Strona Główna
pkt.pl Klienci indywidualni
pkpkrakow Warszawa przez Kielce
płaca informatyków
PKP Skierniewice
Plac zabaw Poznań
pl Bankowy Urząd Miasta
PKP Chełmża Toruń rozkład
PKO skup dewiz
PKP Suwałki Warszawa
Placek pijak
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • racot.htw.pl

  • Widzisz posty znalezione dla zapytania: płacz roślin





    Temat: WRZESIEŃ 2003 JUŻ JEST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Witajcie!
    Jeszcze nie widziałam Stefa, ale za chwilkę zajrzę na edziecko, a potem... do
    kiosku!
    Weekend spędziłam cudowny )) Jeszcze nawet trochę energii mi zostało! Byliśmy
    u moich rodziców. Sprzedali swoje mieszkanie i mieszkają chwilowo (szukają w
    Poznaniu) u znajomych. Oni mają ogromny dom (ok.700m kw powierzchni!!!) z
    pięknym ogrodem, nad samiutkim jeziorem koło Szczecinka. Moje główne zajęcie
    przez 4 dni, to wylegiwanie się na tarasie z widokiem na rzeczone jezioro, od
    czasu do czasu jakieś jedzonko dla Krzysia. Szkoda mi tylko, że tatuś Krzysia
    musiał jechać z powrotem do pracy, ale wrócił do nas w sobotę. A Krzyś - cały
    szczęsliwy!!! Babcia z dziadkiem, przyszywana babcia z przyszywanym dziadkiem
    (ci znajomi), psy, kot, mnóstwo roślin... Apetyt, podobnie jak u JASKO MAMY,
    zupełnie niewiarygodny!!! Po obiadku zjadał ze smakiem cały słoiczek owoców!!!!!
    Najszczęśliwszy był jak pozwoliliśmy mu pogłaskać kotka. Pogłaskać, to chyba za
    dużo powiedziane- złapał go oczywiście za ucho Kot był baardzo cierpliwy.
    Z przewijaniem cieżko, ale walczymy wytrwale i w końcu udaje się jakoś narzucić
    pieluszkę na małą pupę
    Widać już 4 jedynki - ta ostatnia właśnie wyszła, jeszcze widać krew na
    dziąsełku Nocki już troszkę lepsze, ale nadal śpi z nami.
    Wczoraj udało nam sięzrobić parę fotek na basenie A dziś byłam poszaleć na
    zakupach - głównie dla Krzysia. Te ciuszki są takie cudne, że jeśli nie
    wszystkie, to przynajmniej połowę bym kupiła, jeśli by mnie tylko było stać!
    Krzyś płakał i marudził prawie cały czas, aż wzięłam go na ręce i wtedy zasnął
    z główką na moim ramieniu )) Bardzo to było kochane )))))))) Ale wynika z
    tego, że Krzys nie lubi i chyba nie umie zasypiać sam. Bardzo go męczy
    zaspianie nawet na spacerze w wózku - krzyczy, płacze, aż zmęczony w końcu
    zasypia. Tak, jakby bał się tracić czas na spanie i zawsze walczy.
    A nasze wakacje tuż, tuż. 24 czerwca wyruszamy w trójkę do Pogorzelicy, a potem
    do Darłówka już bez taty, ale za to z dziadkami. Znów sobie odpocznę CAŁY
    miesiac nad morzem )) Już się nie mogę doczekać. Jeśli będziecie w tym czasie
    gdzieś w okolicy, to dajcie znać.
    Najważniejszego nie powiedziałam! Byliśmy w odwiedzinach u prababci, Krzyś
    widział ją ostatnio na Wielkanoc. Zobaczył ją teraz i ... od progu w ryk.
    Bardzo płakał, nie mogłam go uspokoić, nawet cycuś nie dał rady Dopiero po
    jakiejś godzince pozwolił się dotknąć prababci za rączkę. Na drugi dzień
    poszliśmy do cioci, której w ogóle jeszcze nie widział - i, ta sam sytuacja!
    Czy wasze maluchy robią takie rzeczy? Ciekawe jest, że obcym ludziom np. w
    sklepie rozdaje uśmiechy i nie robi nawet podkówki!
    MARTAEL - chuchaj i dmuchaj na Gucia! Dopchałaś się?
    JAVERT - współczuję, ale i zadroszczę wam tej opiekunki (jak już ją
    znajdziecie!). Nie chciałabym zostawić Krzysia z kimś obcym , tak jak WINNIE,
    ale z drugiej strony ile luzu... Nawet jeśli będziesz pracować.
    WITKA06 - Krzys też bardzo sie poci, szczególnie przy karmieniu; no i przy
    zabawach-szaleństwach oczywiście!
    GAGARIN - też obawiamy się jazdy nad morze. Szczególnie po ostatnim powrocie od
    dziadków (170km). Krzyś zamiast zasnac i obudzić sieu celu, jak niejednokrotnie
    juz robił - całą drogę krzyczał, płakał, piszczał, zawodził...cały repertuar!
    Miał króciutkie przerwy, jak wyciagałam nową zabawkę z torby (wyjęłam
    wszystkie!). W końcu przesiadłam się do niego do tyłu, ale to też nie pomogło.
    Wreszcie przy czytaniu książeczki, zmęczony i spocony zasnął w momencie jak
    mijaliśmy tablicę Poznań (dobrze, że od tablicy do domu jest jakieś pół
    godziny, to troche się zdrzemnął).
    Wytrwałości w bawieniu i przewijaniu na cały tydzień dla wszystkich Mam!
    Całusy dla Oli i jej Mamusi!



    Temat: Kwiecien 2004 ,cd. 1 :)
    synuś na razie grzeczny a życie i tak ciężkie Mama: załóż czapeczkę dziecku,
    ono marznie. Pediatra: pani przegrzewa dziecko, proszę spojrzeć ile potówek.
    Teściowa: wiesz Gosiu, nie chcę ci nic narzucać, ale dzisiaj spotkałam znajomą
    i oni jednak o wiele cieplej ubierają dziecko. Położna: rośliny cieplarniane to
    słabe rośliny.
    Dziecko ryczy.... - próbuję "je odbić". Mama: nie trzymaj tak w pionie, połóż
    je. Ja: ale musi mu się odbić. Dziecko w poziomie nadal ryczy. Mama: Nie
    trzymaj tak w poziomie, weź go odbij. Ja: przed chwilą kazałaś mi je trzymać w
    poziomie. Mama: bo byś tą czapeczkę założyła, jak dziecku zimno to płacze.

    Ja totalnie wkur.... Dajcie mi spokój!!!! Pion - poziom. Czapeczkę! Absolutnie
    bez czapeczki! Kogo ja mam słuchać!!! Pediatra chyba lepiej wie!!! Poza tym
    podzielam jego zdanie, dziecko trzeba hartować. Mama: lekarz tylko leczy -
    matka wie lepiej, jak możesz tak ziębić dziecko. Telefon: teściowa: wiesz
    Gosiu, może jednak weź dodatkową kołderkę na spacer, no i zaraz przyjdę ci
    pomóc. Ja: nie przychodź - już mam dość rad mojej mamy. Moja mama: nie wyżywaj
    się na matkach!!!
    Ja obrażona. Matka obrażona. Teściowa udaje, że nie obrażona. Lekarka
    zawiedziona przegrzewaniem, a tyle mi mówiła. Teściowa nienachalnie kupuje
    codziennie ciepłe ciuszki.
    Od dziś nowy temat do kłótni. Teściowa chce smoczka uspokajacza, bo dziecko na
    spacerze jak płacze to może zaziębić gardło. Ja nie chcę smoczka uspokajacza,
    bo dziecko może przestać chcieć jeść z piersi, więc piersi mogą przestać
    produkować mleko no i będą kłopoty ze zgryzem- tak pisali w moich książkach.
    Mama - jeszcze nie wiem co chce, ale dla zasady będzie chciała co innego niż
    ja. A... i jeszcze teściu uważa, że źle trzymam syncia "gorzej tą główkę
    trzymasz niż teściowa".

    Rozwiązanie???? Zero pomysłów. Teściowa gotuje nam obiadki (dzięki Bogu, bo nie
    wiem co byśmy jedli - bo ja oprócz opieki nad Mateuszkiem muszę trochę
    popracować i pilnować spraw firmowych), Mama - to mama, nie zabronię odwiedzin.
    Teść naprawił wózek, i nie chciał wziąć 14 zł za część którą do wózka kupił,
    więc trzeba będzie być dozgonnie wdzięczną...

    Jezu! Obłęd! Ja na głowę dostanę. Gdzieś czytałam na forum e-dziecko, że
    dziewczyny się zastanawiają czy po 4 tygodniach od porodu można zezwolić na
    odwiedziny. Ja już w pierwszy dzień - w dzień porodu zmagałam się z
    odwiedzinami 6 osób (znajomi, rodzice, teściowie), na drugi dzień 7 osób, na
    trzeci dzień 4 osoby. Po powrocie do domu codziennie mam odwiedziny pomocników -
    3 osoby - a co drugi dzień jacyś znajomi lub rodzina "niepomocnicy" - tym to
    trzeba robić kawkę i częstować ciasteczkiem.
    Wszyscy prześcigają się z DOBRYMI RADAMI. A ja głupia dyskutuję zamiast WYNOCHA
    powiedzieć. No ale nie powiem przecież, bo to i tamto, bo oni z dobrego serca,
    no i TYYYLEEE dla nas robią i TYYYLEEE nam pomagają.

    Przed teściową do tej pory udawałam, że tetry używamy. Nawet garnek do
    gotowania pieluch nam przyniosła. No ale jak siedzi tak 4 godz. to biedny
    Mateuszek nie jest przewijany... bo bałam się pokazać, że przy dupci żadnej
    tetry nie ma. No w końcu dla dobra dziecka się złamałam i ujawniłam grzesznego
    pampersa. No i słucham sobie teraz o bezpłodności i zakażeniach w cewkach
    moczowych.... Tak delikatnie te uwagi robi, że nawet nie mam jak odpyskować. Bo
    to niby nienarzucająco no i mogę robić co chcę, bo matka wie lepiej... ale...

    Jezu ja naprawdę na głowę dostanę.
    Przynajmniej moja mama nadal obrażona, więc z tej strony trochę spokoju mam





    Temat: podyskutujecie?
    darcia73 napisała:

    > mozna ciąg dalszy? bardzo ciekawe...
    sorry,cos ucielo

    Oboje wykonywali artystyczne zawody na tyle bliskie, że mogli wspierać się radą
    i życzliwą krytyką, na tyle zaś odległe, że każde z nich miało własne,
    niezależne terytorium. Wychowali syna. Ojciec był dla niego wzorem. Chłopak
    skończył studia i ożenił się, po czym wyjechał z żoną na stypendium do Kanady.
    Właśnie po jego wyjeździe, gdy Adam i Ewa siedzieli przy kominku w ich
    ukochanym domu, on powiedział: Przestałem cię kochać i nie jestem pewien, czy
    mogę nadal być z tobą.

    To, co działo się potem, Ewa opisuje następująco: Poczułam się tak, jakbym
    dostała cios między oczy. Płakałam, prawie nie czując, że płaczę. Słyszałam, że
    Adam coś mówił - zdaje się, że jemu też jest ciężko. Następne dni i tygodnie
    były koszmarem. Odmawiał wyjaśnień, mówiąc, że jest mu trudno rozmawiać, gdy
    widzi, jak to przeżywam. Jedno tylko stale powtarzał: nie ma w nim nic, co
    mogłoby służyć ratowaniu naszego związku. Niebawem okazało się, że Adam od
    dawna jest związany z dużo ode mnie młodszą kobietą, a ona i ich wspólni
    znajomi są utrzymywani w przekonaniu, że łączą mnie z Adamem tylko siostrzano-
    braterskie stosunki. Wkrótce wyprowadził się do kochanki i wniósł sprawę o
    rozwód. Tonęłam. I chociaż w najgorszych chwilach modliłam się o jego powrót
    albo śmierć, okazało się, że pojawia się we mnie chęć życia, że życie jest dla
    mnie większą wartością niż związek z kimkolwiek. Nie chciałam ukrywać niczego i
    udawać, nie chciałam szukać gorączkowo przypadkowych spotkań i udowadniać sobie
    oraz światu, że jeszcze żyję, że jestem kobietą, a nie staruszką. Pracowałam i
    byłam szczęśliwa, że w swoich obrazach mogę wyrazić to, co czuję. Szukałam
    pomocy u przyjaciół i rodziny - nie zawiodłam się. Otrzymałam także pomoc
    profesjonalną ze strony mądrego, dobrego człowieka, który umiał słuchać, nie
    pocieszając. On pomógł mi godzić się z trudną rzeczywistością bez użalania się
    nad sobą i towarzyszył mi w odszukiwaniu i odkurzaniu wartości, które dla ludzi
    szczęśliwych są tak oczywiste, że aż niezauważalne: miłości mimo wszystko,
    wiary w boską i ludzką dobroć, w wartość dawania i brania. I chociaż wiem, że
    nigdy już nie będę dla nikogo najważniejszą osobą na świecie bywam szczęśliwa.
    Umiem też pozwolić sobie na smutek, bo rozumiem, że i on musi minąć. Wiem, że z
    czasem będę mogła wspominać nasze szczęśliwe lata. Ale teraz trzymam je
    zamrożone, aby pozwolić sobie na zagojenie się głębokiej rany zadanej mi przez
    człowieka, któremu tak ufałam. Po tym, co przeżyłam, jestem ta sama, ale nie
    taka sama. Może to dobrze?.

    Cóż mogłabym dodać do tego świadectwa Ewy, którego wysłuchałam trzy lata po jej
    rozwodzie? Jest malarką, a jej wystawa spotkała się ostatnio z bardzo
    życzliwymi ocenami. Została babcią bliźniąt. Dom Ewy jest miejscem spotkań
    wielu przyjaciół.

    O Adamie nie chce rozmawiać. To ciągle jeszcze za bardzo boli.

    Lidia Mieścicka
    Charaktery, listopad 2003.

    Lidia Mieścicka jest lekarzem i psychoterapeutką, pracuje w Poradni Intra w
    Warszawie. Wydała dwie książki: Nie poddawaj się smutkowi i Być matką dorosłych
    dzieci. Ma dwie dorosłe córki i pięcioro wnucząt. Jej hobby - wszystko, co
    żywe: ludzie, zwierzęta, ptaki, rośliny.




    Temat: Zostac ateista, to wymaga odwagi !
    W co ma wierzyć ateista ???
    W co ma wierzyć ateista?

    Boga nie ma! I skończmy wreszcie z tą dziecinadą.

    LUDOVIC KENNEDY The Guardian
    Stary człowiek chętnie oddaje się rozmyślaniom o bogach. Mam w tej chwili 83
    lata, wkrótce skończę 84, a im bliższy jest moment, w którym odrzucę swą
    doczesną powłokę, tym bardziej zastanawia mnie wiara chrześcijan w bóstwo,
    które nazywają niezbyt oryginalnie Bogiem (tak jakby nigdy nie było żadnych
    innych bogów). Szczególnie zadziwiają mnie dwie rzeczy: po pierwsze
    twierdzenie, wysunięte już w Księdze Rodzaju, ale do dziś uznawane za
    prawdziwe – że Bóg stworzył świat z nicości.

    Uważam, że przyjęcie tego twierdzenia na wiarę nie wystarczy. W istocie jest
    ono tak naciągnięte, że przywodzi wręcz na myśl przechwałkę Glendowera z
    szekspirowskiego „Henryka IV, cz. I”: „Potrafię wywoływać duchy z przepastnej
    otchłani”, i miażdżącą ripostę Hotspura: „Tak, ja też potrafię i każdy
    potrafi. Ale czy przychodzą właśnie wtedy, kiedy je wzywasz?”

    Druga zagadka jest następująca: co tydzień chrześcijanie wyśpiewują w swych
    świątyniach, że „Bóg” jest sprawiedliwy, miłosierny i mądry, zarazem twierdzą
    jednak, iż jest on niewidzialny, niedostępny i milczący jak skała. Te
    atrybuty są wzajemnie sprzeczne, gdyż drugi ich zestaw wyklucza posiadanie
    pierwszego. A gdzie w codziennym życiu znajdujemy przykłady miłosierdzia,
    mądrości i sprawiedliwości Boga?

    Jednak mimo wszystkich sprzeczności i błędów w rozumowaniu wciąż rozbrzmiewa
    w kościołach gromkie alleluja i do znudzenia powtarzane są słowa
    dziękczynienia i zawierzenia.

    Czy bracia i siostry naprawdę wierzą, że ktoś ich słucha i czy kiedykolwiek
    przyszło im do głowy, że w oczach postronnego obserwatora wyglądają głupio?
    (Choć nie bardziej głupio niż wyznawcy judaizmu kiwający się przed Ścianą
    Płaczu czy też muzułmanie padający na twarz, z głową zwróconą w stronę
    Mekki). I czy umknęło ich uwadze słynne powiedzenie Davida Hume’a, iż
    absurdem jest myśl, że istotę boską cechuje jedna z najnędzniejszych ludzkich
    słabości – nienasycone pragnienie poklasku?

    Błędem jest rozważanie bogów w oderwaniu, jak gdyby istnieli w próżni. Ci,
    którzy gnębią nas obecnie, są spadkobiercami odwiecznego rodu dawnych idoli,
    wśród których byli Bunjil i Pulga, Baal i Mitra, Ra i Ozyrys, Thor i Odyn, a
    przed nimi dosłownie tysiące innych bogów morza i nieba, rzek i gór, kamieni
    i krzaków, rodem z czasów, gdy człowiek pierwotny szukał poczucia pewności i
    bezpieczeństwa w obliczu zjawisk, które go przerażały: błyskawic i grzmotów,
    susz, trzęsień ziemi, wulkanów, dzikich zwierząt, trujących roślin i owoców.
    Wszyscy bogowie od niepamiętnych czasów są wytworami fantazji, wymyślonymi
    przez ludzi na użytek ludzi, próbą wytłumaczenia tego, co z pozoru
    niewytłumaczalne. Czy jednak w czwartym roku XXI stulecia naszej ery, u progu
    kolonizacji kosmosu, potrzebujemy takich paliatywów? Czy nie powinniśmy
    raczej posłuchać wskazówki z Listu do Koryntian, który przypomina nam, że
    kiedy mówimy jak dzieci, myślimy jak dzieci, rozumujemy jak dzieci, lecz
    teraz, gdy dorośliśmy, powinniśmy zaniecha tego, co dziecięce?

    Były w historii okresy, kiedy mężczyźni i kobiety znajdowali duchowe
    spełnienie – podobnie jak ja i coraz więcej osób w dzisiejszych czasach – w
    kontakcie z przyrodą, w sztuce; były też długotrwałe okresy, gdy obchodzili
    się bez żadnych religijnych wierzeń. Indianie z półwyspu Gaspe, pisał
    Chrétien Le Clerq, nigdy nie stworzyli pojęcia bóstwa, a jednak dobrocią swą
    przewyższali wszystkich Europejczyków. Jezuita Le Jeune odkrył, że mieszkańcy
    wyspy Cap Breton są „niezwykle bystrzy, uczciwi i prawi, bardzo hojni i
    pogodnego usposobienia”, ale również niereligijni. A dominikanin Jean-
    Baptiste du Tertre, ostrzegany przez kościelne władze, że czarnoskórzy
    ateiści, z którymi zetknie się na Antylach, są zdeprawowani, przekonał się,
    iż jest zupełnie inaczej.

    „Gorąco kochają swych bliźnich, zawsze pomagają sobie w chorobie i nie umieją
    przejść obojętnie wobec cudzej krzywdy”. Podobnych odkryć dokonywano w
    Tajlandii, Chinach i Japonii.

    Jakże bym chciał, aby takie społeczności nadal dziś istniały. Tymczasem
    gdziekolwiek spojrzeć, toczą się konflikty: protestanci i katolicy walczą ze
    sobą w Irlandii Północnej; żydzi, chrześcijanie i mahometanie w Palestynie;
    mahometanie i hinduiści na subkontynencie indyjskim; chrześcijanie i
    mahometanie w Nigerii, Indonezji, Arabii Saudyjskiej i innych miejscach. Czy
    potrzeba więcej argumentów na rzecz ateizmu?

    Ludovic Kennedy jest m.in. autorem książki „All in the Mind: A Farewell to
    God” (Wytwory wyobraźni: Pożegnanie z Bogiem).




    Temat: Przeczytajcie!:(
    Przeczytajcie!:(
    On był zdrowy! Umiera przez lekarzy

    Mój Łukasz miał przejść prosty zabieg, a teraz umiera - szlocha zrozpaczona
    Małgorzata Jaworska
    FOTO Piotr Grzybowski
    Łukasz Jaworski (17 l.) do warszawskiego Instytutu Matki i Dziecka trafił
    zdrowy. Miał przejść prosty zabieg szczęki. Po operacji jest rośliną. Nie ma
    dużych szans na przeżycie. Jego mózg już nie pracuje.

    - Lekarze zabili mi syna! - zalewa się łzami Małgorzata Jaworska z Radomia.
    Matka chłopaka wciąż nie może dojść do siebie. - Przyszliśmy przecież na
    łatwy zabieg!

    Łukasz miał przejść nieskomplikowany zabieg korekcji szczęki. Lekarze
    przekładali zabieg trzy dni. W końcu prof. Zofia Dudkiewicz wyznaczyła termin
    na poniedziałek, 11 lipca.

    O godz. 8 chłopak pojechał na salę operacyjną. Poddano go narkozie, z której
    się już nie wybudził.

    Zmowa milczenia
    - Zabieg miał trochę poprawić mu wygląd. Ale gdybyśmy wiedzieli, że tak to
    się skończy, nigdy byśmy się nie zdecydowali - twierdzą rodzice Łukasza.
    Przez 10 godzin chłopak leżał nieprzytomny. Rodzice nie mieli żadnej
    informacji o stanie syna. Zaczęli się niepokoić.

    - Nikt nie chciałĘpowiedzieć, co się dzieje. Od jednego z lekarzy
    dowiedzieliśmy się tylko, że są problemy z zatamowaniem krwawienia - mówi
    Janusz P., ojczym Łukasza.

    Minuty na wagę życia
    Po godz. 16 operująca chłopca pani profesor przekazała rodzicom, że
    anestezjolodzy chcą, żeby Łukasza podłączyć do respiratora.

    - Bagatelizowała jednak całą sprawę i mówiła, że "zaraz powinien się
    wybudzić" - twierdzi Małgorzata Jaworska.

    Prof. Dudkiewicz, która operowała Łukasza, zaprzecza: - Co pan mi zarzuca?
    Kiedy anestezjolog przyszedłĘmi powiedzieć, że pacjent nie budzi się i trzeba
    skierować go na OIOM, powiedziałam, żeby robił, co uważa.

    Dopiero o godz. 18 zdecydowano się przewieźć chłopca na intensywną terapię do
    Szpitala Wolskiego, choć OIOM jest oddalony o 500 m. Wezwano karetkę. - Z tym
    też były problemy. Kierowca nie chciał przewieźć Łukasza, dopóki nie dostanie
    od instytutu 250 zł za usługę - oburza się matka. - Kiedy już znalazły się
    pieniądze, zaczął biegać, próbując rozmienić pieniądze. To znowu kosztowało
    kolejne minuty. Być może na wagę życia Łukasza... - kończy łkając ojczym.

    Lekarz Szpitala Wolskiego po pierwszych oględzinach nie miał wątpliwości. -
    Przyznał, że Łukasz najprawdopodobniej nigdy już się nie obudzi - płacze
    zrozpaczona matka.

    O przebiegu operacji rodzice dowiedzieli się z karty szpitalnej wypisanej
    przez przeprowadzającą operację. Wynika z niej, że podczas zabiegu przecięto
    rurkę intubacyjną oraz naczynia krwionośne w gardle Łukasza. Chłopiec stracił
    1,5 litra krwi, część przedostała się do płuc.

    Brutalna prawda
    Podczas operacji mózg Łukasza co najmniej 4 minuty był niedokrwiony. Badanie
    tomograficzne na OIOM-ie wykazało, że mózg jest martwy. Rodzice zgłosili
    wszystko na policji. Zaraz po tym pięciu funkcjonariuszy przyjechało
    zabezpieczyć dokumentację lekarską. Dochodzenie trwa.

    Inni pacjenci Instytutu są wstrząśnięci tym, co przydarzyło się Łukaszowi.

    - To był superchłopak. Nic mu nie dolegało. Do dziś nie możemy uwierzyć w to
    wszystko. Dobrze, że zajęliście się tą sprawą. Nie można pozwalać, by takie
    sytuacje się powtarzały - twierdzą matki innych dzieci. Podkreślają jednak,
    że one same nic złego o Dudkiewicz powiedzieć nie mogą. Ona sama też się
    broni jak może.

    - Takie powikłanie zawsze może sięĘprzydarzyć. Najważniejsze, że nigdy nie
    przestało bić serce. Trzeba poczekać z wnioskami. Pacjent jeszcze żyje -
    tłumaczy prof. Dudkiewicz, szefowa oddziału chirurgii dziecięcej.

    Tymczasem do rodziców Łukasza zgłosili się lekarze z prośbą o zgodę na
    pobranie organów do przeszczepu.

    autor: Radosław Gruca




    Temat: Król Roztocza
    kecaje napisał:

    > Wybrałem się na samotną wycieczkę rowerową w okolice Florianki.
    > Odwiedziłem "Płaczący Kamień" i wyjechałem na drogę piaskową... to co
    > zobaczyłem zaparło mi dech w piersiach i nie mogłem się poruszyć...
    > Dostojeństwo... Majestat... piekno... ogromna odwaga... a wokół cisza i
    > spokój... dla mnie nagle świat skupił się na Tym Jednym Jedynym... początkowo
    > przeraził mnie, chciałem uciekać, ale nie miałem sił żeby się poruszyć...
    > Jego wzrok sparaliżował moje ciało... wydawało mi sie, że ptaki przestały
    > nawet świergotać i drzewa szumieć... Ale z drugiej strony czułem się
    > zaszczycony Jego obecnością i ...bezpieczny, tak jak gdyby to On panował w
    > tym lesie... i pewnie tak jest do dziś... Miał piękne oczy, ogromne poroże i
    > stojąc w odległości ok. 50m odemnie to ja musiałem pierwszy opuścić to
    > miejsce... z głową pochyloną... tak jakby audiencja została zakończona...
    > Było to kilka lat temu ale On wrócił do mnie we śnie i niczym "Horn" (z lasu
    > Sherwood) wdał się ze mną w rozmowę...
    > To było moje najpiękniejsze przeżycie na Roztoczu...

    Podobnie ktoś opisał spotkanie z rysiem.
    Warto bywać na Roztoczu. Mogą być różne spotkania i przygody
    .... znajdziemy tam unikalne rośliny, stada dzików, saren. No i takie
    spotkanie ? Przeżycie niesamowite. A jaki opis??!! Dziękujemy.. Spotkanie
    takie zostaje w pamięci na całe zycie.

    Miałem także - jako dziecko 10 letnie - niebezpieczną przygodę na Mazurach,
    gdzie jeżdzilem w lecie 7 km rowerem do szkoły w mieście. Pod górkę zsiadłem z
    roweru. Z lasu odległego o kilkaset metrów wyszedł basior- bardzo wielki (tak
    mi sie może wydawało) znaczy się WILK ... i zbliżał się do mnie , idąc na
    ukos , dochodził coraz bliżej drogi, idąc wolno równolegle ze mną. Wyglądało,
    że chce mnie zaatakować. Doszedł ok. 50 m do drogi, wyszczerzył kły,. Ja wtedy
    już struchlałem , nie miałem nawet siły krzyczeć, coś ścisnęło mi gardło. Wilk
    stanął, ja stanąłem. Patrzył na mnie jakoś tak grożnie ale jednocześnie jak by
    z lekceważeniem, jak na intruza. Może nie był głodny, może mu się żal mnie
    zrobiło (byłem malutki - w klasie nazywano mnie "wróbel", bo chodziłem do
    szkoly z dziećmi przerośniętymi o 5 lat - z powodu przerwy wojejnnej). W każdym
    razie odrócił sie całym ciałem w kierunku lasu (tak jak by miał sparaliżowaną
    szyję i kręgosłup) i powoli oddalił się tam skąd przyszedł. Zacząłem powoli
    wracac do życia. Stałem jeszcze długo bo ze strachu nie miałem siły wsiąść na
    rower. W szkole zrazu nie chciały dzieci wierzyć w tę przygodę, ale w końcu
    uwierzyły i .. bylem kilkudniowym bohaterem - chłopcem ktory wilka sie nie bał.m



    Temat: tyle lat poza krajem
    Acha - jeszcze zerknąłem w twój post i:

    a propos towarzystwa wzajemnej adoracji - owszem, lubię być adorowany, pławię
    się w tym;

    mxp4 >jakie to polskie ... choc w rzeczywistosci moze byc calkiem inaczej<
    - prawda mxp4? prawda?

    mxp4 >Czy wiecie zafascynowani, ze gruchota mozna kupic juz za $100?

    A cóż to za odkrycie? I czym tu fascynować? Zresztą w Polsce jeżdżącego
    gruchota też można kupić za równowartość 100$.

    mxp4 >jedzenie ohydnego zarcia amerykanskiego /prawie wszystko zmodyfikowane
    genetycznie/od ktorego sie tyje i na zdrowie nie idzie w zadnym wypadku.

    Jest niesmaczne i niezbyt zdrowe. Jednak modyfikacje genetyczne powstawały
    naturalnie i były utrwalane w ramach doboru naturalnego (tak powsały gatunki)
    jak i w drodze doboru hodowlanego i selekcji (tak powstały odmiany roślin
    uprawnych i rasy zwierząt hodowlanych). Problem modyfikacji genetycznych
    polega na czym innym niż sugerowana przez ciebie "szkodliwość" (ale to
    specjalistyczny problem).

    mpx4 >kilka krain placze zewnymi lzami, ze ten framberg tam nie przybyl

    ;-))))

    mpx4 > wypisujac paszkwile na Polske rzad i wszystko po kolei co polskie.

    Wszystko po kolei; ej przesadzasz, nie zachowałem kolejności ;-)))

    mpx4 >prawda jest taka, ze gdyby emigrowal tyral by na dachach w 40 stopniowym
    upale,

    Przez pewien czas byłem emigrantem. Jednak nie chciałem zostać w tym miejscu w
    którym byłem. Nie mogąc się dostać tam gdzie chciałem wybrałem Polskę.
    A ty wszystko wiesz, gdzie kto pracował, jakie ma doświadczenia; mooooc
    doświadczeń widać.

    mpx4 > Wszystko jest cacy co jest z Hameryki. Jakze sie potem rozczarowujecie
    gdy juz znajdziecie sie w tym raju.

    Bez sensu. Wyobrażasz sobie, że Polacy nie jeżdżą po świecie, po Europie? Nic
    nie widzą, nic nie wiedzą? W prawie każdej rodzinie jest ktoś kto mieszka za
    granicą a ty wyskakujesz jak Filip z konopi i nagle odkrywasz przed
    nami "Hamerykę". Przecież wielu ją zna z autopsji, wielu dużo jeździło za
    granicę, wielu pracowało w różnych krajach; a tu nagle: - prawdy objawione mxp4

    mpx4 >Tu ani jeden dolar na drzewie nie rosnie.

    No nie mogę, Czy ty się kontaktujesz wyłącznie z jakimiś przygłupami, którym
    wszystko trzeba tłumaczyć od zera? Skąd informacja o wyobrażeniach Polaków na
    temat innch krajów? Polaków, którzy są dość ruchliwym narodem i mają informacje
    własne bądź z pierwszej ręki (było, nie było najwięcej Polaków mieszka w
    Warszawie a później w Chicago ;-)

    mpx4 >Trzeba by nabrac troche dystansu ... wypisuja pierdoly by im zazdroscil
    rodak, by zzielenial.

    Oj tak, czasami coś przeczytam i faktycznie zielenieję.




    Temat: Dla zwolennikow Balcerowicza-polecam
    dane, o których rozmawiacie to jest właśnie przykład gry na statystyce. która
    zawiera sprawozdanie NBP, od której zaczęła się dyskusja

    W przykładzie z szkolnej fizyki jest tak, że pasażer pociągu ocenia
    subiektywnie szybkość swojej podróży w odniesieniu do przyjętego punktu
    odniesienia. Brak punktu to dla niego brak ruchu. Argument typu

    "w 1994 r stopy były 35% przemysł kwitł, dziś są 8% przemysł pada. Wniosek:
    stopy nie mają wpływu na firmy, decyduje kodeks pracy"

    jest sprytnym nadużyciem. Brakujące tu punkty odniesienia to np. zyskowność
    sprzedaży firmy, podatki, poziom zamożności klienta w 1994 r. i odpowiednio
    2002r.

    Np. w analizie tomalki, która komentuje fizyk brakuje pokazania źródeł zerowego
    wzrostu eksportu po kryzysie rosyjskim i wzrostu importu. Jednym z czynników
    było wyparcie z rynku rosyjskiego choćby poprzez dotowaną żywność z Unii i
    jeżeli dobrze pamiętam wpływ ich towarów równiez do Polski. Nie można w ten
    sposób pokazywać, że kurs walutowy i stopy są nieistotne dla - w tej rozmowie -
    eksportu. Tym bardziej, że okres 1997 / 98 to idiotyczne restrykcje dla
    nierejestrowanego handlu ze Wschodem pomysł wiz i ogólna niechęć do tego
    kierunku w obozie AWS.

    W dyskusji toczonej na tym forum zwolennicy obniżenia stóp kilka lat temu i
    dewaluacji złotówki - taki odnoszę subiektywne wrażenie - zazwyczaj nie mówią:

    "Gospodarka ma kłopoty zawsze obniżaj stopy, dewaluuj walutę". Oni w moim
    odczucie mówią "W tej konkretnej sytuacji tak należało postąpić, to był jeden z
    czynników, na który mieliśmy wpływ, a naturalny efekt w postaci minimalnie
    większej inflacji w konkretnej sytuacji w jakiej tkwi od kilku lat Polska
    miałby nieistotny wpływ dla gospodarki". Te dwa elementy - stopy i kurs - są
    jak zapora przed Wrocławiem - decydują o tym czy rzeka będzie decydować kiedy
    Wrocław zalewany czy też będziemy to robić raczej my sami. Natomiast osoby,
    które z definicji odrzucają jakąkolwiek inżynierie w polityce pieniężnej są za
    tym żeby Wrocław został zalany podając różne argumenty ("bo to
    kosztuje", "Rosjanie i Chińczycy zawracali rzeki - jesteś komunista", "samo
    wyschnie", "bo Niemcy jak Wrocław był ich nic takiego nie zrobili" i mój
    ulubiony typ argumentacji "bo jestem za naturalną antykoncepcją"). Świadomość
    że jest taka zapora ma wpływ na realną gospodarkę w dwóch np. obszarach -
    dyrektor finansowy firmy nie ma takiej gwarancji jak w Polsce dziś, że kredyt w
    dolarze pozostanie bezkarny (i będzi emógł szantażować albo płakać "bo
    zbankrutuję") i przedsiębiorca wie, że rozpoczynając produkcję w oparciu o
    polskich kooperantów nie przegra z montowniami tylko dlatego, że jest
    Polakiem.

    BIOLOG

    Jest w liście Tomalki jeden ciekawy wątek - Czechy i ich kryzys. Ja sądzę, ze
    oni zrobili na tym świetny interes. To tak jak przyznanie "Jestem chory" i
    zgoda na to, aby cialo miało przez kilka dni gorączkę i samo powalczyło z grypą
    albo napakowanie - tak jak zrobiono w Polsce - w końskiej dawce antybiotyków po
    to, aby się Broń boże "Pracodawca nie dowiedział", co wyleczyło grypę, ale
    wprowadziło śpiączkę. Z jednej strony tydzień leżenia i niskie koszty, z
    drugiej droga klinika i wiele lat stanu bycia rośliną i utrata pracy. Ten drugi
    sposób myślenia jest np. typowy dla pierwszych działań kas chorych w Polsce
    kiedy wykazywano, ze jest wszystko OK, bo Polacy przestali chorować, a oni
    przestali być tylko rejestrowani.



    Temat: Milosz, jego smierc i reakcje prasy.

    DZIECIĘ EUROPY

    1

    My, którym słodycz dnia przenika do płuc
    I widzimy gałęzie rozkwitające w maju
    Jesteśmy lepsi od tych co zginęli.

    My, którzy smakujemy długo żując jadło
    I oceniamy w pełni igraszki miłości
    Jesteśmy lepsi od nich, pogrzebanych.

    Z pieców ognistych, zza drutów w których świszcze
    wiatr
    / nieskończonych
    jesieni,
    Z bitw kiedy w spazmie ryczy zranione powietrze
    Uratowaliśmy się przebiegłością i wiedzą.

    Wysyłając innych na miejsca bardziej zagrożone,
    Podniecając ich krzykami do boju,
    Wycofując się w przewidywaniu straconej sprawy.

    Do wyboru mając śmierć własną i śmierć
    przyjaciela
    Wybieraliśmy jego śmierć, myśląc zimno: byle się
    spełniło.

    Uszczelnialiśmy drzwi gazowych komór, kradliśmy
    chleb,
    Wiedząc że dzień następny cięższy będzie od
    poprzedniego.

    Jak należy się ludziom poznaliśmy dobro i zło.
    Nasza złośliwa mądrość nie ma sobie równej na
    ziemi.

    Należy uznać za dowiedzione, że jesteśmy lepsi od
    tamtych,
    Łatwowiernych, zapalnych a słabych, mało sobie
    ceniących
    / życie.

    2

    Szanuj nabyte umiejętności, o dziecię Europy.
    Dziedzicu gotyckich katedr, barokowych kościołów
    I synagog w których rozbrzmiewał płacz
    krzywdzonego
    / ludu,
    Dziedzicu Kartezjusza i Spinozy, spadkobierco
    słowa
    / "honor",
    Pogrobowcze Leonidasów,
    Szanuj umiejętności nabyte w godzinie grozy.

    Umysł masz wyćwiczony, umiejący rozpoznać
    natychmiast
    Złe i dobre strony każdej rzeczy.
    Umysł masz sceptyczny a wytworny, dający uciechy
    O jakich nic nie wiedzą prymitywne ludy.

    Tym umysłem wiedziony, rozpoznasz natychmiast

    Słuszność rad których udzielamy.
    Niech dnia słodycz przenika do płuc.
    Po to mądre a ścisłe przepisy.

    3

    Nie może być mowy o triumfie siły
    Bowiem jest to epoka gdy zwycięża sprawiedliwość.

    Nie wspominaj o sile, by cię nie posądzono
    Że w ukryciu wyznajesz doktryny upadłe.

    Kto ma władzę, zawdzięcza ją logice dziejów.
    Oddaj logice dziejów cześć jej należną.

    Niech nie wiedzą usta wypowiadające hipotezę
    O rękach które właśnie fałszują eksperyment.

    Niech nie wiedzą twoje ręce fałszujące
    eksperyment
    O ustach, które właśnie wypowiadają hipotezę.

    Umiej przewidzieć pożar z dokładnością nieomylną.
    Po czym podpalisz dom i spełni się co być miało.

    4

    Z małego nasienia prawdy wyprowadzaj roślinę
    kłamstwa,
    Nie naśladuj tych co kłamią, lekceważąc
    rzeczywistość.

    Niech kłamstwo logiczniejsze będzie od wydarzeń,
    Aby znużeni wędrówką znaleźli w nim ukojenie.

    Po dniu kłamstwa gromadźmy się w dobranym kole
    Bijąc się w uda ze śmiechu, gdy wspomni kto nasze
    czyny.

    Rozdając pochwały pod nazwą bystrości rozumowania
    Albo pochwały pod nazwą wielkości talentu.

    My ostatni, którzy z cynizmu umiemy czerpać
    wesele.
    Ostatni których przebiegłość niedaleka jest od
    rozpaczy.

    Już rodzi się pokolenie śmiertelnie poważne
    Biorące dosłownie co myśmy przyjmowali śmiechem.

    5

    Niech słowa twoje znaczą nie przez to co znaczą
    Ale przez to wbrew komu zostały użyte.

    Ze słów dwuznacznych uczyń swoją broń,
    Słowa jasne pogrążaj w ciemność encyklopedii.

    Żadnych słów nie osądzaj, zanim urzędnicy
    Nie sprawdzą w kartotece kto mówi te słowa.

    G;os namiętności lepszy jest niż głos rozumu,
    Gdyż beznamiętni zmieniać nie potrafią dziejów.

    Nie kochaj żadnego kraju: kraje łatwo giną.
    Nie kochaj żadnego miasta: łatwo rozpada się w
    gruz.

    Nie przechowuj pamiątek, bo z twojej szuflady
    Wzbije się dym trujący dla twego oddechu.

    Nie miej czułości dla ludzi: ludzie łatwo giną
    Albo są pokrzywdzeni i wzywają twojej pomocy.

    Nie patrz w jeziora przeszłości: tafla ich rdzą
    powleczona
    Inną ukaże twarz niż się spodziewałeś.

    7

    Kto mówi o historii jest zawsze bezpieczny,
    Przeciwko niemu świadczyć nie wstaną umarli.

    Jakie zapragniesz możesz przypisać im czyny,
    Ich odpowiedzią zawsze będzie milczenie.

    Z głębi nocy wynurza się ich pusta twarz.
    Nadasz jej takie rysy jakich ci potrzeba.

    Dumny z władzy nad ludźmi dawno minionymi
    Zmieniaj przeszłość na własne, lepsze,
    podobieństwo.

    8

    Śmiech powstający z szacunku dla prawdy
    Jest śmiechem którym śmieją się wrogowie ludu.

    Wiek satyry skończony. Odtąd nie będziemy
    Podstępną mową szydzić z nieudolnych monarchów.

    Surowi jak przystało budowniczym sprawy
    Pozwolimy sobie jedynie na pochlebczą
    żartobliwość.

    Z ustami zaciśniętymi, posłuszni rozumowaniu
    Wkraczajmy ostrożnie w erę wyzwolonego ognia.

    New York, 1946



    Temat: Pij mleko, będzie droższe
    a dlaczego nikt nie zauważa drugiej strony-przecież skoro niemieccy przetwórcy
    skupują mleko od polskich producentów,to niemieccy rolnicy nie mają gdzie
    sprzedać swojego mleka-więc to co mówią tu niektórzy słusznie o gospodarce jako
    o naczyniach połączonych jest prawdą-dzięki temu,że jesteśmy we wspólnej unii
    gospodarczej,to istnieją mechanizmy które wyhamują ten proces sprzedaży
    polskiego mleka-chociażby niemieccy rolnicy mogą się sprzeciwić lub ci
    przetwórcy niemieccy którzy nie kupują mleka od Polaków,albo wcześniej jeśli
    rząd polski nie zareaguje aby bronić polskich przetwórców,zareaguje rząd
    niemiecki,aby ochronić swoich rolników i cześci producentów,bo przecież taka
    sytuacja nie jest korzystna dla obu państw jako ogółu(tylko dla małych
    grup-części przetwórców niemieckich i cześci polskich producentów mleka)

    a tak na marginesie-mam rodzinę w miejscowości rolniczej-i ci mieszkańcy wsi
    którzy najbardziej płaczą,że im mało pieniędzy wystawiają nowe wille,w tym moja
    rodzina,mieszkając z rodzicami którzy mieli grunty rolne,a gdy rodzice się
    zestarzeli ziemia leżała odłogiem,a rodzinka dalej jako mająca ziemie a więc
    rolnicy-placą śmieszne opłaty za dom i grunt,w porównaniu do mieszkańców
    40-kilku metrowych mieszkanek w bloku,dziadkowie już nie żyją,a rodzinka to
    wszyscy po wyższych studiach i nie pracują już teraz na roli-ich spokojnie mogę
    nazwać cwaniakami wykorzystującymi swoje rolnicze korzenie
    za to moja babcia,ponad 70 letnia mieszka w domu wybudowanym gdzieś w latach
    60,sama w 2 piętrowym domu,opłaty za grunt i dom są nieduże,ale za to musi
    oszczędzać na ogrzewaniu i prądzie-jedna osoba mieszka w tak dużym domu i te
    dodatkowe opłaty są dla niej duże,ale gdyby mieszkała w mieście w małej
    kawalerce to z renty rolniczej już by się nie utrzymała,mleko może kupić taniej
    niż w sklepie od tych drobnych rolników,którzy też mają tylko 1 krowę,bo są już
    emerytami a warzywa do obiadu ma z kawałka przydomowego ogródka-z jednej torebki
    nasion za złotówkę ma grządkę marchewki czy sałaty,które kupowane w sklepie
    wyniosłyby 100-krotność ceny torebki nasion-babcia nigdy nie narzekała na swój
    los,ona jest prawdziwym rolnikiem,kochającym ziemię(może i teraz z przymusu,bo
    na prawdę w mieście nie utrzymałaby się)
    a jeśli chodzi o ceny to np.od jakichś 10 lat gdy w miastach zaczęły powstawać
    sieci handlowe to w małych sklepikach na wsi ceny żywności były wyższe niż w
    miastach(a przecież towar na miejscu-bez kosztów transportu)-i większośći
    przyjezdnych na wakacje i gospodarzy kupowała kiedy się dało od sąsiadów-czy to
    mieso czy mleko czy jajka-wymieniali się niejako towarami,dopiero od kilku
    lat,gdy zaczęło powstawać na wsiach więcej sklepów ceny powoli zrównują się z
    miastem-nie umiem wytłumaczyć z czego to wynika,czy z tego,że wieś się
    zestarzała-drobnych rolników starego pokolenia jest mało i wiadomo,że jako
    starsze osoby nie będa uprawiać ogromnych pól,większość ich potomków korzysta
    nadal z ulg rolniczych a pracuje poza rolnictwem i ich stać na kupowanie w tych
    sklepikach,a mniejsza część potomków dokupiła ziemi i rozwinęła nowoczesne,duże
    gospodarstwa,jeszcze mniejsza część nie umie dostosować się do tych zmian,
    unowocześnienia i bardziej wydajnej pracy i to chyba oni tak narzekają głosno na
    swój los
    jedno wiem,gdyby gospodarka zaczęła upadać-to rolnicy są w lepszej
    sytuacji-zawsze mają ziemię na której choćby z zebranych nasion czy z resztek
    kartofli posadzą sobie nowe rośliny na pokarm,a w mieście to pozostanie nam
    tylko jedzenie trawy albo odpadków ze śmietników od tych nielicznych
    najbogatszych,którym może na dłużej zostanie kasy i będą jedzenie przywozić zza
    granicy(bo na miejskim trawniku raczej nie pozwolą nam uprawiać ziemniaków)



    Temat: Co moze, a czego nie moze jesc mama karmiaca?
    Mój synek za kilka dni skończy 2 miesiące.
    Od początku piłam mleko i jego przetwory. Lekarka powiedziała, że jeśli małemu
    nic się nie będzie działo po mleku krowim, to jest nawet wskazane, by pić
    i "jeść" mleko (po ciąży bolą mnie wszystkie kości - odwapnienie). Michaś nie
    reaguje alergicznie, więc się "dowapniam" :)))
    Jeden jedyny raz miał przeboje żoładkowe, i to z mojej winy - po ogórku
    kiszonym i kawce po paru godzinach. Prężył się i zwijał, płakał i w ogóle nie
    mógł zasnąć. Od tej pory ogórek kiszony i kawa (rozpuszczalna, z kofeiną) są na
    mojej czarnej liście. Podobnie jak (z ostrożności) cytrusy, orzechy, czekolada,
    kapusta, fasola (ale fasolka szparagowa - luzik).
    Wklejam poniżej informacje na temat odżywiania się w czasie karmienia ze strony
    www.latacja.pl. Zajrzyj tam sobie, tak czy siak.

    Pozdrawiam,
    Justyna mama Michasia (30.04.03.)

    Jedzenie nie powinno być stresem, nie trzeba unikać ulubionych potraw tylko z
    powodu karmienia piersią. Należy jeść to co się lubi i pamiętać o kilku
    podstawowych wskazówkach.

    Jeść potrawy lekkostrawne - głównie gotowane i pieczone , niskotłuszczowe
    Jeść rozmaite produkty – im więcej różnorodnych produktów, tym mniejsza szansa
    na niedobór składników odżywczych, witamin, soli mineralnych
    Grupa I: produkty zbożowe ( kasza, ryż, makarony, pieczywo)

    Grupa II: warzywa i owoce

    Grupa III: produkty białkowe roślinne i zwierzęce (mięso, ryby, jaja, mleko i
    jego przetwory, rośliny strączkowe)

    Grupa IV: tłuszcze roślinne i zwierzęce, cukier (słodycze)

    Jeść zdrowo - należy korzystać głównie z produktów I i II grupy, w mniejszych
    ilościach produkty z III i IV grupy, unikać słodyczy. Z grupy III korzystać
    tak, aby mięso czerwone jeść kilka razy w miesiącu, a jaja, drób, ryby – kilka
    razy w tygodniu. Spożywać 3 główne posiłki w ciągu dnia, nie przejadać się
    (zapotrzebowanie kaloryczne w czasie laktacji wzrasta o 500 - 600 kcal
    dziennie, co zaspokaja jeden niewielki posiłek)
    Unikać produktów nieświeżych, niskiej jakości, konserwowanych i sztucznie
    barwionych, z dużą zawartością soli i cukru
    Typowe używki mogą mieć niekorzystny wpływ na zdrowie mamy i dziecka!!!

    Pić - według pragnienia (najlepsza jest woda, soki, naturalne herbaty owocowe,
    napary z ziół)
    Robić sobie przyjemności - raz na jakiś czas pozwolić sobie na ciastko, słabą
    kawę czy kieliszek wina
    Obserwować, jak dziecko reaguje - jeżeli po jakimś pokarmie u dziecka występuje
    niepokój, kolka jelitowa, wysypka, to takiego pokarmu należy unikać.
    Grupy produktów, których spożywanie przez matkę może wywołać niekorzystne
    reakcje u dziecka:

    Potrawy ciężkostrawne: tłuste wędliny, mięsa, sery, potrawy smażone
    Produkty wzdymające: groch, fasola, kapusta, cebula
    Produkty o zdecydowanym zapachu i smaku: czosnek, kalafior, ostre przyprawy
    Silne alergeny: owoce cytrusowe, truskawki, kakao, czekolada, orzechy, ryby,
    jaja, mleko i jego przetwory
    Jeżeli matka cierpi na alergię lub w najbliższej rodzinie dziecka występują
    choroby alergiczne, matka powinna profilaktycznie wyłączyć ze swojej diety
    produkty silnie alergizujące.




    Temat: Zapomn.superdoktor w Königshütte? (ok.1870)
    Wagner Wilhelm (1848-1900)

    Lekarz neurochirurg, botanik, zdobywca górskich szczytów

    Urodził się 14 stycznia 1848 roku w Wohnbach w Hesji, w rodzinie pastora. Studia
    medyczne podjął najpierw w Giessen, później zaś w Marburgu, gdzie w roku 1869
    uzyskał stopień doktora nauk medycznych na podstawie rozprawy „Über die
    Percussion des Magens nach Auftreibung mit Kohlensäure. Ein Beitrag zur Anatomie
    und physikalischen Diagnostik”.
    Bezpośrednio po ukończeniu studiów rozpoczął praktykę w uzdrowisku Neuheim w
    Hesji. W roku 1870, po wybuchu wojny francusko-pruskiej, został powołany do
    służby wojskowej, którą odbył w szpitalu wojskowym we Friedbergu. Po zwolnieniu
    ze służby wojskowej pozostał we Friedbergu, gdzie, choć nigdy nie był asystentem
    żadnego ze znanych chirurgów, zdobył sobie sławę zdolnego chirurga, czego
    wyrazem było powołanie go na członka zarządu Niemieckiego Towarzystwa
    Chirurgicznego. W roku 1871 ożenił się z Marią Herzberger, z którą miał czworo
    (według niektórych źródeł pięcioro) dzieci.
    W roku 1877 Wagner przyjechał wraz z rodziną do Królewskiej Huty, gdzie objął
    wakujące stanowisko ordynatora oddziału chirurgicznego w Szpitalu Spółki
    Brackiej. Jednocześnie rozpoczął też pracę w najstarszym szpitalu miejskim –
    Szpitalu pod wezwaniem św. Jadwigi, który mieścił się wówczas na poddaszu jednej
    z kamienic.
    Uznanawany dziś za jednego z pionierów neurochirurgii Wagner zebrał bogate
    doświadczenia w zakresie leczenia urazów kręgosłupa i rdzenia kręgowego, które
    przedstawił wraz z Paulem Stolperem w dziele „Die Verletzungen der Wirbelsäule
    und des Rückenmarks” (Stuttgart, 1898, Deutsche Chirurgie, Lfg. 40). Wprowadził
    też do neurochirurgii technikę polegającą na operacyjnym otwarciu jamy czaszki
    przez utworzenie płata kostno-powięziowego, składanego po zakończeniu operacji
    (tzw. operacja Wagnera opisana przez niego m.in. w „Die temporäre Resection des
    Schädeldaches an Stelle der Trepanation”, Centralblatt für Chirurgie, 1889). Był
    nie tylko cenionym lekarzem, ale i zasłużonym działaczem społecznym – dzięki
    jego staraniom powstało prywatne gimnazjum żeńskie w Królewskiej Hucie,
    sanatorium dla górników i hutników w Goczałkowicach-Zdoju oraz
    szpital-sanatorium dla chorych na płuca w Wodzisławiu. W uznaniu zasług w roku
    1894 Wagner otrzymał tytuł tajnego radcy medycznego, zamieniony później na tytuł
    profesora.
    W wolnych chwilach Wagner chętnie wędrował po górach, wspinając się często m.in.
    w Alpach i w Tatrach, gdzie przyczynił się do budowy istniejącego do dziś
    Śląskiego Domu (Schlesierhaus, Slezský dům) w Wielickiej Dolinie i własnym
    kosztem zbudował jedną ze ścieżek turystycznych ze Smokowca do Wodospadów
    Zimnej Wody (Droga Wagnera, Wagner-Weg). Był członkiem i prezesem honorowym
    Śląskiego Oddziału Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego (Magyarországi
    Kárpáttegyesület). August Otto, śląski badacz Tatr, po dokonaniu pierwszego
    wejścia ma Litworowy Szczyt, nadał mu na cześć Wagnera nazwę Wagnerspitze (węg.
    Wagner-csúcs).
    Wagner zajmował się też botaniką i korespondował z wieloma ośrodkami
    botanicznymi – okazy zebranych przez niego roślin zachowały się do dziś w
    zbiorach zielnikowych we Wrocławiu, Getyndze, Berlinie-Dahlem, Kopenhadze,
    Lejdzie, Cardiff, Edynburgu i Waszyngtonie.
    Gdy w roku 1897 zachorowała ciężko żona Wagnera, on sam podjął się wykonania
    operacji, która zakończyła się krwotokiem wewnętrznym i śmiercią żony. Wagner
    załamał się po tym nieszczęściu i nigdy już nie odzyskał dawnej energii
    życiowej. Zmarł wskutek wylewu 7 sierpnia 1900 roku w Królewskiej Hucie, gdzie
    został też pochowany na cmentarzu ewangelickim. Na zachowanym do dziś nagrobku
    widnieje napis „Miłość nigdy się nie kończy” (Die Liebe höret nimmer auf). Dla
    upamiętnienia zasług Wagnera w roku 1908 w Królewskiej Hucie odsłonięty został
    pomnik, którego twórcą był berliński rzeźbiarz Arnold Künne. Pomnik ten usunięto
    w roku 1935, zaś nazwę placu Wagnera, na którym stał, zmieniono na plac Żwirki i
    Wigury.




    Temat: Wachsmann/Waxmann

    Wagner Wilhelm (1848-1900)

    Lekarz neurochirurg, botanik, zdobywca górskich szczytów

    Urodził się 14 stycznia 1848 roku w Wohnbach w Hesji, w rodzinie pastora. Studia
    medyczne podjął najpierw w Giessen, później zaś w Marburgu, gdzie w roku 1869
    uzyskał stopień doktora nauk medycznych na podstawie rozprawy „Über die
    Percussion des Magens nach Auftreibung mit Kohlensäure. Ein Beitrag zur Anatomie
    und physikalischen Diagnostik”.

    Bezpośrednio po ukończeniu studiów rozpoczął praktykę w uzdrowisku Neuheim w
    Hesji. W roku 1870, po wybuchu wojny francusko-pruskiej, został powołany do
    służby wojskowej, którą odbył w szpitalu wojskowym we Friedbergu. Po zwolnieniu
    ze służby wojskowej pozostał we Friedbergu, gdzie, choć nigdy nie był asystentem
    żadnego ze znanych chirurgów, zdobył sobie sławę zdolnego chirurga, czego
    wyrazem było powołanie go na członka zarządu Niemieckiego Towarzystwa
    Chirurgicznego. W roku 1871 ożenił się z Marią Herzberger, z którą miał czworo
    (według niektórych źródeł pięcioro) dzieci.

    W roku 1877 Wagner przyjechał wraz z rodziną do Królewskiej Huty, gdzie objął
    wakujące stanowisko ordynatora oddziału chirurgicznego w Szpitalu Spółki
    Brackiej. Jednocześnie rozpoczął też pracę w najstarszym szpitalu miejskim –
    Szpitalu pod wezwaniem św. Jadwigi, który mieścił się wówczas na poddaszu jednej
    z kamienic.

    Uznanawany dziś za jednego z pionierów neurochirurgii Wagner zebrał bogate
    doświadczenia w zakresie leczenia urazów kręgosłupa i rdzenia kręgowego, które
    przedstawił wraz z Paulem Stolperem w dziele „Die Verletzungen der Wirbelsäule
    und des Rückenmarks” (Stuttgart, 1898, Deutsche Chirurgie, Lfg. 40). Wprowadził
    też do neurochirurgii technikę polegającą na operacyjnym otwarciu jamy czaszki
    przez utworzenie płata kostno-powięziowego, składanego po zakończeniu operacji
    (tzw. operacja Wagnera opisana przez niego m.in. w „Die temporäre Resection des
    Schädeldaches an Stelle der Trepanation”, Centralblatt für Chirurgie, 1889). Był
    nie tylko cenionym lekarzem, ale i zasłużonym działaczem społecznym – dzięki
    jego staraniom powstało prywatne gimnazjum żeńskie w Królewskiej Hucie,
    sanatorium dla górników i hutników w Goczałkowicach-Zdoju oraz
    szpital-sanatorium dla chorych na płuca w Wodzisławiu. W uznaniu zasług w roku
    1894 Wagner otrzymał tytuł tajnego radcy medycznego, zamieniony później na tytuł
    profesora.

    W wolnych chwilach Wagner chętnie wędrował po górach, wspinając się często m.in.
    w Alpach i w Tatrach, gdzie przyczynił się do budowy istniejącego do dziś
    Śląskiego Domu (Schlesierhaus, Slezský dům) w Wielickiej Dolinie i własnym
    kosztem zbudował jedną ze ścieżek turystycznych ze Smokowca do Wodospadów
    Zimnej Wody (Droga Wagnera, Wagner-Weg). Był członkiem i prezesem honorowym
    Śląskiego Oddziału Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego (Magyarországi
    Kárpáttegyesület). August Otto, śląski badacz Tatr, po dokonaniu pierwszego
    wejścia ma Litworowy Szczyt, nadał mu na cześć Wagnera nazwę Wagnerspitze (węg.
    Wagner-csúcs).

    Wagner zajmował się też botaniką i korespondował z wieloma ośrodkami
    botanicznymi – okazy zebranych przez niego roślin zachowały się do dziś w
    zbiorach zielnikowych we Wrocławiu, Getyndze, Berlinie-Dahlem, Kopenhadze,
    Lejdzie, Cardiff, Edynburgu i Waszyngtonie.

    Gdy w roku 1897 zachorowała ciężko żona Wagnera, on sam podjął się wykonania
    operacji, która zakończyła się krwotokiem wewnętrznym i śmiercią żony. Wagner
    załamał się po tym nieszczęściu i nigdy już nie odzyskał dawnej energii
    życiowej. Zmarł wskutek wylewu 7 sierpnia 1900 roku w Królewskiej Hucie, gdzie
    został też pochowany na cmentarzu ewangelickim. Na zachowanym do dziś nagrobku
    widnieje napis „Miłość nigdy się nie kończy” (Die Liebe höret nimmer auf). Dla
    upamiętnienia zasług Wagnera w roku 1908 w Królewskiej Hucie odsłonięty został
    pomnik, którego twórcą był berliński rzeźbiarz Arnold Künne. Pomnik ten usunięto
    w roku 1935, zaś nazwę placu Wagnera, na którym stał, zmieniono na plac Żwirki i
    Wigury.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl



  • Strona 3 z 3 • Zostało znalezionych 131 rezultatów • 1, 2, 3 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.