Strona Główna
PKS Inowrocław Toruń Inowrocław
PKS Wrocław Wrocław Zakopane
PKS Bus Jastrzębia Góra
PKS Bus Warszawa Toruń
PKS chjnice Starogard Gd
PKS grodzisk-pruszków ceny
PKS Inowrocław Toruń cena
PKS Katowice połączenia międzynarodowe
PKS Koszalin przyjazdy odjazdy
PKS Lublin Komunikacja prywatna
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • atheist.opx.pl

  • Widzisz posty znalezione dla zapytania: PKS Rozkład jazdy Gliwice





    Temat: [GW] Marszalek stawia na kolej i wspolny bilet
    http://miasta.gazeta.pl/k...olny_bilet.html

    Marszałek stawia na kolej i wspólny bilet
    Tomasz Głogowski
    2008-10-17, ostatnia aktualizacja 2008-10-17 20:41

    Komunikacyjny Związek Komunalny GOP chce, aby samorząd województwa - jako jedyny w kraju - dołożył się do miejskich autobusów i tramwajów. Marszałek jest jednak sceptyczny. - Stawiamy na kolej i wspólny bilet - usłyszeliśmy.

    Z wyliczeń przygotowanych ostatnio przez Komunikacyjny Związek Komunalny GOP wynika, że komunikacja publiczna w naszym regionie leży na łopatkach. Każdy warszawiak dokłada rocznie do autobusów i tramwajów 720 zł, mieszkaniec Poznania i Wrocławia 305 i 271 zł, a mieszkańcy 18 miast skupionych w KZK GOP zaledwie po 82 zł.

    Efekt? Ponieważ kończą się już pieniądze z dotacji, autobusy i tramwaje w wielu miastach Śląska i Zagłębia nadal kursują według okrojonego, letniego rozkładu jazdy. - Zdarza się, że musimy likwidować niektóre kursy - mówi Alodia Ostroch, rzecznik KZK GOP.

    W przyszłym roku nie będzie lepiej. Związek chce, aby gminy, które dziś dają na komunikację 436 mln zł, zwiększyły dotację o ok. 20 proc. Negocjacje trwają, ale miasta już alarmują, że będzie to cios dla ich budżetów. - Duzi sobie poradzą, ale dla mniejszych miejscowości, to kłopot. Będą miały mniej pieniędzy na inne inwestycje - mówi Marek Kopel, prezydent Chorzowa.

    Ale nawet większy budżet związku nie rozwiąże problemu. Rosnące koszty, związane m. in. z koniecznością utrzymywania starzejącego się taboru sprawią, że w 2009 r. pieniędzy starczy tylko na bieżące funkcjonowanie. O uruchomieniu nowych linii nie ma raczej co marzyć.

    Dlatego KZK GOP chce, aby do komunikacji miejskiej dołożył się też samorząd województwa. Byłoby to precedensowe rozwiązanie na skalę kraju, bo urzędy marszałkowskie nie dotują bezpośrednio miejskich autobusów i tramwajów.

    Związek powtarza, że nasz region jest specyficzny. - Na Śląsku i w Zagłębiu mamy duże miasta, a nie małe powiaty ziemskie między którymi jeżdżą autobusy PKS-u finansowane przez samorząd. U nas większość PKS-ów padło, dlatego komunikację między małymi miejscowościami musieliśmy wziąć na swoje barki. A nie korzystamy z państwowych dotacji - przekonują w KZK GOP.

    - Naszym zdaniem część pieniędzy, które przekazano ostatnio na uruchomienie linii kolejowej Bytom-Gliwice (ok. 30 mln zł - przyp. red.) można by dołożyć do autobusów, czy tramwajów. Skorzystałoby więcej pasażerów - mówi Alodia Ostroch.

    Urząd Marszałkowski podchodzi do pomysłu sceptycznie. Piotr Spyra, członek zarządu województwa śląskiego w piśmie skierowanym do przewodniczącego KZK GOP przekonuje, że kolej ma przed sobą przyszłość, a samorząd nie może dokładać do komunikacji miejskiej, korzystającej z pomoc gmin. No chyba, że województwo stałoby się... właścicielem KZK GOP.

    - Jesteśmy gotowi rozmawiać, ale nie o bezpośrednim finansowaniu komunikacji miejskiej, tylko o stworzeniu Śląskiej Karty Usług Publicznych. Byłby to wspólny bilet na pociąg, autobus i tramwaj w naszym regionie - mówi Piotr Spyra, członek zarządu województwa śląskiego.

    Rozwiązanie, to nic innego, jak powrót do idei ATP - biletu, który z powodzeniem funkcjonował w aglomeracji przez trzy lata, do stycznia 2004 r. Potem zniknął z kolejowych kas z powodu sporów o jego dofinansowanie. Ówczesne władze województwa tłumaczyły, że ATP był jedynie reklamą PKP Przewozy Regionalne. - Jeżeli teraz uda się znaleźć sensowny pomysł na finansowanie wspólnego biletu, to warto go zrealizować - przekonuje Spyra.

    Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice



    Temat: Złodzieje w drezynie ( za GW)
    PKP. Zuchwała kradzież trakcji
    Doskonale przygotowana szajka, wyposażona w drezynę o napędzie mięśniowym,
    ukradła prawie 800 metrów przewodów trakcyjnych pod napięciem 3000 volt. Przez
    15 godzin nie jeździły pociągi na trasie Herby - Wieluń.
    Łup ważący ponad 2,5 tony zniknął z wtorku na środę między 3.00 a 4.00 nad
    ranem. Złodzieje ogołocili 770-metrowy odcinek szlaku między Pankami a
    Kulejami. Nikt ich nie słyszał i nie widział. Sprawcy, najpewniej działający w
    dużej grupie, byli dobrze przygotowani i zadziwili pomysłowością.

    - Poruszali się po torach drezyną samoróbką z platformą drewnianą. Pojazd miał
    napęd ręczny - mówi komisarz Maciej Szyszka, rzecznik Komendy Powiatowej
    Policji w Kłobucku.

    Drezyna była składana, przystosowana do załadowania na przyczepę samochodową.
    Miała na tyle wysoko zamocowaną platformę, by stojący na niej złodziej bez
    trudu dostał do trakcji. Złoczyńcy musieli przy tym dobrze znać rozkład jazdy
    16 pociągów pasażerskich i towarowych: wiedzieli, kiedy nic nie jedzie. Trochę
    się jednak przeliczyli, ponieważ na kilkanaście minut przed rozkładowym
    pociągiem pojawił się dodatkowy. Oczywiście stanął, bo zabrakło mu prądu - ale
    złodzieje nie zdążyli zabrać całego łupu: część kabli pozostawili obok torów.
    Porzucili także drezynę.

    Kradzież na kilkanaście godzin unieruchomiła pociągi na trasie Herby - Wieluń. -
     To był szok dla pasażerów. Sama go przeżyłam. O 4.00 rano wyjechałam z
    Wielunia do pracy w Herbach. Normalnie byłabym na 5.30, dotarłam o 8.00 rano -
    mówi kolejowa dyżurna ze stacji w Herbach Nowych.

    - Natychmiast posłaliśmy pociągi ratunkowe i wezwaliśmy policję - mówi Marian
    Kominek, naczelnik działu energetyki Zakładu Infrastruktury Kolejowej w
    Tarnowskich Górach, któremu podlega okradziony odcinek.

    O 5.00 rano kolej uruchomiła komunikację zastępczą: wynajęła od PKS trzy
    autobusy. Ze stacji PKP w Pankach odjeżdżały do Herbów, tu ludzie znowu
    wsiadali do pociągu. Koleją z Herbów do Panek jest 15 km, pociąg pokonuje tę
    trasę w kwadrans. Autobus jechał drogą okrężną ponad 40 minut i ludzie spóźnili
    się do pracy.

    Jak twierdzą kolejarze, kradzieże trakcji pod napięciem nie należą już do
    rzadkości. - Zaczęły się jakieś pięć lat temu. Specjalizują się w nich
    ryzykanci znający zasady elektroenergetyki. Wystarczą dobrze wyizolowane
    narzędzia - mówi Kominek.

    Ostatnia kradzież na szlaku Herby - Wieluń miała miejsce w marcu i mogła się
    tragicznie zakończyć dla pracowników kolei. - Poprzecinane druty zwisały nad
    ziemią. Maszynista, który wyszedł zobaczyć, dlaczego pociąg stanął, był o krok
    od przewodu pod prądem. Ale złodzieje też ryzykują. W ub. roku w Gliwicach
    spalił się na słupie złodziej, który widocznie źle się przygotował do
    kradzieży - przypomina sobie Kominek.

    Od początku roku zakład w Tarnowskich Górach stracił z powodu kradzieży trakcji
    260 tys. zł. Wartość ostatniego łupu kolej oszacowała na 30 tys. zł.

    W Częstochowie przypadki kradzieży kolejowych trafiają do IV Komisariatu
    Policji. Od początku roku zanotowano ich 20. - Sprawcy kradną wyposażenie
    wagonów, elementy sterowania, linki dławikowe od semaforów, a także trakcję.
    Ale tak zuchwałej kradzieży u nas nie było - mówi Katarzyna Staciwa, rzecznik
    częstochowskiej policji.

    - Problemy kolei zaczęły się, gdy zezwolono prywatnym firmom na skup metali
    kolorowych - uważa naczelnik Kominek. - Złodzieje nie mają żadnych problemów,
    by się pozbyć łupu, a my jesteśmy bezsilni. Nie jesteśmy w stanie upilnować
    trakcji, bo my jesteśmy od jeżdżenia, a policja działa, jak działa.

    Kłobucka policja zapewnia, że sprawdzi wszystkie punkty skupu złomu w okolicy.
    Dotrze też do ludzi, którzy w przeszłości trudnili się skupem trefnego złomu, i
    do takich, którzy mają na sumieniu kradzieże.

    Ruch pociągów na trasie Herby - Panki został przywrócony wczoraj wieczorem.
    Dopiero dziś kolej obliczy dokładnie wszystkie straty wynikające z kradzieży.







    Temat: [pr][długie]Minibus do lamusa?


    Jak nie będą podjeżdżać więcej niż 3 sztuki naraz to się zmieszczą w
    obecnych.


    Ale się ludzie nie zmieszczą...


    No pewnie, mamy XXI wiek, cieszmy się że w ogóle łaskawcy nas dowieźli.


    Z takich Katowic do Gliwic możesz i samolotem. Jest full ux, wypas i
    takie tam. Tylko do lotniska trochę daleko i szkoda czasu.
    Pamiętaj, że my tu mówimy o komunikacji miejskiej, a więc w zasadzie o
    odcinkach do kilku kilometrów, a nie jakiś super długich trasach. Luksus
    nie jest priorytetem w KM.

    Poza tym - jak to powiedział kiedyś MFK - tą trasę możesz pokonać
    zarówno kiblem, jak i InterCity. Tylko że kibelki masz co 30 minut, a
    ICki 4 na dobę.


    Nie powinny jeździć w ramach systemu urzędniczego z kasownikami bo system
    ten charakteryzuje się umożliwieniem dresiarzom i menelom jeżdzenia bez
    biletu - brak konduktorów.


    Konduktor nie rozwiązuje sprawy do końca. Powinny być jednak
    szczelniejsze systemy pobierania opłat.


    Niech w mieście będzie kilka rywalizujących ze sobą systemów - jeden
    urzędniczy a inne prywatne. Nie widzę przeciwwskazań. Trzeba oczywiście
    wyraźnie zaznaczyć który bus należy do którego systemu. W Lublinie jest to
    zaznaczone - napisy na autobusach i wyszczególnione na rozkładach które
    kursy są prywatne.


    Wrzuć do herbaty sól i cukier. Oznacz to na karteczce. Ciekawe...


    Wtedy jeżeli będziesz chciał korzystać tylko z systemu urzędniczego to po
    prostu olejesz pozostałe kursy.


    ... do którego i tak będziesz musiał dopłacić z podatków. Zlikwidujmy


    To dlatego że jest za mało kursów minibusów - urzędy nie pozwalają na więcej


    Nie - to dlatego, że kierowcy świadomie łamią zakazy dopuszczalnej
    ilości przewożonych pasażerów, a głupi ludzie na to idą. Współczuję
    podczas wypadku.


    A dla mnie jest ważny luksus podróży. NIe podnieca mnie jazda Ikarusem czy
    nawet Solarisem będąc uczepionym rurki i ściśnięty jak śledź w puszce.


    To sobie jedź i InterCity skoro cie stać. Ja jestm student, znam takich
    jak ja tysiące, oprócz tego są inni którzy nie stawiają na luksus, ale
    na dotarcie do celu.


    No i ci sami codziennie jedzą chleb a państwo nie kontroluje cen chleba.


    Chlebek to sobie możesz w domu piec. Autko też możesz sobie kupić i nikt
      ci nie zabroni.
    Ale jakchcesz prowadzić piekarnię, to pewne wymogi spełnić musisz.


    Bez sensu. Przecież jest Heyah. Telefony na kabel to relikt XX wieku. Ja nie
    mam i jakoś żyję. I wychodzi mnie taniej niż przez Telekomunę.


    Ooo... Toś bogaty że masz Heyah! Bo wyobraź sobie, że są jeszcze miliony
    ludzi, dla których telefon komórkowy równa się UFO. Z różnych powodów. A
    ta obowiązkowa budka jest jedynym kontaktem ze światem.


    Jak mu ten autobus jest potrzebny niech się przeprowadzi.


    Jak ci się w Polsce nie podoba, to się wyprowadź.


    | Gdyby potrzebowali i zaczęli się tego domagać, to jakiś powiat czy inna
    | struktura takowe coś by im na pewno uruchomiłą. Bo taki ma ustawowy
    | obowiązek.

    To go jakoś nie spełnia.


    Wymyśliłeś na poczekaniu?

    Wręcz przeciwnie, były przypadki odmawiania


    koncesji busiarzom, którzy chcieli jeździć do wiosek gdzie nie dociera PKS i
    PKP.


    Z powodu? Konkret poproszę.


    | To ciekawe, że ceny lekarstw też są regulowane urzędowo.

    Nie wszystkich. No i ta regulacja powoduje totalną patologię.


    Kolejny slogan. Konkrety?


    To jaka jest stawka maksymalna na bilet jednorazowy?


    Odpowiednia. Proszę sobie poczytać odpowiednią ustawę, a potem zajrzeć
    do stosownego aktu prawa miejscowego.


    pozdrawiam aron


    eMeM





    Temat: KZK GOP i PKM Gliwice - opinie, pomysły, nowe linie
    Chcialem podsumowac dyskusje na temat komunikacji w Gliwicach.

    1. Likwidacja linii autobusowych do Pyskowic (71, 707, 671) zostala spowodowana poniekad wstapieniem Gliwic do KZK GOP.
    Do momentu wsapienia Gliwic do tego zwiazku PKM Gliwice pelnil podwojna role - przewoznika i organizatora komunikacji miejskiej (km) na terenie Gliwic i gmin przyleglych (na mocy umow zawartych pomiedzy Gliwicami a tymi gminami).
    Po wstapieniu Gliwic do KZK GOP wczesniej zawarte umowy obowiazywaly do momentu ich wygasniecia, a w przypadku gmin, ktore razem z Gliwicami wstapily do zwiazku - zostaly kolejne zlecenia na wykonywanie pracy przewozowej zawieraly one juz bezposrednio z KZK GOP, a nie z Gliwicami.

    2. W przypadku Pyskowic, ktore do KZK GOP nie przystapily sprawa wygladala tak, ze zwiazek za dalsza obsluge w/w linii autobusowych zazyczyl sobie stawek na tyle wysokich, ze Pyskowice stwierdzily, ze jest to dla nich interes nieoplacalny.
    W miejsce tych linii powstaly obslugiwane przez PKS Gliwice niejako pyskowickie linie miejskie - P1, P2, P3 i P4. Ich trasy i rozklady jazdy poczatkowo pokrywaly sie dokladnie z wczesniejszymi trasami i rozkladami zlikwidowanych linii miejskich. Jednym z warunkow umowy Pyskowic z PKS Gliwice jest utrzymywanie na tych liniach taryfy nie wyzszej, niz odpowiednia taryfa KZK GOP.

    Jesli chodzi o linie 20 oraz 184 relacji Bytom - Pyskowice, to sprawa wyglada tak, ze Pyskowice maja zawarta umowe z MZKP Tarnowskie Gory, a linia 20 i 184 jest ZTCW linia wspolna MZKP i KZK GOP.

    3. Podobnie sprawa miala sie z 57 i 93 na terenie Kleszczowa i Taciszowa - gmina Rudziniec nie nalezy (i nigdy nie nalezala) do KZK GOP, a zwizek za ich dalsza obsluge zazyczyl sobie kwot, na ktore gminy Rudziniec nie stac.

    4. Dalej sprawa Sosnicowic - autobusy miejskie do Sosnicowic nigdy nie dojezdzaly i ze wzgledow finansowych dojezdzac pewnie nie beda.
    Uruchomienie takiej linii wymagaloby zaplacenia przez Sosnicowice za wozokilometry wykonywane na terenie Sosnicowic, a takze na terenie Gliwic, jesli by wladze Gliwic nie zgodzily sie na placenie za wozokilometry na terenie Gliwic.

    5. Sprawa ul. Kosciuszki - zarowno do sadu okregowego jak i do szpitala miejskiego dojsc mozna z nieodleglych przystankow tramwajowych (Daszynskiego, Plac Mickiewicza) w czasie max 10 minut i to spacerem. Dodatkowo na Sobieskiego przystanek ma autobus 217.

    Oczywiscie mozna sobie teoretycznie wyobrazic utworzenie linii autobusowej relacji np. Plac Piastow - Os. Gwardii Ludowej przez Dworcowa, Mikolowska, Nowy Swiat, Kosciuszki i dalej Andersa - pytanie jednak - po co.

    Szpital polozniczo - okulistyczny ma wystarczajaco dobry dojazd zapewniony przez autobusy linii 676, 840, 850, 217, 186.

    6. Uwazam, ze w Gliwicach znakomicie by sie sprawdzila taryfa czasowa - wszyskie linie autobusowe (z wyjatkiem 186, 178, 217 i 93) zbiegaja sie na Placu Piastow lub w jego bezposrednim sasiedztwie (Piwna, Dworcowa).
    Umozliwienie przesiadek na jednym bilecie znakomicie ulatwiloby przemieszczanie sie miedzy dzielnicami - nie byloby wtedy potrzeby tworzenia kolejnych linii laczacych poszczegolne dzielnice. Co wiecej - postulowalbym wtedy skrocenie wiekszoci, o ile nie wszystkich, linii wewnatrzgliwickich do Pl. Piastow z jednoczesnym zwiekszeniem czestotliwoci - przy mozliwosci przesiadek na jednym bilecie summa summarum system stalby sie bardziej przeysty i efektywniejszy, na dodatek mniej podatny na opoznienia spowodowane koniecznoscia przebijania sie przez srodmiescie przy kazdym kursie.

    Na przklad cos takiego:

    Zamiast ilus tam linii jezdzacych z Sikornika w roznych relacjach, czy z Kopernika w rozne miejsca utworzyc po jednej linii kursujacej mozliwie czesto laczacej osiedle (dzielnice) z Pl. Piastow (czy tez innym utworzonym w przyszlosci punktem przesiadkowym). gdzie linie te by sie spotykaly i umozliwialy podroznym przesiadke na skomunikowany autobus zmierzajacy w odpowiadajacym podroznemu kierunku.

    7. Sprawa tramwajow to zuuuupelnie inna bajka.
    Obecny stan (fatalny) infrastruktury i taboru tramwajowego wynika z chorej i od lat nieulegajacej zmianom sytuacji Tramwajow Slaskich (czy tez wczesniej Przedsiebiorstwa Komunikacji Tramwajowej) obecnie wynikajacy juz tylko i wylacznie z niezrozumialego uporu Ministra Skarbu.
    Postaram sie krotko wyjasnic w czym rzecz i problem.
    W roku 1991 WPK Katowice bedace przedsiebiorstwem panstwowym zostalo podzielone na niezalezne przedsiebiorswa, ktorych wlascicielami zostaly gminy. Gminy roznie potraktowaly przkazany im majatek - np. Bytom swoj PKM sprzedal pracownikom pozbywajac sie problemu oraz prawnych mozliwosci dotowania tegoz - smutne efekty tego mozemy obserwowac na liniach przez ten PKM obslugiwane.
    Inne gminy, np. Gliwice przeksztalcily PKM-y w spolki prawa handlowego pozostajace jednak w calosci wlasnoscia gmin - dzieki temu zachowaly wplyw na ich funkcjonowanie oraz mozliwosc ich dofinansowywania. Autobusy PKM Gliwice wygladaja tak, jak wygladaja przeciez dzieki temu, ze to gminy wlasnie wykladaja pieniadze na nowy tabor.

    Wracajac do tramwajow - w wyniku przeksztalcenia WPK powstalo panstwowe Przedsiebiorstwo Komunikacji Tramwajowej, ktore przez jakis czas bylo dotowane z budzetu centralnego - rzad jednak doszedl do wniosku, ze nie ma interesu w szczegolnym wspieraniu km w GOP-ie i dotacje wstrzymal. Gminy, nawet te zainteresowane tramwajami i ich rozwojem w mysl przepisow nie maja zadnej mozliwosci finansowania ani zakupu i remontow taboru ani remontow czy rozbudowy torowisk - po prostu gminy nie moga dotowac przedsiebiorstwa panstwowego.

    Sposobem na rozwiazanie tego problemu bylaby komunalizacja tramwajow. Pierwszy krok ku temu uczyniono przeksztalcajac panstwowe Przedsiebiorstwo Komunikacji Tramwajowej w jednoosobowa spolke Skarbu Panstwa Tramwaje Slaskie SA, ktorych akcje mialby byc nastepnie nieodplatnie przekazane gminom proporcjonalnie do dlugosci sieci tramwajowej na ich terenie. Ustalono nawet kto ile tych udzialow dostanie. Niestety minister skarbu panstwa uparl sie, ze gminy maja udzialy KUPIC. Gminy oczywiscie sie na to nie godza tlumaczac, ze tramwaje sa w tak zlym stanie, ze wymagaja natychmiastowego dofinansowania i swoje srodki chca przeznaczyc na sanacje tramwajow, a nie na kupowanie rozpadajacego sie tramwajowego zombie.

    Zainteresowanych tematyka km w regionie odsylam na forum jej poswiecone, gdzie i o sytuacji tramwajow sporo napisano.

    http://tram-silesia.pl/forum/

    8. Sprawy zwiazane z koleja regionalna omawiane sa na wspomnianym wyzej forum w nastepujacym watku:

    http://tram-silesia.pl/forum/viewtopic. ... 5d5946a6d0

    Tyle na dzis. Ufff, chyba w zyciu nigdzie nie napisalem tak dlugiego posta
    Pozdrawiam i zycze milej lektury, hehe



    Temat: [Pr] Linia dla trzynastki
    Linia dla trzynastki

    ŻORY. Razem jest ich trzynastu. Dziesięciu zarejestrowało w 1999 roku
    Stowarzyszenie Prywatnych Przewoźników ?Dewax?. Od 10 lat kierowcy
    minibusów wspomagają komunikację pasażerską na trasie Żory ? Rybnik

    Od 1 listopada wprowadzono komunikację miejską na ?ich? trasę, którą
    obsługiwali wspólnie z rybnickim PKS-em. Rodziło to między konkurencją
    konflikty, włącznie z rękoczynami. Rybnicki organizator komunikacji w
    mieście, Zakład Transportu Zbiorowego, usiłował ingerować, domagać się
    przestrzegania rozkładów jazdy, ale z marnym skutkiem. Krzysztof
    Szpotowicz, prezes Dewaksu, twierdzi, że polegało to na nasyłaniu na
    nich policji. Proceder skończył się po oddaniu sprawy do Sądu
    Apelacyjnego w Gliwicach i wygraniu jej przez minibusiarzy, niemniej
    konkurencja białych busów była solą w oku rybnickiego przewoźnika. ZTZ
    i Międzygminny Związek Komunikacyjny w Jastrzębiu, organizator
    komunikacji miejskiej w Żorach, zawiązały porozumienie, na mocy
    którego trasę między Rybnikiem i Żorami miałby obsługiwać jeden
    podmiot. Ogłoszono przetarg na tę usługę i wygrał go PKS. Minibusy z
    Żor nie stanęły do rywalizacji. ? Chcieliśmy ujednolicić i podnieść
    jakość usług na tej linii ? mówi dyrektor biura MZK Benedykt Lanuszny.
    ? Autobusy, którymi jeździ zwycięzca przetargu, nie mają więcej niż
    cztery lata, taki postawiliśmy warunek. Powinny załatwić potrzeby
    komunikacyjne obu miast. Kierowcy minibusów nie stanęli do przetargu.
    Obecnie na tej linii jeżdżą trzy autobusy duże i trzy małe w godzinach
    mniejszego nasilenia. Na linie minibusowe weszły: ze strony Rybnika ?
    Express-Bus, i z Żor ? V-Bus. Jeżdżą o tych samych godzinach, co
    prywatne minibusy. Tym sposobem kierowcy minibusów zostali wyautowani.
    Już w maju br. cofnięto im zezwolenia na prowadzenie działalności z
    uwagi na nieprzestrzeganie przez nich rozkładów jazdy. Jerzy
    Piotrowicz, sekretarz Dewaksu, pokazuje decyzję o cofnięciu z 21 maja
    2002 r. W jej uzasadnieniu zapisano, że nie przestrzega on przepisów
    ustawy, m.in. że pojazd nie jest ujęty w wykazie (istotnie z uwagi na
    awarię jednego z aut kierowca, by nie zawiesić kursów, użył drugiego,
    jednak jeszcze tego samego dnia załatwił formalności i pojazd
    nazajutrz znalazł się w wykazie). Ponadto wytknięto brak
    skoordynowanego rozkładu jazdy z Rybnika do Żor. ? Nie posiadałem go,
    bo nam nie zatwierdzili rozkładów, jakie myśmy proponowali. Ciekawe
    też, że decyzja o cofnięciu zapadła wtedy, gdy gminy dogadały się w
    kwestii organizacji komunikacji na liniach, na których jeździmy ? mówi
    Piotrowicz. ? To był pierwszy krok, by nas wyeliminować. Specyfikacja
    przetargowa była kolejnym krokiem. Ustalono, że jeździć będą po trzy
    minibusy. Potrzeba więc ich sześć. Mogliby startować jako Dewax, ale
    ich jest 10. Których kolegów mieliby wyeliminować? Indywidualnie też
    nie mają szans. Od przewoźnika wymagano trzech mikrobusów. Niektórzy
    mają po dwa, ale na trzeci nie stać już żadnego. Nadto wielu z nich
    wzięło te autobusy na raty. Jak je teraz spłacą, gdy zostali
    wyeliminowani? ? Chcieliśmy ich uwzględnić w nowym systemie
    komunikacji ? mówi Andrzej Pałuchowski, naczelnik Wydziału Komunalnego
    UM w Żorach. ? Nawet z myślą o nich wobec nich zmieniono warunek wieku
    samochodu, który dla minibusa ustalono na nie więcej niż 10 lat, ale
    zbojkotowali ten przetarg. Do każdego indywidualnie wysłaliśmy
    informację, że przepisy stawiają teraz ostro sprawy bezpieczeństwa.
    Dlatego będą musieli zatrudnić kierowców, bo nie wolno jeździć więcej
    niż dziewięć godzin. Zdawaliśmy sobie sprawę, że dla nich te warunki
    są ciężkie do spełnienia, nawet niemożliwe. Odwołali się od decyzji o
    cofnięciu im pozwolenia do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, skąd
    do dziś nie przyszło żadne rozstrzygnięcie. Nie chcemy stawiać sprawy
    na ostrzu noża, więc na razie jeżdżą oni i my... Naczelnik opowiada
    też o kłótniach i dewastacjach samochodów, jakie wyrządzają sobie
    kierowcy PKS i minibusów, oraz o tym, że ci ostatni nie jeżdżą w
    soboty, niedziele i dni wolne, że nie ma ich wieczorami i wtedy
    pozostaje jedynie PKS. Ponadto nie dają biletów ani nie mają kas
    fiskalnych. Minibusiarze protestują przeciw takim opiniom. Jeżdżą
    wieczorami i w soboty, w niedziele nie jeżdżą, bo im się nie opłaca. ?
    Ale gdyby ktoś zechciał z nami porozmawiać, zasiadł do wspólnego
    stołu, zaproponował rozkład, dotacje do niedziel ? to kupilibyśmy te
    kasy. Chcemy dobrze spełniać swoje obowiązki, by ludzie byli
    zadowoleni. Ale jeśli nawet nie wiemy, czy będziemy pracować, to co
    mamy robić? ? denerwuje się Szpotowicz. ? Przecież po to zakładaliśmy
    stowarzyszenie, mamy swojego prawnika, jesteśmy ludźmi cywilizowanymi
    i umiemy iść na kompromis. Ale nikt z nami nie chce rozmawiać. W
    kwestii dewastacji oskarżają kierowców PKS, że ci spychają ich podczas
    jazdy. Kiedyś w Gotartowicach zepchnęli jeden do lasu, samochód był
    cały poharatany, inny, by wyprzedzić minibusa, przejechał na pełnym
    gazie przez stację Esso, omijając rondo. Na wszystko są świadkowie, a
    często i notatka policyjna, bo oni zgłaszają tego rodzaju incydenty.
    Kierowcy minibusów odwołali się od decyzji o cofnięciu pozwolenia do
    Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Motywują to naruszaniem
    zasad uczciwej konkurencji. Będą się odwoływać do Rzecznika Praw
    Obywatelskich, by wszczęto postępowanie przed Trybunałem Stanu o
    zmianę ustawy, która pozbawia ich pracy i źródła utrzymania. Mówią, że
    będą się odwoływali tak długo, jak się da, a w ostateczności sprowadzą
    tu panią Jaworowicz, prowadzącą telewizyjną ?Sprawę dla reportera?.

    ES

    Tygodnik Regionalny Nowiny
    http://www.nowiny.rybnik.pl/index.php?last=200247&numer=200247&show=a...





    Temat: [pr]Pyskowice przystąpiły do MZKP
    Wydaje mi się, że jeszcze nie było, a informacja dość istotna, więc wklejam:

    Pyskowice przystąpiły do Międzygminnego Związku Komunikacji Pasażerskiej
    http://gliwice.naszemiasto.pl/wydarzenia/603092.html

    Na pyskowickich ulicach pojawią się 1 lipca autobusy Międzygminnego Związku
    Komunikacji Pasażerskiej. Będą to zupełnie nowe linie, przygotowane z myślą
    właśnie o pasażerach podróżujących z tego miasta do Gliwic i Dzierżna.

    Chociaż pyskowickie władze wydadzą więcej pieniędzy niż dotychczas, aby
    pyskowiczanom na liniach lokalnych zapewnić transport, w zamian oczekują
    bardziej komfortowych warunków i lepszego taboru niż zapewniane przez
    Przedsiębiorstwo Komunikacji Autobusowej, a także korzystnych cen biletów
    miesięcznych dla osób, które dojeżdżają do pracy i szkoły.

    Taka decyzja jest konsekwencją faktu, że 30 czerwca wygasa umowa z PKS-em
    Gliwice. Kiedy gruchnęła o tym wieść, pojawiło się pytanie: I co dalej?
    Zwłaszcza w kontekście coraz mniejszej liczby busików kursujących na tej
    trasie. Teraz pytanie ma już konkretną odpowiedź. Miasto zdecydowało się
    przystąpić do MZKP w Tarnowskich Górach. Zarząd związku wydał pozytywną
    opinię niemal jednogłośnie - tylko jedna gmina się wstrzymała. Teraz czekają
    już tylko formalności. Uchwały w sprawie zmian w regulaminie związku i
    dopisania w poczet członków Pyskowic muszą przyjąć rady gmin, wchodzących w
    jego skład. Mają na to czas do końca czerwca.

    Na sesji majowej podjęto 3 uchwały, które rozpoczęły proces wstąpienia do
    MZKP. Z początkiem miesiąca odbyło się Zgromadzenie Związku. Uczestniczyło w
    nim 10 burmistrzów i wójtów gmin członkowskich. Postawiony wniosek o
    przyjęcie gminy Pyskowice w poczet członków - na podstawie uchwały
    pyskowickiej Rady Miejskiej - został on zaakceptowany przy jednym głosie
    wstrzymującym się. - Jestem pełen nadziei, że od 1 lipca mieszkańcy Pyskowic
    powinni mieć komunikację lokalną na co najmniej niepogorszonym poziomie -
    mówi burmistrz Pyskowic, Wacław Kęska. - MZKP ma doskonałą opinię wśród
    pasażerów, dobry tabor oraz szeroki zakres usług.

    Zanim PKS pożegnał się z miastem, w skali roku 6 tys. zł otrzymywał od
    samorządu na dofinansowanie linii P4. Tyle, ile netto mogło miasto dać w
    zgodzie z prawem bez ogłaszania przetargu. Teraz, kiedy wypowiedział umowę,
    ta kwota przypadała na 6 miesięcy bieżącego roku. Nieoficjalnie
    dowiedzieliśmy się, że PKS Gliwice sondował magistrat i czekał na zapowiadane
    zmiany w ustawie o zamówieniach publicznych. Kwota, którą samorządy mogłyby
    wydać z wolnej ręki (bezprzetargowo), miała zwiększyć się dziesięciokrotnie -
    do 60 tys. euro po uzyskaniu zgody prezesa Urzędu Zamówień Publicznych.

    Wiele wskazuje, że gdyby PKS zdecydował się nadal wiązać umową z miastem, 240
    tys. złotych w skali roku by go urządzało. Niestety, takie rozwiązanie miasta
    nie satysfakcjonowało.

    Radni Pyskowic zaczęli reorganizację od zgody na przyznanie dodatkowych
    środków budżetowych - 200 tys. zł na dotację do MZKP. Chodziło o ratowanie
    sytuacji komunikacji w kierunku gliwickim i na Dzierżno.

    - Wcześniej mieliśmy 160 tys. tylko na utrzymanie linii do Bytomia - 20 i
    184 - oraz linii 134 do Tarnowskich Gór. Obsługiwane są one na podstawie umów
    zawartych ze związkami - podkreśla naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i
    Handlu, Joanna Bujakowska. - Teraz mamy zagwarantowane w budżecie 360 tys. zł.

    Wiadomo, że członkostwo w związku kosztuje. Każda z gmin płaci 1 zł 19 gr za
    kilometr przewozów. Co ważne jednak, członkowie związku nie płacą już VAT-u.

    Teraz MZKP zaakceptuje trasy dla autobusów, które będą woziły pyskowiczan,
    ustali numery linii i rozkłady jazdy. Prowadzone jest badanie frekwencji
    pasażerów, aby ustalić pojemność autobusów. - Chcemy też, aby były
    ujednolicone przystanki autobusowe. W gminach należących do MZKP obowiązuje
    słupek opatrzony logo. Zostało już złożone zamówienie - mówi naczelnik
    Bujakowska. - Nie trzeba będzie kupować dwóch biletów miesięcznych, a to już
    konkretna oszczędność. Do tej pory musiałam kupować bilet na PKS i na autobus
    miejski, żeby dojechać do szkoły w Sośnicy - mówi pyskowiczanka Michalina
    Leksy, którą spotkaliśmy na gliwickim dworcu autobusowym. - Codziennie
    dojeżdża do Gliwic tak dużo ludzi, że autobusy są prawie zawsze przepełnione.
    Teraz to się na pewno zmieni - dodaje.

    Wacław Kęska, burmistrz Pyskowic
    Braliśmy pod uwagę różne warianty rozwiązania komunikacyjnego problemu.
    Rozważaliśmy możliwość wyłonienia kolejnego przewoźnika w drodze przetargu.
    Jednak trzeba by powtarzać taką procedurę co 3 lata, a to oznacza koszty. Z
    naszej analizy dofinansowanie komunikacji poprzez przetarg, plus koszty z
    tytułu realizacji umów z PKS, są zbliżone do przyjętgo przez nas rozwiązania.
    Ma jednak ono tę zaletę, że jest trwałe i dającego lepsze warunki
    korzystającym z połączeń lokalnych mieszkańcom Pyskowic. Skorzystają oni na
    unii biletowej z KZK GOP. Gmina musi ulżyć młodzieży uczącej się, osobom
    starszym, kombatantom i dojeżdżającym do pracy poprzez ściśle określoną
    taryfę, korzystną dla nich. A to właśnie gwarantuje unia biletowa.

    pzdr. Wojtek





    Temat: Jak PKP PR chcą dojechać do Mielna
    Jak PKP PR chcą dojechać do Mielna

    PKP Przewozy Regionalne wpisały do nowego rozkładu jazdy pociągi Koszalin-Mielno. Miałyby rozpocząć kursowanie w czerwcu. Problem w tym, że nie dość iż na dzień dzisiejszy do Mielna nie da się dojechać, to jak na razie nie czynione są starania, by ten stan rzeczy zmienić.

    Pisaliśmy już o tym, że 9 grudnia pociągi pasażerskie wróciły na linie Legnica - Lubin, Lwówek Śląski - Zebrzydowa, Rzepin - Międzyrzecz, a w trakcie obowiązywania rozkładu zaczną kursować między Tychami i Tychami Miasto oraz Gliwicami i Bytomiem.

    Łukasz Kurpiewski, rzecznik PKP PR, poinformował „Rynek Kolejowy”, że do tej listy trzeba dodać relację (Koszalin) - Mścice - Mielno. I rzeczywiście tabela 382 nowego rozkładu informuje, że w sezonie (w lipcu i sierpniu codziennie, a w czerwcu i wrześniu w weekendy) między Koszalinem i Mielnem ma kursować 17 par pociągów. - W planach jest jazda szynobusami, bo nie ma tam sieci trakcyjnej - informuje Kurpiewski. Niegdyś, przed zamknięciem linii do Mielna (miało to miejsce w 1994 r.) kursowały tam elektryczne jednostki EN57. Ruch na odcinku Mścice (rozwidlenie do Mielna i Kołobrzegu) - Mielno, liczącym 6 kilometrów, nie jest prowadzony od ponad 13 lat. Skoro zatem PKP PR zamierzają za kilka miesięcy wjeżdżać tam swoimi pociągami, to linia kwalifikuje się do remontu. Dla przykładu, nieodległa linia Sławno - Darłowo (19 km), po której pociągi pasażerskie nie jeździły 14 lat, przeszła przed wznowieniem przewozów w 2005 r. kapitalny remont włącznie z wymianą toru. Trzy miesiące temu „Głos Koszaliński” napisał, że władze wojewódzkie, samorządowcy z Koszalina i Mielna oraz przedstawiciele PKP PLK podpisali porozumienie, na mocy którego połączenie miałoby zostać wznowione. Za pieniądze z Koszalina wyremontowanoby torowisko (szacowany koszt - 1,2 mln zł), a za fundusze od władz Mielna - stację końcową. Urząd Marszałkowski wypożyczyłby za darmo szynobus na okres wakacyjny, a Koszalin i Mielno zrzucałyby się na pokrycie ewentualnego deficytu.

    Postanowiliśmy temat podrążyć. Ze szczegółowymi pytaniami dotyczącymi prac modernizacyjnych Łukasz Kurpiewski skierował nas do PKP PLK, spółki odpowiedzialnej za utrzymanie infrastruktury. Wysłaliśmy maila do koszalińskiego oddziału PKP PLK. Otrzymaliśmy pismo podpisane przez rzecznika prasowego oddziału, panią Beatę Fierek. Wynika z niego jasno, że włodarze w „Peelce” nie są takimi optymistami w sprawie Mielna jak autorzy rozkładu z PKP PR. Przewozy do Mielna zawieszono w 1994 r. W 2005 r. zarząd PKP PLK specjalną uchwałą umożliwił przekazanie linii samorządowcom, co jednak do dziś nie nastąpiło, o czym zresztą z niepokojem informował „GK”, dodając, iż Koszalin „od kilku lat” stara się o przywrócenie połączenia.

    29 marca 2007 r. linia została skreślona z ewidencji PKP PLK. „W ostatnich latach po wieloletniej przerwie w ruchu pasażerskim Samorząd zainteresował się możliwością przywrócenia ruchu na tej linii. Jednak do dnia dzisiejszego nie rozpoczęto jakichkolwiek prac modernizacyjnych, nie ustalono również żadnej konkretnej daty prac w przyszłym roku” - czytamy w piśmie PKP PLK. Jedyny konkret to taki, że po ewentualnym remoncie pociągi do Mielna kursowałyby z prędkością 80 km/h. - Aby ruch przewozów kolejowych mógł się odbywać po tej linii nie wystarczy tylko wyciąć krzewy. Należy wymienić kilkaset podkładów w rejonie stacji Mielno, wymienić część podrozjazdnic i wykarczować torowisko. Przed uruchomieniem ruchu pociągów należałoby również zabudować urządzenia samoczynnej sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu drogi kolejowej z drogą krajową nr 11 (Kołobrzeg - Bytom) - informuje Beata Fierek. Najważniejszy w całym oświadczeniu jest jednak poniższy fragment: „Wznowienie ruchu pasażerskiego po wielu latach przerwy nadal stoi pod znakiem zapytania. Trudno jest jednoznacznie określić kto poniesie koszty modernizacji torowiska. Obecnie linia ta nie znajduje się w zarządzaniu spółki PKP PLK S.A. i ta nie planuje w najbliższych latach przeprowadzenia naprawy torowiska. Najpierw należałoby uregulować kwestię własności linii. Właścicielem linii jest Spółka PKP S.A., która planuje przekazać ją dla Samorządów. Działki gruntowe wokół torów zostały przekazane dla PKP S.A. Oddział Gospodarowania Nieruchomościami w Szczecinie. Część działek została już sprzedana i zagospodarowana przez nowych właścicieli. Po przekazaniu linii dla Samorządów i zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami rewitalizacja linii i wznowienie możliwości prowadzenia ruchu kolejowego może zostać sfinansowana na koszt samorządu. Natomiast Urząd Marszałkowski zapewni udostępnienie autobusu szynowego”. Oby zatem za pół roku amatorzy dojazdu pociągiem na plażę nie przeżyli dużego rozczarowania...

    Beata Fierek informuje także, że na dzień dzisiejszy nie planuje się przedłużenia linii w głąb Mielna. Temat ten powraca równie często jak temat udrożnienia odcinka z Mścic. Obecna stacja w Mielnie znajduje się bowiem na skraju tego kurortu, znacznie ponad kilometr od centrum i plaży, co powoduje, iż pociąg staje się mało atrakcyjnym środkiem transportu. Z drugiej jednak strony, pociąg jest znakomitą alternatywą dla samochodów, autobusów miejskich (do Mielna docierają takowe z Koszalina) czy PKS-ów, gdyż latem szosa do Mielna korkuje się niemiłosiernie. To nie są wszystkie linie, na których w nowym rozkładzie jazdy ma zostać wznowiony ruch składów pasażerskich. Jak poinformował „RK” Łukasz Kurpiewski, pociągi PKP PR znów mają kursować także do Pisza. Ruch pasażerski na odcinku Szczytno - Pisz ma zostać wznowiony 1 lutego (podczas pierwszej tzw. rocznej korekty rozkładu), równo 12 miesięcy od zawieszenia. - Do Pisza będzie dojeżdżał z Olsztyna autobus szynowy. Na razie ruch nie zostanie wznowiony, bo prowadzona jest naprawa torów mająca na celu podniesienie prędkości z obecnych 20 kilometrów na godzinę, co wpłynie znacząco na poprawę czasu przejazdu pociągu - dodaje Kurpiewski. Pisaliśmy też, iż pociągi osobowe PKP PR pojawią się również (w weekendy w sezonie) na nieczynnej w ruchu pasażerskim linii Szczecin-Trzebież. W tym przypadku nawet szefowie PKP PR przyznają jednak, że nie ma pewności co do wznowienia przewozów, mimo iż w nowym sieciowym rozkładzie na tej trasie widnieją trzy pary pociągów. - Stan infrastruktury torowej jest tam jeszcze badany - zaznacza Łukasz Kurpiewski.

    źródło: Rynek Kolejowy



    Temat: Dworzec PKS do remontu
    PKS Rybnik świetnie prezentuje się tylko na stronie internetowej. Można na niej sprawdzić rozkład jazdy, ceny biletów, a nawet zostawić swoją opinię. Jednym słowem pełen profesjonalizm. Jednak ta wirtualna rzeczywistość znacznie różni się od tej prawdziwej.
    Budynek dworca PKS-u w Rybniku straszy wyglądem mieszkańców, ale przede wszystkim pasażerów korzystających z usług tego przewoźnika. Od dawna mówiło się o planach przeniesienia dworca na dworzec komunikacji miejskiej przy ulicy Budowlanych, choć władze PKS-u nic o tym nie wiedziały. Zresztą teraz jest to już bez znaczenia. Okazuje się, że teren dworca w zeszłym roku, w porozumieniu z władzami Rybnika, sprzedano firmie GC Investments z Katowic, która zamierza wybudować tu dyskont spożywczy i stację paliw. Gmina sama chciała kupić ten teren, ale za kwotę niższą od wyceny nieruchomości, dlatego teren nabyła firma katowicka. Powstaje więc jedno podstawowe pytanie: co stanie się z dworcem PKS-u i pasażerami?

    Trzy stanowiska i kasa
    Odpowiedź jest prosta: w Rybniku nie będzie dworca. Zostaną jedynie trzy stanowiska autobusowe i kasa biletowa. Oznacza to, że nie będzie poczekalni, toalet ani miejsca, gdzie można by napić się czegoś ciepłego. – Nie wiem, jak oni to sobie wyobrażają. Będziemy zimą stali na dworze i czekali na autobus. Przecież to skandal! Poza tym przyjeżdżają tu ludzie z innych, nieraz odległych stron Polski. Wysiądą z autobusu i nie będą mogli nawet skorzystać z toalety – zżymają się podróżni. – Nie wiem, kto też to wymyślił! – oburza się mieszkanka miasta. Ktoś inny dodaje, że słyszał, iż w miejscu dworca podobno ma powstać sklep spożywczy Biedronka, bodaj tysięczny w Polsce.
    – I znowu Rybnik będzie miał się czym chwalić! Ale o pasażerach pozbawionych dworca na pewno nikt nie wspomni – żali się chcący zachować anonimowość pracownik PKS-u. W zimie pasażerom nie zostanie nic innego, jak pospacerować po sklepie i zrobić zakupy, bo lepsze to niż stanie na mrozie. Sprawa likwidacji dworca nie musi oczywiście oznaczać obniżenia poziomu obsługi pasażerów. Problem w tym, że od kiedy zaczęło się o tym mówić, podróżni czują się jak intruzi, bo wewnątrz jest brudno, a obiekt bardziej przypomina ruderę niż dworzec autobusowy w centrum wielkiego miasta.

    Ciemno i brudno
    – Każde wejście na dworzec to dla mnie horror – mówi pani Elżbieta, która trzy razy w tygodniu jeździ do Bielska. – Dobrze, że teraz jest już ciepło, bo można czekać na autobus na zewnątrz. Zimą to jednak jest dramat. W poczekalni zimno, brudno, wszędzie są bezdomni. Nawet na oświetleniu się oszczędza. A my przecież płacimy za bilety i to wcale niemało! – dodaje pani Elżbieta. – My tutaj najmniej się liczymy – mówi na to jeden z pasażerów. Jak stwierdza, rozumie, że likwidacja wiąże się z wieloma niedogodnościami, ale podróżni powinni odczuwać to w najmniejszym stopniu, bo zmiany w firmie to przecież nie ich sprawa. Tymczasem codziennie patrzą na rozwalający się budynek, niezbyt miłe panie w kasie, które zachowują się tak, jakby pracowały tam za karę, oraz wszechobecny brud.
    Anonimowy pracownik PKS-u mówi wprost, że pasażerowie są zdezorientowani. Wiele linii zawieszono bądź zlikwidowano praktycznie z dnia na dzień. Nikt nie wie, co znajdzie następnego dnia na tablicy odjazdów, bo to jedna wielka niespodzianka. Już nawet nikt nie uzupełnia tablicy przyjazdów. – Sami podchodzimy do pasażerów i informujemy o zmianach – stwierdza pracownik dworca. Tymczasowo kasa biletowa ze zdewastowanej poczekalni ma zostać przeniesiona do budki identycznej jak te, w których działają kioski Ruchu. Ale kiedy, tego już nie wie nikt. – Trzeba przyznać, że są pomysłowi – mówią pasażerowie Olga i Tomasz. – Jeszcze nie widziałem kasy biletowej PKS-u w czymś takim – dodaje Tomasz.

    Kogo to obchodzi
    – Teren sprzedali i nic ich nie obchodzi. Chciałbym tylko przypomnieć, że my, pasażerowie, nadal jesteśmy. Może niech i nas sprzedadzą jakiejś firmie, wtedy nie będzie żadnego problemu – stwierdza Krzysztof. To nie do pomyślenia, żeby ponad 140-tysięczne miasto było pozbawione dworca PKS-u. Sprawdziłam w internecie kilkadziesiąt miast w Polsce. Okazało się, że wszystkie, które liczą ponad 100 tysięcy mieszkańców, mają dworzec PKS-u. Mało kogo przekonuje też tłumaczenie, że dworzec ulegnie likwidacji, bo autobusami PKS-u jeździ mało ludzi. – Niech zlikwidują więcej linii, zatrudnią w kasach jeszcze bardziej nieuprzejme panie, a autobusy dalej spóźniają się przynajmniej 15 minut, to na pewno PKS-em będą jeździły tłumy – mówi z przekąsem mieszkaniec Gliwic. Pewne jest jedno: likwidacja dworca i zastąpienie go trzema stanowiska autobusowymi na pewno przedsiębiorstwu nie pomoże. Gdyby dla PKS-u i władz miasta pasażer był tak samo ważny jak pieniądze, to wszystko wyglądałoby inaczej. Ale skoro pasażer się wcale nie liczy…

    Zarządca komisaryczny PKS-u Rybnik Jerzy Siwica stwierdza, że w umowie z katowicką firmą jest zapis, że teren ten musi zachować funkcje komunikacyjne, więc pasażerowie nie powinni obawiać się pozbawienia środka transportu, jakim są autobusy PKS-u. Przyznaje ponadto, że wie o skargach pasażerów, lecz od chwili sprzedaży terenu firmie GC Investments PKS nie ma wpływu na to, co tam się dzieje i niewiele może tu poradzić. Krzysztof Jaroch, rzecznik magistracki, stwierdza, że miasto nie ma wpływu na funkcjonowanie PKS-u, bo jest to podmiot niezależny od samorządu. Zaznacza jednakże, że zastąpienie dworca trzema przystankami, bo taka jest koncepcja, wedle zapewnień przedstawicieli PKS-u powinno w zupełności wystarczyć.

    Źródło: Tygodnik Regionalny Nowiny




    Temat: Pechowa Zebrzydowa
    Witam !

    Korzystając z jednego z wielu przywilejów studenckich czyli dłuższej niż
    mają uczniowie przerwy świątecznej postanowiłem wybrać się na kółeczko. Tym
    razem za cel obrałem sobie dwa reaktywowane od nowego rozkładu odcinki na
    Dolnym Śląsku: Legnica-Lubin Górniczy oraz Zebrzydowa-Lwówek Śląski.
    Szczególnie zależało mi na tym drugim. Wyjazd wczesny, pierwszą osobówką do
    Opola o 5:02. Podstawiają się 2 jednostki, zapełnienie średnie, spokojnie
    wystarczyłaby jedna. Do Opola jazda bez żadnych atrakcji. W Opolu miła
    niespodzianka: do Wrocławia pojedzie ten sam skład, więc nie muszę się
    przesiadać. Teraz wiem dlaczego z Kędzierzyna jechały dwie jednostki. Do
    Wrocławia zapełnienie już większe, jazda też bezproblemowa. Po przyjeździe
    mam niecałe pół godzinki czasu. Cykam moją osobówkę, osobówkę z Bystrzycy
    Kłodzkiej Przedmieście do Krotoszyna (dwie jednostki, z których jedna
    zostaje odłączona) oraz mojego KOWALSKIEGO do GĂśrlitz, którym pojadę do
    Legnicy. Zajmuję miejsce w ostatnim wagonie, jedzie kilka osób w wojskowych
    mundurach. Ruszamy planowo. Konduktor wesoły, śpiącą pasażerkę pyta czy
    posiada bilet na wagon sypialny. :P W toalecie z umywalki zamiast wody leci
    jakieś błoto. :/ Nie ujechaliśmy zbyt daleko i na stacji Wrocław Nowy Dwór
    mamy wydłużony postój z powodu krzyżowania. Łapiemy przez to opóźnienie i w
    efekcie w Legnicy melduję się 20 minut po czasie. Teraz na chwilę muszę
    przesiąść się z pociągu do blachosmrodu. Przy dworcu PKS odnajduję
    stanowisko 10, które znajduje się w innym miejscu niż pozostałe i oczekuję
    na mój autobus do Lubina. Przyjeżdża kilka minutek po czasie i jedziemy.
    Dobry kierowca doradza mi gdzie trzeba wysiąść żeby znaleźć się jak
    najbliżej dworca i wysadza mnie na jakimś osiedlu. Z pomocą tubylców po
    krótkim spacerze docieram na stację Lubin Górniczy. Kibelek już stoi, ten
    kurs jest aż do Międzylesia. Drzwi zamknięte, żeby zimno nie szło, mechanik
    gdy widzi, że ktoś chce wsiąść otwiera, wpuszcza go i zamyka. Ale zanim
    wsiądę czas obfocić stację. Następnie zajmuję miejsce w składzie. Ogrzewanie
    prawie nie działa. Do momentu odjazdu zjawiają się jeszcze jakieś osoby.
    Ruszamy planowo. Na wyjeździe cykam nastawnię. Prędkość jak na Górnym Śląsku
    (no w końcu Lubin GÓRNICZY :P). Cykam stacyjki na trasie, w Gorzelinie i
    Raszówce nawet ktoś wsiada. :) Przed Legnicą najpierw przecinamy jej
    obwodnicę, a następnie dołączamy się do linii E30 w taki sposób, że jedziemy
    pomiędzy jednym i drugim jej torem. Na stacji w Legnicy pociąg się zapełnia,
    wysiadam ja i jedna pani. Cykam jednostki na stacji a następnie udaję się na
    miasto (ładne kościoły i zamki, rynek średnio ciekawy). Na stację powracam o
    12:45 gdyż przyjeżdża EC WAWEL, który będzie tu zmieniać lokomotywę na
    spalinową oraz zostawi wagon barowy. Obfacam te wszystkie manewry oraz
    osobówkę do Kamieńca Ząbkowickiego. WAWELEM jechało sporo osób. Następnie
    zajmuję miejsce w podstawionym już kiblu do Węglińca. Po chwili przyjeżdża
    osobówka z Wrocławia do Lubina, z której przesiada się trochę osób. Ruszamy
    punktualnie. Podczas jazdy nic nadzwyczajnego się nie zdarzyło. Planowałem
    dojechać tym pociągiem do Bolesławca i tam przesiąść się na szynobus. Gdy
    jednak tam dotarliśmy szynobusu nie zauważyłem, myślę sobie "ki czort?" i
    postanawiam zostać w jednostce, co jak się później okazało było wielkim
    błędem. Dojechałem do Zebrzydowej, na wyjeździe minąłem się z jadącym do
    Bolesławca SA106 011 z Jeleniej Góry, czyli ma +20. Nie jest to dla mnie
    komfortowa sytuacja, ale jakoś sobie poradzę. W czasie oczekiwania na powrót
    szynobusu obfacam stację. Podczas oczekiwania dowiaduję się z kartki, że
    pociągi na trasie Zebrzydowa-Jelenia Góra, które do 31 stycznia są
    prowadzone składem mają zmienione rozkłady i to czasem dość znacznie (np.
    ostatni pociąg jedzie godzinę później). W internecie o tym ani słowa.
    Wiedząc o 20 minutach opóźnienia szynobusu i późniejszej jeździe składu
    rozważam przesiadkę w Lwówku Śląskim na pociąg powrotny. Gdy jednak zbliża
    się czas przyjazdu opóźnionego o 20 minut, słyszę zapowiedź, że opóźnienie
    zwiększyło się do 60 minut. Nieciekawie, wygląda na jakąś awarię. Po chwili
    moje przypuszczenia potwierdza kolejna zapowiedź o opóźnieniu "na czas
    nieograniczony z powodu defektu". Fajnie, no to sobie pojechałem... :( W
    takiej sytuacji pozostaje mi po prostu wracać do domu. Pociąg do Wrocławia
    jest dopiero o 16:04, a na tej stacyjce nie uświadczę nawet poczekalni, więc
    muszę się jakoś przemęczyć na mrozie pod wiatą. Do przyjemnych rzeczy to nie
    należało. W czasie oczekiwania jedzie osobówka Wrocław-GĂśrlitz na bohunach.
    W końcu zjawia się kibel, którym powracam do Wrocławia. W Bolesławcu stoi
    feralny SA106 011 zaprzęgnięty w byka. Uznałem, że bilety sobie zostawię, bo
    raz że fajne do kolekcji (:)), a dwa że nie chce mi się kłócić o 2 x 1,89
    zł, to nie majątek. We Wrocławiu przesiadka na SPOTa, którym dojeżdżam do
    Kędzierzyna. Niestety ogrzewanie prawie nie działa, więc trzeba się męczyć.
    Przede mną odjeżdża opóźniona o 60 minut KRAKOWIANKA do Krakowa, a później
    SZYNDZIELNIA do Bielska na bohunach. Ruszamy z lekkim opóźnieniem z powodu
    odbiegu. Drużyna porządna, konduktor sam od siebie informuje kierownika, gdy
    widzi po bilecie, że są ludzie na skomunikowanie w kierunku Gliwic przez
    Strzelce. W Zdzieszowicach mijamy stojącego SPOTa EN57 2077, chyba też
    defekt bo zgaszone światło, ludzie siedzą w kurtkach i czapkach i trzęsą się
    z zimna, a pociąg powinien być już w Opolu. Moja jednostka na szczęście się
    nie zepsuła i planowo dotarłem do domu i tak zakończyłem tą nie do końca
    udaną wycieczkę.

    Fotki, skany biletów: www.kolejomania.rail.pl/pech.html  (JAVA),
    www.kolejomania.rail.pl/0pech.html  (linki)

    Pozdr.
    Grzesiek

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl



  • Strona 2 z 2 • Zostało znalezionych 45 rezultatów • 1, 2 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.