacze zrozpaczona matka. O przebiegu operacji rodzice dowiedzieli się z karty szpitalnej wypisanej przez przeprowadzającą operację. Wynika z niej, że podczas zabiegu przecięto rurkę intubacyjną oraz naczynia krwionośne w gardle Łukasza. Chłopiec stracił 1,5 litra krwi, część przedostała się do płuc. Brutalna prawda Podczas operacji mózg Łukasza co najmniej 4 minuty był niedokrwiony. Badanie tomograficzne na OIOM-ie wykazało, że mózg jest martwy. Rodzice zgłosili wszystko na policji. Zaraz po tym pięciu funkcjonariuszy przyjechało zabezpieczyć dokumentację lekarską. Dochodzenie trwa. Inni pacjenci Instytutu są wstrząśnięci tym, co przydarzyło się Łukaszowi. - To był superchłopak. Nic mu nie dolegało. Do dziś nie możemy uwierzyć w to wszystko. Dobrze, że zajęliście się tą sprawą. Nie można pozwalać, by takie sytuacje się powtarzały - twierdzą matki innych dzieci. Podkreślają jednak, że one same nic złego o Dudkiewicz powiedzieć nie mogą. Ona sama też się broni jak może. - Takie powikłanie zawsze może sięĘprzydarzyć. Najważniejsze, że nigdy nie przestało bić serce. Trzeba poczekać z wnioskami. Pacjent jeszcze żyje - tłumaczy prof. Dudkiewicz, szefowa oddziału chirurgii dziecięcej. Tymczasem do rodziców Łukasza zgłosili się lekarze z prośbą o zgodę na pobranie organów do przeszczepu. autor: Radosław Gruca Temat: Król Roztocza kecaje napisał: > Wybrałem się na samotną wycieczkę rowerową w okolice Florianki. > Odwiedziłem "Płaczący Kamień" i wyjechałem na drogę piaskową... to co > zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach i nie mogłem się poruszyć... > Dostojeństwo... Majestat... piekno... ogromna odwaga... a wokół cisza i > spokój... dla mnie nagle świat skupił się na Tym Jednym Jedynym... początkowo > przeraził mnie, chciałem uciekać, ale nie miałem sił żeby się poruszyć... > Jego wzrok sparaliżował moje ciało... wydawało mi sie, że ptaki przestały > nawet świergotać i drzewa szumieć... Ale z drugiej strony czułem się > zaszczycony Jego obecnością i ...bezpieczny, tak jak gdyby to On panował w > tym lesie... i pewnie tak jest do dziś... Miał piękne oczy, ogromne poroże i > stojąc w odległości ok. 50m odemnie to ja musiałem pierwszy opuścić to > miejsce... z głową pochyloną... tak jakby audiencja została zakończona... > Było to kilka lat temu ale On wrócił do mnie we śnie i niczym "Horn" (z lasu > Sherwood) wdał się ze mną w rozmowę... > To było moje najpiękniejsze przeżycie na Roztoczu... Podobnie ktoś opisał spotkanie z rysiem. Warto bywać na Roztoczu. Mogą być różne spotkania i przygody .... znajdziemy tam unikalne rośliny, stada dzików, saren. No i takie spotkanie ? Przeżycie niesamowite. A jaki opis??!! Dziękujemy.. Spotkanie takie zostaje w pamięci na całe zycie. Miałem także - jako dziecko 10 letnie - niebezpieczną przygodę na Mazurach, gdzie jeżdzilem w lecie 7 km rowerem do szkoły w mieście. Pod górkę zsiadłem z roweru. Z lasu odległego o kilkaset metrów wyszedł basior- bardzo wielki (tak mi sie może wydawało) znaczy się WILK ... i zbliżał się do mnie , idąc na ukos , dochodził coraz bliżej drogi, idąc wolno równolegle ze mną. Wyglądało, że chce mnie zaatakować. Doszedł ok. 50 m do drogi, wyszczerzył kły,. Ja wtedy już struchlałem , nie miałem nawet siły krzyczeć, coś ścisnęło mi gardło. Wilk stanął, ja stanąłem. Patrzył na mnie jakoś tak grożnie ale jednocześnie jak by z lekceważeniem, jak na intruza. Może nie był głodny, może mu się żal mnie zrobiło (byłem malutki - w klasie nazywano mnie "wróbel", bo chodziłem do szkoly z dziećmi przerośniętymi o 5 lat - z powodu przerwy wojejnnej). W każdym razie odrócił sie całym ciałem w kierunku lasu (tak jak by miał sparaliżowaną szyję i kręgosłup) i powoli oddalił się tam skąd przyszedł. Zacząłem powoli wracac do życia. Stałem jeszcze długo bo ze strachu nie miałem siły wsiąść na rower. W szkole zrazu nie chciały dzieci wierzyć w tę przygodę, ale w końcu uwierzyły i .. bylem kilkudniowym bohaterem - chłopcem ktory wilka sie nie bał.m Temat: tyle lat poza krajem Acha - jeszcze zerknąłem w twój post i: a propos towarzystwa wzajemnej adoracji - owszem, lubię być adorowany, pławię się w tym; mxp4 >jakie to polskie ... choc w rzeczywistosci moze byc calkiem inaczej< - prawda mxp4? prawda? mxp4 >Czy wiecie zafascynowani, ze gruchota mozna kupic juz za $100? A cóż to za odkrycie? I czym tu fascynować? Zresztą w Polsce jeżdżącego gruchota też można kupić za równowartość 100$. mxp4 >jedzenie ohydnego zarcia amerykanskiego /prawie wszystko zmodyfikowane genetycznie/od ktorego sie tyje i na zdrowie nie idzie w zadnym wypadku. Jest niesmaczne i niezbyt zdrowe. Jednak modyfikacje genetyczne powstawały naturalnie i były utrwalane w ramach doboru naturalnego (tak powsały gatunki) jak i w drodze doboru hodowlanego i selekcji (tak powstały odmiany roślin uprawnych i rasy zwierząt hodowlanych). Problem modyfikacji genetycznych polega na czym innym niż sugerowana przez ciebie "szkodliwość" (ale to specjalistyczny problem). mpx4 >kilka krain placze zewnymi lzami, ze ten framberg tam nie przybyl ;-)))) mpx4 > wypisujac paszkwile na Polske rzad i wszystko po kolei co polskie. Wszystko po kolei; ej przesadzasz, nie zachowałem kolejności ;-))) mpx4 >prawda jest taka, ze gdyby emigrowal tyral by na dachach w 40 stopniowym upale, Przez pewien czas byłem emigrantem. Jednak nie chciałem zostać w tym miejscu w którym byłem. Nie mogąc się dostać tam gdzie chciałem wybrałem Polskę. A ty wszystko wiesz, gdzie kto pracował, jakie ma doświadczenia; mooooc doświadczeń widać. mpx4 > Wszystko jest cacy co jest z Hameryki. Jakze sie potem rozczarowujecie gdy juz znajdziecie sie w tym raju. Bez sensu. Wyobrażasz sobie, że Polacy nie jeżdżą po świecie, po Europie? Nic nie widzą, nic nie wiedzą? W prawie każdej rodzinie jest ktoś kto mieszka za granicą a ty wyskakujesz jak Filip z konopi i nagle odkrywasz przed nami "Hamerykę". Przecież wielu ją zna z autopsji, wielu dużo jeździło za granicę, wielu pracowało w różnych krajach; a tu nagle: - prawdy objawione mxp4 mpx4 >Tu ani jeden dolar na drzewie nie rosnie. No nie mogę, Czy ty się kontaktujesz wyłącznie z jakimiś przygłupami, którym wszystko trzeba tłumaczyć od zera? Skąd informacja o wyobrażeniach Polaków na temat innch krajów? Polaków, którzy są dość ruchliwym narodem i mają informacje własne bądź z pierwszej ręki (było, nie było najwięcej Polaków mieszka w Warszawie a później w Chicago ;-) mpx4 >Trzeba by nabrac troche dystansu ... wypisuja pierdoly by im zazdroscil rodak, by zzielenial. Oj tak, czasami coś przeczytam i faktycznie zielenieję. Temat: Dla zwolennikow Balcerowicza-polecam dane, o których rozmawiacie to jest właśnie przykład gry na statystyce. która zawiera sprawozdanie NBP, od której zaczęła się dyskusja W przykładzie z szkolnej fizyki jest tak, że pasażer pociągu ocenia subiektywnie szybkość swojej podróży w odniesieniu do przyjętego punktu odniesienia. Brak punktu to dla niego brak ruchu. Argument typu "w 1994 r stopy były 35% przemysł kwitł, dziś są 8% przemysł pada. Wniosek: stopy nie mają wpływu na firmy, decyduje kodeks pracy" jest sprytnym nadużyciem. Brakujące tu punkty odniesienia to np. zyskowność sprzedaży firmy, podatki, poziom zamożności klienta w 1994 r. i odpowiednio 2002r. Np. w analizie tomalki, która komentuje fizyk brakuje pokazania źródeł zerowego wzrostu eksportu po kryzysie rosyjskim i wzrostu importu. Jednym z czynników było wyparcie z rynku rosyjskiego choćby poprzez dotowaną żywność z Unii i jeżeli dobrze pamiętam wpływ ich towarów równiez do Polski. Nie można w ten sposób pokazywać, że kurs walutowy i stopy są nieistotne dla - w tej rozmowie - eksportu. Tym bardziej, że okres 1997 / 98 to idiotyczne restrykcje dla nierejestrowanego handlu ze Wschodem pomysł wiz i ogólna niechęć do tego kierunku w obozie AWS. W dyskusji toczonej na tym forum zwolennicy obniżenia stóp kilka lat temu i dewaluacji złotówki - taki odnoszę subiektywne wrażenie - zazwyczaj nie mówią: "Gospodarka ma kłopoty zawsze obniżaj stopy, dewaluuj walutę". Oni w moim odczucie mówią "W tej konkretnej sytuacji tak należało postąpić, to był jeden z czynników, na który mieliśmy wpływ, a naturalny efekt w postaci minimalnie większej inflacji w konkretnej sytuacji w jakiej tkwi od kilku lat Polska miałby nieistotny wpływ dla gospodarki". Te dwa elementy - stopy i kurs - są jak zapora przed Wrocławiem - decydują o tym czy rzeka będzie decydować kiedy Wrocław zalewany czy też będziemy to robić raczej my sami. Natomiast osoby, które z definicji odrzucają jakąkolwiek inżynierie w polityce pieniężnej są za tym żeby Wrocław został zalany podając różne argumenty ("bo to kosztuje", "Rosjanie i Chińczycy zawracali rzeki - jesteś komunista", "samo wyschnie", "bo Niemcy jak Wrocław był ich nic takiego nie zrobili" i mój ulubiony typ argumentacji "bo jestem za naturalną antykoncepcją"). Świadomość że jest taka zapora ma wpływ na realną gospodarkę w dwóch np. obszarach - dyrektor finansowy firmy nie ma takiej gwarancji jak w Polsce dziś, że kredyt w dolarze pozostanie bezkarny (i będzi emógł szantażować albo płakać "bo zbankrutuję") i przedsiębiorca wie, że rozpoczynając produkcję w oparciu o polskich kooperantów nie przegra z montowniami tylko dlatego, że jest Polakiem. BIOLOG Jest w liście Tomalki jeden ciekawy wątek - Czechy i ich kryzys. Ja sądzę, ze oni zrobili na tym świetny interes. To tak jak przyznanie "Jestem chory" i zgoda na to, aby cialo miało przez kilka dni gorączkę i samo powalczyło z grypą albo napakowanie - tak jak zrobiono w Polsce - w końskiej dawce antybiotyków po to, aby się Broń boże "Pracodawca nie dowiedział", co wyleczyło grypę, ale wprowadziło śpiączkę. Z jednej strony tydzień leżenia i niskie koszty, z drugiej droga klinika i wiele lat stanu bycia rośliną i utrata pracy. Ten drugi sposób myślenia jest np. typowy dla pierwszych działań kas chorych w Polsce kiedy wykazywano, ze jest wszystko OK, bo Polacy przestali chorować, a oni przestali być tylko rejestrowani. Temat: Milosz, jego smierc i reakcje prasy. DZIECIĘ EUROPY 1 My, którym słodycz dnia przenika do płuc I widzimy gałęzie rozkwitające w maju Jesteśmy lepsi od tych co zginęli. My, którzy smakujemy długo żując jadło I oceniamy w pełni igraszki miłości Jesteśmy lepsi od nich, pogrzebanych. Z pieców ognistych, zza drutów w których świszcze wiatr / nieskończonych jesieni, Z bitw kiedy w spazmie ryczy zranione powietrze Uratowaliśmy się przebiegłością i wiedzą. Wysyłając innych na miejsca bardziej zagrożone, Podniecając ich krzykami do boju, Wycofując się w przewidywaniu straconej sprawy. Do wyboru mając śmierć własną i śmierć przyjaciela Wybieraliśmy jego śmierć, myśląc zimno: byle się spełniło. Uszczelnialiśmy drzwi gazowych komór, kradliśmy chleb, Wiedząc że dzień następny cięższy będzie od poprzedniego. Jak należy się ludziom poznaliśmy dobro i zło. Nasza złośliwa mądrość nie ma sobie równej na ziemi. Należy uznać za dowiedzione, że jesteśmy lepsi od tamtych, Łatwowiernych, zapalnych a słabych, mało sobie ceniących / życie. 2 Szanuj nabyte umiejętności, o dziecię Europy. Dziedzicu gotyckich katedr, barokowych kościołów I synagog w których rozbrzmiewał płacz krzywdzonego / ludu, Dziedzicu Kartezjusza i Spinozy, spadkobierco słowa / "honor", Pogrobowcze Leonidasów, Szanuj umiejętności nabyte w godzinie grozy. Umysł masz wyćwiczony, umiejący rozpoznać natychmiast Złe i dobre strony każdej rzeczy. Umysł masz sceptyczny a wytworny, dający uciechy O jakich nic nie wiedzą prymitywne ludy. Tym umysłem wiedziony, rozpoznasz natychmiast Słuszność rad których udzielamy. Niech dnia słodycz przenika do płuc. Po to mądre a ścisłe przepisy. 3 Nie może być mowy o triumfie siły Bowiem jest to epoka gdy zwycięża sprawiedliwość. Nie wspominaj o sile, by cię nie posądzono Że w ukryciu wyznajesz doktryny upadłe. Kto ma władzę, zawdzięcza ją logice dziejów. Oddaj logice dziejów cześć jej należną. Niech nie wiedzą usta wypowiadające hipotezę O rękach które właśnie fałszują eksperyment. Niech nie wiedzą twoje ręce fałszujące eksperyment O ustach, które właśnie wypowiadają hipotezę. Umiej przewidzieć pożar z dokładnością nieomylną. Po czym podpalisz dom i spełni się co być miało. 4 Z małego nasienia prawdy wyprowadzaj roślinę kłamstwa, Nie naśladuj tych co kłamią, lekceważąc rzeczywistość. Niech kłamstwo logiczniejsze będzie od wydarzeń, Aby znużeni wędrówką znaleźli w nim ukojenie. Po dniu kłamstwa gromadźmy się w dobranym kole Bijąc się w uda ze śmiechu, gdy wspomni kto nasze czyny. Rozdając pochwały pod nazwą bystrości rozumowania Albo pochwały pod nazwą wielkości talentu. My ostatni, którzy z cynizmu umiemy czerpać wesele. Ostatni których przebiegłość niedaleka jest od rozpaczy. Już rodzi się pokolenie śmiertelnie poważne Biorące dosłownie co myśmy przyjmowali śmiechem. 5 Niech słowa twoje znaczą nie przez to co znaczą Ale przez to wbrew komu zostały użyte. Ze słów dwuznacznych uczyń swoją broń, Słowa jasne pogrążaj w ciemność encyklopedii. Żadnych słów nie osądzaj, zanim urzędnicy Nie sprawdzą w kartotece kto mówi te słowa. G;os namiętności lepszy jest niż głos rozumu, Gdyż beznamiętni zmieniać nie potrafią dziejów. Nie kochaj żadnego kraju: kraje łatwo giną. Nie kochaj żadnego miasta: łatwo rozpada się w gruz. Nie przechowuj pamiątek, bo z twojej szuflady Wzbije się dym trujący dla twego oddechu. Nie miej czułości dla ludzi: ludzie łatwo giną Albo są pokrzywdzeni i wzywają twojej pomocy. Nie patrz w jeziora przeszłości: tafla ich rdzą powleczona Inną ukaże twarz niż się spodziewałeś. 7 Kto mówi o historii jest zawsze bezpieczny, Przeciwko niemu świadczyć nie wstaną umarli. Jakie zapragniesz możesz przypisać im czyny, Ich odpowiedzią zawsze będzie milczenie. Z głębi nocy wynurza się ich pusta twarz. Nadasz jej takie rysy jakich ci potrzeba. Dumny z władzy nad ludźmi dawno minionymi Zmieniaj przeszłość na własne, lepsze, podobieństwo. 8 Śmiech powstający z szacunku dla prawdy Jest śmiechem którym śmieją się wrogowie ludu. Wiek satyry skończony. Odtąd nie będziemy Podstępną mową szydzić z nieudolnych monarchów. Surowi jak przystało budowniczym sprawy Pozwolimy sobie jedynie na pochlebczą żartobliwość. Z ustami zaciśniętymi, posłuszni rozumowaniu Wkraczajmy ostrożnie w erę wyzwolonego ognia. New York, 1946 Temat: Pij mleko, będzie droższe a dlaczego nikt nie zauważa drugiej strony-przecież skoro niemieccy przetwórcy skupują mleko od polskich producentów,to niemieccy rolnicy nie mają gdzie sprzedać swojego mleka-więc to co mówią tu niektórzy słusznie o gospodarce jako o naczyniach połączonych jest prawdą-dzięki temu,że jesteśmy we wspólnej unii gospodarczej,to istnieją mechanizmy które wyhamują ten proces sprzedaży polskiego mleka-chociażby niemieccy rolnicy mogą się sprzeciwić lub ci przetwórcy niemieccy którzy nie kupują mleka od Polaków,albo wcześniej jeśli rząd polski nie zareaguje aby bronić polskich przetwórców,zareaguje rząd niemiecki,aby ochronić swoich rolników i cześci producentów,bo przecież taka sytuacja nie jest korzystna dla obu państw jako ogółu(tylko dla małych grup-części przetwórców niemieckich i cześci polskich producentów mleka) a tak na marginesie-mam rodzinę w miejscowości rolniczej-i ci mieszkańcy wsi którzy najbardziej płaczą,że im mało pieniędzy wystawiają nowe wille,w tym moja rodzina,mieszkając z rodzicami którzy mieli grunty rolne,a gdy rodzice się zestarzeli ziemia leżała odłogiem,a rodzinka dalej jako mająca ziemie a więc rolnicy-placą śmieszne opłaty za dom i grunt,w porównaniu do mieszkańców 40-kilku metrowych mieszkanek w bloku,dziadkowie już nie żyją,a rodzinka to wszyscy po wyższych studiach i nie pracują już teraz na roli-ich spokojnie mogę nazwać cwaniakami wykorzystującymi swoje rolnicze korzenie za to moja babcia,ponad 70 letnia mieszka w domu wybudowanym gdzieś w latach 60,sama w 2 piętrowym domu,opłaty za grunt i dom są nieduże,ale za to musi oszczędzać na ogrzewaniu i prądzie-jedna osoba mieszka w tak dużym domu i te dodatkowe opłaty są dla niej duże,ale gdyby mieszkała w mieście w małej kawalerce to z renty rolniczej już by się nie utrzymała,mleko może kupić taniej niż w sklepie od tych drobnych rolników,którzy też mają tylko 1 krowę,bo są już emerytami a warzywa do obiadu ma z kawałka przydomowego ogródka-z jednej torebki nasion za złotówkę ma grządkę marchewki czy sałaty,które kupowane w sklepie wyniosłyby 100-krotność ceny torebki nasion-babcia nigdy nie narzekała na swój los,ona jest prawdziwym rolnikiem,kochającym ziemię(może i teraz z przymusu,bo na prawdę w mieście nie utrzymałaby się) a jeśli chodzi o ceny to np.od jakichś 10 lat gdy w miastach zaczęły powstawać sieci handlowe to w małych sklepikach na wsi ceny żywności były wyższe niż w miastach(a przecież towar na miejscu-bez kosztów transportu)-i większośći przyjezdnych na wakacje i gospodarzy kupowała kiedy się dało od sąsiadów-czy to mieso czy mleko czy jajka-wymieniali się niejako towarami,dopiero od kilku lat,gdy zaczęło powstawać na wsiach więcej sklepów ceny powoli zrównują się z miastem-nie umiem wytłumaczyć z czego to wynika,czy z tego,że wieś się zestarzała-drobnych rolników starego pokolenia jest mało i wiadomo,że jako starsze osoby nie będa uprawiać ogromnych pól,większość ich potomków korzysta nadal z ulg rolniczych a pracuje poza rolnictwem i ich stać na kupowanie w tych sklepikach,a mniejsza część potomków dokupiła ziemi i rozwinęła nowoczesne,duże gospodarstwa,jeszcze mniejsza część nie umie dostosować się do tych zmian, unowocześnienia i bardziej wydajnej pracy i to chyba oni tak narzekają głosno na swój los jedno wiem,gdyby gospodarka zaczęła upadać-to rolnicy są w lepszej sytuacji-zawsze mają ziemię na której choćby z zebranych nasion czy z resztek kartofli posadzą sobie nowe rośliny na pokarm,a w mieście to pozostanie nam tylko jedzenie trawy albo odpadków ze śmietników od tych nielicznych najbogatszych,którym może na dłużej zostanie kasy i będą jedzenie przywozić zza granicy(bo na miejskim trawniku raczej nie pozwolą nam uprawiać ziemniaków) Temat: Co moze, a czego nie moze jesc mama karmiaca? Mój synek za kilka dni skończy 2 miesiące. Od początku piłam mleko i jego przetwory. Lekarka powiedziała, że jeśli małemu nic się nie będzie działo po mleku krowim, to jest nawet wskazane, by pić i "jeść" mleko (po ciąży bolą mnie wszystkie kości - odwapnienie). Michaś nie reaguje alergicznie, więc się "dowapniam" :))) Jeden jedyny raz miał przeboje żoładkowe, i to z mojej winy - po ogórku kiszonym i kawce po paru godzinach. Prężył się i zwijał, płakał i w ogóle nie mógł zasnąć. Od tej pory ogórek kiszony i kawa (rozpuszczalna, z kofeiną) są na mojej czarnej liście. Podobnie jak (z ostrożności) cytrusy, orzechy, czekolada, kapusta, fasola (ale fasolka szparagowa - luzik). Wklejam poniżej informacje na temat odżywiania się w czasie karmienia ze strony www.latacja.pl. Zajrzyj tam sobie, tak czy siak. Pozdrawiam, Justyna mama Michasia (30.04.03.) Jedzenie nie powinno być stresem, nie trzeba unikać ulubionych potraw tylko z powodu karmienia piersią. Należy jeść to co się lubi i pamiętać o kilku podstawowych wskazówkach. Jeść potrawy lekkostrawne - głównie gotowane i pieczone , niskotłuszczowe Jeść rozmaite produkty – im więcej różnorodnych produktów, tym mniejsza szansa na niedobór składników odżywczych, witamin, soli mineralnych Grupa I: produkty zbożowe ( kasza, ryż, makarony, pieczywo) Grupa II: warzywa i owoce Grupa III: produkty białkowe roślinne i zwierzęce (mięso, ryby, jaja, mleko i jego przetwory, rośliny strączkowe) Grupa IV: tłuszcze roślinne i zwierzęce, cukier (słodycze) Jeść zdrowo - należy korzystać głównie z produktów I i II grupy, w mniejszych ilościach produkty z III i IV grupy, unikać słodyczy. Z grupy III korzystać tak, aby mięso czerwone jeść kilka razy w miesiącu, a jaja, drób, ryby – kilka razy w tygodniu. Spożywać 3 główne posiłki w ciągu dnia, nie przejadać się (zapotrzebowanie kaloryczne w czasie laktacji wzrasta o 500 - 600 kcal dziennie, co zaspokaja jeden niewielki posiłek) Unikać produktów nieświeżych, niskiej jakości, konserwowanych i sztucznie barwionych, z dużą zawartością soli i cukru Typowe używki mogą mieć niekorzystny wpływ na zdrowie mamy i dziecka!!! Pić - według pragnienia (najlepsza jest woda, soki, naturalne herbaty owocowe, napary z ziół) Robić sobie przyjemności - raz na jakiś czas pozwolić sobie na ciastko, słabą kawę czy kieliszek wina Obserwować, jak dziecko reaguje - jeżeli po jakimś pokarmie u dziecka występuje niepokój, kolka jelitowa, wysypka, to takiego pokarmu należy unikać. Grupy produktów, których spożywanie przez matkę może wywołać niekorzystne reakcje u dziecka: Potrawy ciężkostrawne: tłuste wędliny, mięsa, sery, potrawy smażone Produkty wzdymające: groch, fasola, kapusta, cebula Produkty o zdecydowanym zapachu i smaku: czosnek, kalafior, ostre przyprawy Silne alergeny: owoce cytrusowe, truskawki, kakao, czekolada, orzechy, ryby, jaja, mleko i jego przetwory Jeżeli matka cierpi na alergię lub w najbliższej rodzinie dziecka występują choroby alergiczne, matka powinna profilaktycznie wyłączyć ze swojej diety produkty silnie alergizujące. Temat: Zapomn.superdoktor w Königshütte? (ok.1870) Wagner Wilhelm (1848-1900) Lekarz neurochirurg, botanik, zdobywca górskich szczytów Urodził się 14 stycznia 1848 roku w Wohnbach w Hesji, w rodzinie pastora. Studia medyczne podjął najpierw w Giessen, później zaś w Marburgu, gdzie w roku 1869 uzyskał stopień doktora nauk medycznych na podstawie rozprawy „Über die Percussion des Magens nach Auftreibung mit Kohlensäure. Ein Beitrag zur Anatomie und physikalischen Diagnostik”. Bezpośrednio po ukończeniu studiów rozpoczął praktykę w uzdrowisku Neuheim w Hesji. W roku 1870, po wybuchu wojny francusko-pruskiej, został powołany do służby wojskowej, którą odbył w szpitalu wojskowym we Friedbergu. Po zwolnieniu ze służby wojskowej pozostał we Friedbergu, gdzie, choć nigdy nie był asystentem żadnego ze znanych chirurgów, zdobył sobie sławę zdolnego chirurga, czego wyrazem było powołanie go na członka zarządu Niemieckiego Towarzystwa Chirurgicznego. W roku 1871 ożenił się z Marią Herzberger, z którą miał czworo (według niektórych źródeł pięcioro) dzieci. W roku 1877 Wagner przyjechał wraz z rodziną do Królewskiej Huty, gdzie objął wakujące stanowisko ordynatora oddziału chirurgicznego w Szpitalu Spółki Brackiej. Jednocześnie rozpoczął też pracę w najstarszym szpitalu miejskim – Szpitalu pod wezwaniem św. Jadwigi, który mieścił się wówczas na poddaszu jednej z kamienic. Uznanawany dziś za jednego z pionierów neurochirurgii Wagner zebrał bogate doświadczenia w zakresie leczenia urazów kręgosłupa i rdzenia kręgowego, które przedstawił wraz z Paulem Stolperem w dziele „Die Verletzungen der Wirbelsäule und des Rückenmarks” (Stuttgart, 1898, Deutsche Chirurgie, Lfg. 40). Wprowadził też do neurochirurgii technikę polegającą na operacyjnym otwarciu jamy czaszki przez utworzenie płata kostno-powięziowego, składanego po zakończeniu operacji (tzw. operacja Wagnera opisana przez niego m.in. w „Die temporäre Resection des Schädeldaches an Stelle der Trepanation”, Centralblatt für Chirurgie, 1889). Był nie tylko cenionym lekarzem, ale i zasłużonym działaczem społecznym – dzięki jego staraniom powstało prywatne gimnazjum żeńskie w Królewskiej Hucie, sanatorium dla górników i hutników w Goczałkowicach-Zdoju oraz szpital-sanatorium dla chorych na płuca w Wodzisławiu. W uznaniu zasług w roku 1894 Wagner otrzymał tytuł tajnego radcy medycznego, zamieniony później na tytuł profesora. W wolnych chwilach Wagner chętnie wędrował po górach, wspinając się często m.in. w Alpach i w Tatrach, gdzie przyczynił się do budowy istniejącego do dziś Śląskiego Domu (Schlesierhaus, Slezský dům) w Wielickiej Dolinie i własnym kosztem zbudował jedną ze ścieżek turystycznych ze Smokowca do Wodospadów Zimnej Wody (Droga Wagnera, Wagner-Weg). Był członkiem i prezesem honorowym Śląskiego Oddziału Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego (Magyarországi Kárpáttegyesület). August Otto, śląski badacz Tatr, po dokonaniu pierwszego wejścia ma Litworowy Szczyt, nadał mu na cześć Wagnera nazwę Wagnerspitze (węg. Wagner-csúcs). Wagner zajmował się też botaniką i korespondował z wieloma ośrodkami botanicznymi – okazy zebranych przez niego roślin zachowały się do dziś w zbiorach zielnikowych we Wrocławiu, Getyndze, Berlinie-Dahlem, Kopenhadze, Lejdzie, Cardiff, Edynburgu i Waszyngtonie. Gdy w roku 1897 zachorowała ciężko żona Wagnera, on sam podjął się wykonania operacji, która zakończyła się krwotokiem wewnętrznym i śmiercią żony. Wagner załamał się po tym nieszczęściu i nigdy już nie odzyskał dawnej energii życiowej. Zmarł wskutek wylewu 7 sierpnia 1900 roku w Królewskiej Hucie, gdzie został też pochowany na cmentarzu ewangelickim. Na zachowanym do dziś nagrobku widnieje napis „Miłość nigdy się nie kończy” (Die Liebe höret nimmer auf). Dla upamiętnienia zasług Wagnera w roku 1908 w Królewskiej Hucie odsłonięty został pomnik, którego twórcą był berliński rzeźbiarz Arnold Künne. Pomnik ten usunięto w roku 1935, zaś nazwę placu Wagnera, na którym stał, zmieniono na plac Żwirki i Wigury. Temat: Wachsmann/Waxmann Wagner Wilhelm (1848-1900) Lekarz neurochirurg, botanik, zdobywca górskich szczytów Urodził się 14 stycznia 1848 roku w Wohnbach w Hesji, w rodzinie pastora. Studia medyczne podjął najpierw w Giessen, później zaś w Marburgu, gdzie w roku 1869 uzyskał stopień doktora nauk medycznych na podstawie rozprawy „Über die Percussion des Magens nach Auftreibung mit Kohlensäure. Ein Beitrag zur Anatomie und physikalischen Diagnostik”. Bezpośrednio po ukończeniu studiów rozpoczął praktykę w uzdrowisku Neuheim w Hesji. W roku 1870, po wybuchu wojny francusko-pruskiej, został powołany do służby wojskowej, którą odbył w szpitalu wojskowym we Friedbergu. Po zwolnieniu ze służby wojskowej pozostał we Friedbergu, gdzie, choć nigdy nie był asystentem żadnego ze znanych chirurgów, zdobył sobie sławę zdolnego chirurga, czego wyrazem było powołanie go na członka zarządu Niemieckiego Towarzystwa Chirurgicznego. W roku 1871 ożenił się z Marią Herzberger, z którą miał czworo (według niektórych źródeł pięcioro) dzieci. W roku 1877 Wagner przyjechał wraz z rodziną do Królewskiej Huty, gdzie objął wakujące stanowisko ordynatora oddziału chirurgicznego w Szpitalu Spółki Brackiej. Jednocześnie rozpoczął też pracę w najstarszym szpitalu miejskim – Szpitalu pod wezwaniem św. Jadwigi, który mieścił się wówczas na poddaszu jednej z kamienic. Uznanawany dziś za jednego z pionierów neurochirurgii Wagner zebrał bogate doświadczenia w zakresie leczenia urazów kręgosłupa i rdzenia kręgowego, które przedstawił wraz z Paulem Stolperem w dziele „Die Verletzungen der Wirbelsäule und des Rückenmarks” (Stuttgart, 1898, Deutsche Chirurgie, Lfg. 40). Wprowadził też do neurochirurgii technikę polegającą na operacyjnym otwarciu jamy czaszki przez utworzenie płata kostno-powięziowego, składanego po zakończeniu operacji (tzw. operacja Wagnera opisana przez niego m.in. w „Die temporäre Resection des Schädeldaches an Stelle der Trepanation”, Centralblatt für Chirurgie, 1889). Był nie tylko cenionym lekarzem, ale i zasłużonym działaczem społecznym – dzięki jego staraniom powstało prywatne gimnazjum żeńskie w Królewskiej Hucie, sanatorium dla górników i hutników w Goczałkowicach-Zdoju oraz szpital-sanatorium dla chorych na płuca w Wodzisławiu. W uznaniu zasług w roku 1894 Wagner otrzymał tytuł tajnego radcy medycznego, zamieniony później na tytuł profesora. W wolnych chwilach Wagner chętnie wędrował po górach, wspinając się często m.in. w Alpach i w Tatrach, gdzie przyczynił się do budowy istniejącego do dziś Śląskiego Domu (Schlesierhaus, Slezský dům) w Wielickiej Dolinie i własnym kosztem zbudował jedną ze ścieżek turystycznych ze Smokowca do Wodospadów Zimnej Wody (Droga Wagnera, Wagner-Weg). Był członkiem i prezesem honorowym Śląskiego Oddziału Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego (Magyarországi Kárpáttegyesület). August Otto, śląski badacz Tatr, po dokonaniu pierwszego wejścia ma Litworowy Szczyt, nadał mu na cześć Wagnera nazwę Wagnerspitze (węg. Wagner-csúcs). Wagner zajmował się też botaniką i korespondował z wieloma ośrodkami botanicznymi – okazy zebranych przez niego roślin zachowały się do dziś w zbiorach zielnikowych we Wrocławiu, Getyndze, Berlinie-Dahlem, Kopenhadze, Lejdzie, Cardiff, Edynburgu i Waszyngtonie. Gdy w roku 1897 zachorowała ciężko żona Wagnera, on sam podjął się wykonania operacji, która zakończyła się krwotokiem wewnętrznym i śmiercią żony. Wagner załamał się po tym nieszczęściu i nigdy już nie odzyskał dawnej energii życiowej. Zmarł wskutek wylewu 7 sierpnia 1900 roku w Królewskiej Hucie, gdzie został też pochowany na cmentarzu ewangelickim. Na zachowanym do dziś nagrobku widnieje napis „Miłość nigdy się nie kończy” (Die Liebe höret nimmer auf). Dla upamiętnienia zasług Wagnera w roku 1908 w Królewskiej Hucie odsłonięty został pomnik, którego twórcą był berliński rzeźbiarz Arnold Künne. Pomnik ten usunięto w roku 1935, zaś nazwę placu Wagnera, na którym stał, zmieniono na plac Żwirki i Wigury. Strona 3 z 3 • Zostało znalezionych 131 rezultatów • 1, 2, 3 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||