Strona Główna PKO Rybnik ul Białych pko.com.pl PKO II Oddział Toruń PKO Inteligo info PKO interligo.pl PKO kredyt gotówkowy PKO odzial Rybnik PKO PB Wrocław PKO SA Centrala Telefon PKO SA placówki Warszawa |
Widzisz posty znalezione dla zapytania: PKO BP ZabrzeTemat: Rodzina Popolskich ze Slaska Rodzina Popolskich ze Slaska Das Ereignis! Eine der unglaublichsten Geschichten in der Welt der Popmusik gelangt an das Licht der Oeffentlichkeit: So gut wie alle Top-Hits der letzten Jahrzehnte sind geklaut! Die eigentlichen Urheber der Songs sind die Mitglieder einer voellig unbekannten, verarmten Musikerfamilie aus Polen. Der Familie Popolski. Unglueckliche Umstaende und ein gewissenloser Manager haben es bis heute verhindert, dass diese genialen Kuenstler, die man im musikalischen Sinne eigentlich nur mit den „Jackson Five“, den Bruedern Gibb oder der Musikerfamilie Bach vergleichen kann, in den Genuss des ihnen zustehenden Ruhmes gekommen sind. Doch damit ist jetzt Schluss. Nach langen, brotlosen Jahren als Strassenmusiker, haben sich die Popolski Brueder entschlossen, der Welt ihre Songs so zu praesentieren, wie sie urspruenglich gedacht waren. Da „the Popolskis“ fuer westliche Ohren nicht gerade griffig klingt, nannten sie sich kurzerhand „The Pops“ und erzaehlen nun in einer mitreissenden Buehnenshow mit vielen Gaesten, Dias und Filmeinspielungen ihre unglaubliche Geschichte... Lieder wie „from Sarah with love“ oder der „Ketchup- Song“, die man in- und auswendig zu kennen glaubte, offenbaren eine gaenzlich unbekannte, oft voellig ueberraschende Seite, wenn sie zum ersten mal in ihrer Ursprungsversion erklingen und ihre Erstehungsgeschichte deutlich wird. Gleiches gilt für „From Zabrze with love“, ein patriotischer Grand-Prix-Beitrag fuer ihre Heimatstadt Zabrze, Grosser Bruder“, eine hochvirtuose Jazz-Komposition, geschrieben von Mirek Popolski, anlaesslich des Geburtstages seines aelteren Bruders Pawel oder Cheri, Cheri Lady, eine liebevolle Hommage an die schoene Kirschenverkaeuferin ihre Heimatstadt... www.thepops.de ( wto poradzi to przelonacyc na Polski coby wszytkie ludkowie czytali ??? ) Temat: Kompania Węglowa może zostać dokapitalizowana a... W temacie podwyżek itp. - troszke musisz poczytać. Ja od ponad 3 lat nie widziałem podwyżki - mój pasek STOI. Owszem, są tacy, co zapewne dostaną więcej, ale to MNIEJSZOŚĆ! Mój DYREKTOR TECHNICZNY (3 po Bogu na kopalni)dostaje na rękę 4000 zł + premia - razem ok. 6500 zł. Dużo to czy mało za codzienne ślęczenie na kopalni od 5.30 do co najmniej 17.00? Kto dostaje więcej? Spytaj panów w SRK i Kompanii, a przede wszystkim w Katowckim Holdingu Węglowym (ale uwaga: KHW jest zyskowny!!!) Piszesz o deficycie, jaki robią kopalnie - pytanie: A KTO WYNEGOCJOWAŁ TE SUPERKONTRAKTY EKSPORTOWE, gdzie kopalnie sprzedają węgiel po 45 albo 60 zł/tonę? Dziś trzeba do tego dopłacić - fakt, ALE DLACZEGO??? Nawet najgłupszy dyrektor w górnictwie by czegoś takiego nie podpisał. Wiesz, ze jeszcze wysyłamy węgiel na ostatnie kontrakty z czasów Gierka, po absurdalnych cenach? Moja kopalnia byłaby całkowicie rentowna, gdyby nie MUSIAŁA ZGODNIE Z ZARZĄDZENIEM KOMPANII W. 40% wydobycia przeznaczać na ww. kontrakty. Sąsiedzi, mają 100% na kraj i przy tej jakości, jaką mamy (podobne złoże) - oni uzyskują średnią cenę 174 zł/ tonę (akumulacja + 35 zł/tonę), a koszty mamy podobne. Nie pisz mi proszę o imporcie tańszego węgla - TO SĄ BAJKI! Pomimo ceny w Rotterdamie za węgiel rzędu 28,5 USD/tonę - NIE SPROWADZISZ DO POLSKI MIAŁU z RPA lub Australii taniej jak 35 USD/tonę - musisz przeładować w Rotterdamie na mniejsze statki, bo wielkie węglowce nie wpłyną na Bałtyk. W efekcie dzięki działalności PKP (przewóz 1 tony nad morze lub znad morza to 12 USD) tylko w Gdansku i Szecinie importowany węgiel jest konkurencyjny - WGŁĄB POLSKI ceny się wyrównują, a polski węgiel ma poniżej 1,3 % siarki, w odróżnieniu od tego z RPA, więc elektrownie wolą TEN POLSKI (mniejsze kary ekologiczne). 80% ELEKTROWNI ZNAJDUJE SIĘ NA POŁUDNIU!!!!! KRAJOWE CENY WĘGLA ustala się w oparciu o opisany przeze mnie tutaj sposób liczenia kosztów, tak by były konkurencyjne dla zagranicy na obszarze Polski. Chcesz polskie elektrownie przerobić na gaz albo mazut? Proszę bardzo - WYŁÓŻ 4 - 5 MLD USD!!!! a potem ryzykuj, że Ruscy zrobią "specjalną" taryfę gazową dla Polski, z cenami o np. 50% wyższymi od światowych - wtedy zapewne uderzysz w płacz, prawda, że złodzieje itp. Tyle, ze widzisz - bezpieczeństwo energetyczne państwa to nie jest jakiś slogan, tylko REALNA kwestia... A rurociąg z Norwegii to 8 - 10 mld USD - dasz tyle??? Pewnie jeszcze mnie zapytasz, dlaczego w Gdańskiem węgiel jest po 700 zł/tonę (gruby)? U nas na bramie po 300 zł/tonę - pytanie "KTO BIERZE 100% MARŻY"? nie powinno być kierowane do nas... Poprzedniego prezesa Kompanii, Klimę, zapytano: Kiedy, zgodnie z obietnicami uporządkuje rynek handlu węglem, na czym kopalnie sporo tracą? Wiesz, co odpowiedział?: "Kupcie mi auto pancerne i zapewnijcie profesjonalną OCHRONĘ 24h/dobę. Do siedziby Kompanii woźcie o dziwnych porach tak, by nikt nie wiedział, że jadę i sprawdzajcie wszystkich wchodzących czy nie mają bomby - wtedy zacznę..." Te "nasze" kontrakty eksportowe po 45 zł/tonę "wynegocjowali" wielcy "spece" z Węglokoksu w koprodukcji z geniuszami z rządu...w rządzie (MSW) siedzą też goście, którzy "chandlują" (nie mylić z handlowaniem)węglem i zalegają po 1 mln zł kopalniom. Kto ma naprawić ten chory układ, jesli tym, w których gestii jest naprawa robi się w tej mętnej wodzie super biśnesy (nie mylić z biznesem)? Ale najłatwiej jest krzyczeć: "ZAMKNĄĆ KOPALNIE, A LUDZI NA BRUK" tak Was zresztą media podjudzają, w interesie tych, którzy na "chandlu" węglem i długami górnictwa zarabiali i dalej zarabiają... Już dziś bezrobocie na Śląsku wygląda tak: Bytom - 31% Zabrze - 28% Ruda Śl. - 26% Żory - 30%. To tylko przykłady - zlikwiduj kopalnie, tak jak niezorientowani krzyczycie, a W KAŻDYM Z TYCH MIAST bezrobocie przekroczy 50% - to wszystko są miasta po 100 - 250 000 mieszkańców... Dasz im pracę? Wg socjologów bezrobocie powyżej 40% jest katastrofą dla struktur społecznych... To nie są małe wioski, gdzie nie mając pracy przeżyjesz (bardzo nędznie, ale przeżyjesz) z leśnego zbieractwa, drobnych upraw, pędzenia i sprzedaży bimbru itp. 100 000 ludzi TAK SIĘ NIE UTRZYMA!!!! Teraz rozumiesz, o co toczy się gra??? Temat: Ślązacy są ja kameleony HISTORIA CD... o tak mocno akcentowanych powstania Powstania Śląskie w Powiecie tarnogórskim Strona polska i niektórzy przywódcy śląscy nie byli zadowoleni z wyników głosowania w plebiscycie, gdzie 59,6 % głosowało za pozostaniem przy państwie niemieckim, a 40,4 % za przyłączeniem do Polski. Mimo demokratycznej wypowiedzi mieszkańców regionu postanowiono zorganizować III powstanie by nakłonić państwa mające decydować o przynależności Śląska: Francję, Anglię i Włochy do poparcia polskich żądań. Miało ono być „dowodem chęci ludu śląskiego do przyłączenia Śląska do Polski”. Lud Śląski jednak już się wypowiedział w plebiscycie większością głosów, iż nie chce być przyłączony do Polski. Rząd Polski oficjalnie przeciwny zbrojnemu działaniu , tworzył pozory neutralności, ale oddelegował oficerów Wojska Polskiego na teren innego państwa – Niemiec, gdzie miało dojść do walk zbrojnych. W powiecie tarnogórskim i gliwickim do powstania zaciągano mężczyzn jak do regularnego wojska. Przychodziło zawiadomienie o powołaniu do powstania i mężczyzna musiał się stawić. Niektórzy chowali się wówczas po stodołach, by nie barać udziału w bratobójczych walkach. Studiującym na uniwersytecie Poznańskim Ślązakom, polecono udać się na powstanie, gdyż zostaną im obniżone stopnie. Na dworzec w Tarnowskich Górach wjechał pociąg panzerny z Polski, który chciał ostrzelać miasto, na wypadek gdyby niemieccy obrońcy nie usunęli się. Nie ostrzelano, bo obrońcy woleli wyjść z Tarnowskich Gór niż pozwolić zniszczyć miasto. Polskie dywizje stały na granicy w Częstochowie i w Zagłębiu Dąbrowskim i stamtąd szło wsparcie : kadra i uzbrojenie. List pana Sporonia do swoich córek. Wasz dziadek, a mój ojciec w dniu wybuchu powstania miał 25 lat. Za sobą 4 lata spędzone w armii niemieckiego cesarza na froncie francuskim. Zasłużył sobie tam na „żelazny krzyż”, skrzętnie przez 4 lata przechowywany w „wertiku”. Po powrocie z wojny pracował jako górnik na kopalni „Buchacz” w Radzionkowie – Rojcy, a mieszkał w Boruszowcu. I tam go zastało powstanie. Jego początek w powiecie tarnogórskim wygłądał tak. Grupa członków POW z rejonu tarnogórskiego została na parę dni wcześniej wezwana na zbiórkę do lasu w okolicy Świerklańca i Nowego Chechła. Tam im zakomunikowano, że nadszedł dzień powstania. Każdemu przydzielono odpowiednie zadanie. Wyglądało to miniej więcej tak: Komendant wzywał do siebie 3-4 uczesników i przekazywał im co następuje : „Ty Hubert jesteś z Boruszowca i zansz się tam dobrze. Tu masz do pomocy dwóch chłopców z Hanuska i jednego ze Strzybnicy. Pójdziesz z nimi „na gmina” w Boruszowcu i „powiysz tam” że od teraz wy tam będziecie rządzić, bo jesteście przedstawicielami polskiej władzy, która od teraz na Górnym Śląsku będzie panowała. Każcie sobie wydać spis poborowych i rezerwistów, czyli wszystkich zdrowych „młodzioków” od 18 roku życia. Na jego podstawie porozsyłejcie im wszystkim powołania do polskiego powstańczego wojska. Z tym powołaniem majom się tam tawić i kropka. I takie powołanie dostał zaraz na początku powatania wasz dziadek. Wychowany w pruskiej dyscyplinie, urzędowe pismo potraktował poważnie i poszedł do Rept, bo tam go skierowano. Tam większą ilość podobnie jak on zaciągniętych ulokowano w wolno stojącej stodole między Reptami a Tarnowskimi Górami. Te jeszcze nie były przez powstańców zajęte, podobnie jak Bytom, Gliwice, Zabrze, czy Katowice. Celem tego oddziału było było zajęcie Tarnowskich, Gór, lecz nie było to łatwe bo miejscowy niemiecki „Selbstschutz” (samoobrona) trzymał się dzielni i powstańców do miasta nie wpuszczał. Tak trwało przez parę dni, aż na tarnogórski dworzec przyjechał z Poznańskiego pociąg panzerny, uzbrojony w dość cięzkie armaty. Dowództwo tego pociągu postawiło władzom miejskim ultimatum, albo do tei i tej godziny poddadzą miasto, albo ich artylerią zaczą ostrzeliwać jego centrum z ich pięknymi domami, sklepami i magazynami. No i Rada Miejska zdecydowała się na kapitulację. I wtedy dpopiero dziadkowy oddział powstańczy ruszył od Rept ulicą Gliwicką do miasta. Zajął go bez jednego strzału. O ile sobie dobrze przypominam, to chyba ich dowódzca nazywał się Józef Cebula. Temat: Szowiniści niemieccy wydają pismo na Śląsku ! w zwiazku z tym bardzo interesowalob mnie pani stanowisko > ddotyczace: > - roli I. Paderewskiego na polityke Willsona > - roli delegacji pod przewodnictwem Dmowskiego. David Lloyd George powiedział "Polska jest pijana młodym winem wolności, które jej podali alianci". Mogę dodać podali na prośbe Paderewskiego i Dmowskiego. W 1945 roku przesunęli Polskę na mapie alianci na prośbe Stalina. Oni też zaakceptowali propozycję Churchilla, żeby wysiedlić Niemców. czy pani wie, ze rozszerzenie grupy osob uprawnionych do > glosowania w plebiscycie na slasku o osoby nie urodzone > ale zamieszkale od bodajze 1910 na slasku bylo wynikiem > polskiego wniosku w wersalu? Wiem, ale chodziło o osoby urodzone i nie zamieszkałe na Śląsku, zeby mogły przyjechać i zagłosować. Polscy przedstawiciele naiwnie zakładali, ze przyjedzie wielu ślaskich robotników z Nadrenii-Westfalii, aby oddać głos za Polska w plebiscycie. czy znane sa pani wypowiedzi francuskiego marszalka > Ferdinand Foch oraz innych politykow na temat > niebezpieczenstwa wybuchu 2. ws w zwiazku ustaleniami > traktatu wersalskiego? Tak są mi znane. Czy sądzi Pan, ze Polska była strona tego traktatu? Czy racje ma Eric Hobsbawm pisząc: Pokój narzucony przez zwycięskie mocarstwa (USA, Wielka Brytanię, Francję) usprawiedliwiany argumentem, ze Niemcy są odpowiedzialne za wojnę i jej konsekwencje,został narzucony w celu ich permanentnego osłabienia. Osiągnięto ten cel nie tyle przez aneksję, aczkolwiek Alzacja i Lotaryngia powróciły do Francji, a ważne strategicznie regiony na wschodzie włączono do Polski (tzw. korytarz, który oddzielał Prusy Wschodnie od reszty państwa) i dokonano innych pomniejszych korekt granicznych, ile raczej przez odmówienie Niemcom prawa do posiadania broni i nałożenie teoretycznie nieograniczonych reparaji (zapłaty za koszty wojenne poniesione przez zwycięzców). niech pani nie zapomina, ze np. freikorps oberland nie > walczyl na terenie polski a na terenie niemiec. to tak, > jakby polskich partyzantow nazywac terrorystami. > czy wie pani jaki byl stosunek slazakow do pozostalych > uczestnikow powstan slaskich, ktorzy wkroczyli uzbrojeni > na teren niemiec z obszaru polski? ilu bylo slaskich > przywodcow powstania? Czyzby terror wymierzony w obywateli własnego państwa był usprawiedliwiony? Listy nadsyłane do Landratów zawieraly opisy wyciągania mężczyzn mówiących po polsku (gwarą śląską) i rozstrzeliwania ich w lesie lub katowania kolbami karabinów. Np. landrat strzelecki polecił wyjaścić czy dziesiątki zamordowanych brało udział w powstaniu. Ustalenia były, ze nie. Radze bliżej zainteresować się niemieckimi publikacjami na temat zbrodniczej działalności Freikorpsów lub zapoznać się z archiwaliami. W powstaniach brało udział ponad 40 tys. Ślązaków i 5000 lwowskich kadetów. W oddziałach Sebschutzu walczyło ponad 50 tys. Przywódcy powstań: Korfanty ur. w Sadzawce obecnie Siemianowice, Józef Rymer, ur. w Zabełkowie pow. raciborski, Alfons Zgrzebniok, ur. w Dziergowicach pow. kozielski, i jego dwaj bracia, Koleczko Wilhelm ur. w Porębie pow. strzelecki; Józef Buła, ur. w Rydułtowach, Jan Wyglenda, ur. w Brzeźnicy, Ludyga- Laskowski jan ur. w Rozbarku, Adolf lampner ur. w Zabrzu, Grzegorzek Józef ur. w Markowicach pow. Rybnik. Listę mogę kontynuować. jakie cele mial polski zwiazek zachodni i to nie w latach > 1945-47 ale od roku 1921. i jaki wplyw miala jego > polityka na wypedzenia niemcow z poznanskiego oraz > ostoberschlesien. Polski Związek Zachodni stawiał sobie za cel polonizację woj. sląskiego, wyeliminowanie języka niemieckiego itd. W 1937 r. liczył 45 tys. członków. Skuteczność ich oddziaływania nie była duża, skoro prawie milionowa społecznośc niemiecka była zorganizowana w wielu partiach politycznych i stowarzyszeniach, reprezentację w sejmie śląskim, swoje szkoły gazety, nabożeństwa w języku niemieckim etc. Nie było żadnych wypędzeń, tylko porozumienie podpisane przez Polske i Republiką Weimarską, dające prawo opcji. Do 1924 roku mieszkańcy pogranicza mieli prawo zdecydować, w którym kraju chcą mieszkać. Rzeczywiście wielu policjantów, urzędników, nauczycieli z poznańskiego zdecydowało o wyjeździe do Niemiec, bo wiedzieli, że w Polsce nie mają szans. Musze przyznać, że naśladowano rugi pruskie, usiłując wyprzeć Niemców, lecz akcja ta nie przyniosła większych skutków. Temat: Obraz Polski w MS Encarta - ZGROZA !!! Obraz Polski w MS Encarta - ZGROZA !!! Komentarz do zdjęć na encarta.msn.com/medias_761559758/Poland.html z otrzymanego maila " Przeglądam sobie od pewnego czasu nową Encarta Reference Library 2004 i pomyślałem, że w takim amerykanskym produkcie będzie wiele dobrego o Polsce i Polakach... tja... Pod hasłem "Poland" wybieramy "multimedia" i... oglądamy polskie obrazki... No ale po kolei... zobaczmy najpierw, jacy ludzie zamieszkują ten kawałek świata... Ja wiem, że "Polska jest to kraj bagnisty, w którym mieszkają Żydzi" (La Pologne est un pays marécageux ou habitent les Juifs), ale może już coś się zmieniło?... Jak łatwo zauważyć, "typowa katolicka rodzina" jest, siłą rzeczy, katolicka, więc nie ma już wiele wspólnego z Żydami. Ubrana w typowe polskie stroje cieszy się z przyjścia na świat nowego, błotnistego katolika. Przyjrzyjmy się ich życiu! Tak, polska to rolniczy kraj, w którym mieszkają rolnicy. Tak! Oto słynne Calssic Jazz Trio of Farmers. Ulubionym zajęciem Polaków, through many generations, jest sortowanie ziemniaczków. Czasem też trzeba coś zbudować - glownie z drewna, to taki drewniany kraj. Drewo pozyskuje się w lasach (w Polsce ich mnogo): Jak widać drzewo, z zalesionego regionu na polnoc (?) od Wawy (to stolica tego bagiennego kraju), pozyskuje się za pomocą people and animals (Polacy żyją w zgodzie z naturą). Zobaczmy co się dzieje dalej... Kim jest więc typowy mieszkaniec Polski? Jak pracuje ten bagienny Żyd? Tzn. Katolik - to już chyba ustaliliśmy: No jak to kim? Rolnikiem oczywiście... Na traktorze pracuje, normalnie. A jak nie pracuje na traktorze, to w jaki sposób się przemieszcza? Bo chyba nie ma w Polsce samochodów? Nie, nie ma, za to zimą jest łatwiej, bo są konie, jak to na typowej wsi (typowa wieś to Białowieża, w niej to, typowi Polacy, mieszkają w swoich typowych, drewnianych, kurva twoja mać, domkach; drewniane drweno pozyskaliśmy, by people and animals, kurva, trochę wcześniej na północ od Warszawy): Ślicznie, prawda? Taka rolnicza, taka wiejska ta Polska... 66% bagiennych ludzi żyje w takich drewnianych "rural areas"... Ciężko się w Polsce pracuje, bo "tjaktoj" to szczyt techniki, nie mówiąc już o "kompajnach" - trzeba ręcznie... Sianko się ścina i układa w stogi. Na przykład takie: Potem, kurva (sorry, ale mi nerwy puszczają), trzeba przewieźć do drewnianej stodoły. Na przykład tak, z pomocą, kurva, mini- -tjaktojo-roweru z ręczno-widłową maszyną nakładającą: No ale chyba nie cały kraj to teren uprawny? Chyba są w tym kraju jakieś nierolnicze obszary? Oczywiście! W Polsce są też supernowoczesne fabryki! Na przykład: No waśnie - nowoczesna fabryka w Zabrzu! Ładna, prawda? Taaak! Zajebista! To i tak jest ta najnowocześniejsza. Oprócz takich nowoczesnych fabryk, Polacy mają też (i słyną z tego) hi-tech- -super-nowoczesne kopalnie. Oto jedna z nich: To najładniejsze zdjęcie z Wieliczki (słynne Wielkie Wejście Do Wieliczki) - bo dalej jest ciemno (jak to w kopalni) i się nie dało zdjęcia zrobić... No dobrze - kraj rolniczo-wiejsko- -przemysłowy... Mają kopalnie... Ale... Chyba w Polsce są jakieś miasta? Oczywiście, że są! Oto stolica Polski, wielkie, dynamiczne City XXI wieku, oszałamiające techiką Megapolis: Ojej! Jak tam pięknie i nowocześnie w tej Warszawie! To takie miasto przyszłości, bo maja nawet ulice i kontakt z obcmi (vide UFO). A ci Polacy to mają kogoś Sławnego? Jakąś Skłodowską-Curie czy innego Kopernika? Nie, ale mają za to... Nie znacie Wałęsy? A!... Że smutny jakiś? To może jakiś inny Polak (ostatni już w kolekcji "multimedia"), uśmiechnięty jakiś? Proszę bardzo, uśmiechnięty Polak jak trzeba: Uśmiecha się, bo Oscara do dał, no ale zapomnieli o tym... To już prawie wszystkie "multimedia"... Do tego jeszcze fotka z Krakowa z początku lat 80 ubiegłego wieku: Nie zabrakło również Auschwitz-Birkenau i filmu o holokauście i to by było na tyle "multimediów" pod hasłem "Polska". Jak by to ująć?... Jest fantastycznie! Na prawdę warto odwiedzić ten rolniczy, bagienny, szczęśliwy kraj, w którym wciąż w wielu miejscach praca jest performed by people and animals, a ludzie żyją w wooden cottages. Alleluja i do przodu... Wersja 13.0.0.0531 aktualizowana dziś, to jest wczoraj, 12. November. Bo jeszcze mi ktoś zarzuci, że to Microsotf Encarta wydana ćwierć wieku temu... " CO WY NA TO ? Temat: DO KTOREGO REGIONU CHCE NALEZEC B-B I ZYWIEC? Drogi Sędzio! 1. Bardzo mi się nie podobają paniusie które przyjeżdżają (przyjeżdżały?) na Śląsk by na siłę spolszczać Ślązaków. Mam nadzieję że te czasy już minęły. I tak samo mam nadzieję że miną czasy Kutza, Smolorza i innych śląskich "paniuś" które przyjeżdżają w moje rodzinne strony i na siłę usiłują ze mnie i moich dzieci zrobić Ślązaków. Jeśli jesteś uczciwy, powinienes stanąć w mojej obronie i polemizować z tymi głuptokami, tym bardziej że - takie mam wrażenie- znaczna częśc tych "paniuś" z taką samą gorliwością dawniej spolszczała jak teraz ześlązacza. 2. Cieszę się że objawiłeś się jako polski Ślązak. Rozejrzyj się jednak koło siebie, poczytaj forum katowickie czy rybnickie, i sam sobie uczciwie odpowiedz na pytanie jakie nastroje wśród Ślązaków dominują. Widzisz, mnie też Polska nie rozpieszczała i moich bliskich, ale poczucie przynależności narodowej nie polega na tym, że jestem Polakiem (Anglikiem, Niemcem)wtedy kiedy mi z tym dobrze, ale że jestem nim na dobre i na złe. 3. Poczucie krzywdy, których doznali Ślązacy od Polaków jest realne, inna sprawa, czy wszystkie krzywdy są realne czy wyimaginowane. Tak samo realne jest poczucie, które miało kilka pokoleń moich bliskich: lepsze zaopatrzenie w sklepach górniczych, lepsze kartki, nawet narty można było kupić tylko od górników. To też rzeczywistość i pamięć milionów Polaków. A pielęgnowanie poczucia krzywdy tylko wzmacnia kompleksy i stanowi podglebie do różnych populistycznych ruchów politycznych, których początki na Śląsku już widać. 4. Dwa lata temu zmroziła mnie dyskusja o pomniku Piłsudskiego w Katowicach. Padały pytania co też ten Piłsudski dla Śląska zrobił, że ma mieć pomnik. Odpowiedż najczęstsza, że nic, a taki np. Ziętek Zoo, drogi, Wesołe miasteczko itp. I nikt się nie zająknął o tym, kim ci dwaj byli nie dla Śląska, ale dla Polski: jeden Naczelnik Państwa, twórca niepodległości, drugi oficer polityczny komunistycznej armii. Tak jakby w Katowicach nie liczyły się zasługi dla Polski (niech mu stawiają pomniki w Warszawie)ale tylko dla Katowic i Zabrza. Wtedy naprawde sie wstydziłem, że mieszkam w województwie śląskim. Zaden "śląski" autorytet się wówczas nie odezwał w obronie Piłsudskiego! 5. Dopóki nie zaczniesz używać prawidłowej i pełnej nazwy mojego miasta, czyli Bielsko-Biała, nie będę cię traktował poważnie lecz tylko jak niedouczonego śląskiego aroganta. W wypadku BB nazwa jest odzwierciedleniem historii, różnorodności kulturowej a nawet etnicznej (niemieckie Bielsko i polska Biała), także teraźniejszości tego miasta pogranicza. Amputując część nazwy amputujesz więc część tożsamości regionalnej, wyrzucasz na śmietnik księdza Stojałowskiego, spolszczonych Habsburgów którzy wspierali finansowo polskie organizacje w Białej, konfederację barską której dowództwo mieściło się w Białej, wymarsz do Legionów w 1914 roku z rynku w Białej, przejęcie władzy przez Polaków w 1918 roku i podporządkowanie się Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Krakowie itp. Z taką wybiórczą pamięcią, która pamięta tylko śląskie epizody i nie widzi różnicy między BB a Zabrzem czy innym Hindenburgiem, będę walczył póki sił i zapału starczy. Jak trzeba będzie, to nie tylko w internecie. 6. Zachęcam do lektury książek o historii BB i Podbeskidzia, jeśli będziesz chciał to podam ci pare tytułów. Z góralskim pozdrowieniem , hej! Temat: CC vs. PC Cóż to były za ciężkie czasy dla "imperialistycznej" coca-coli. Coca-colę traktowano jako konsumpcyjny symbol "wrogiego systemu". Stąd hasła w PRL brzmiały: "wróg cię kusi coca-colą" lub "coca-cola to imperializm w płynie". Z założenia nie były to hasła reklamowe, aczkolwiek dla przekornych Polaków taką właśnie funkcję pełniły. Choć koncern obecny był ze swoją ofertą na Targach Poznańskich w 1957 roku, napój nie trafił jeszcze na półki sklepowe. Coca-cola obecna była w sprzedaży jedynie w Pewexach i Baltonach, np. puszki 0,33 l można było kupić jedynie za "elitarne" dewizy. "Nowe" w dziejach związków Polaków i coca-coli przyszło wraz z rządem Edwarda Gierka. Wiosną 1971 roku do Polski przyjechali na negocjacje przedstawiciele The Coca-Cola Company (TCCC) z przedstawicielstwa w Rzymie. Coca-Colę reprezentował między innymi Paul Graul, szef oddziału TCCC na Europę Srodkowo-Wschodnią, Czech z pochodzenia. Umowę-porozumienie (m.in. na licencencyjne rozlewanie napojów na terenie PRL) ze strony rządowej podpisał Mieczysław Jagielski, ówczesny zastępca Prezesa Rady Ministrów. W tym samym czasie sukcesem zakończyły się starania Pepsi-Coli o uzyskanie licencji. Nastąpił podział Polski na strefy "wpływów" Coca-Coli i Pepsi-Coli: Pepsi-Cola "otrzymała" Gdańsk, Szczecin, Poznań, Łódź, Kraków i Wrocław, a później Żywiec, Tarczyn, Leżajsk i Białystok; Coca-Cola zaś - Warszawę, Zabrze i Tychy. Zgodnie z kontraktem między rządem PRL a TCCC, strona polska udostępniła i zapewniła grunt, budynki, infrastrukturę oraz inne media, natomiast TCCC dostarczył i zmontował linię do rozlewu. Kontrakt opiewał na 10 lat i gwarantował TCCC sprzedaż koncentratu do produkcji napoju na określonym poziomie i w określonej cenie. Budowa linii produkcyjnej w Browarze Warszawskim została rozpoczęta w lutym 1972 roku. Koncentrat napoju przywożono z Neapolu i Amsterdamu, pierwszą partię 7 milionów szklanych butelek (o pojemności 0.25 l z sitodrukiem w miejscu współczesnej etykiety ) sprowadzono z Hiszpanii (przetransportowane statkiem butelki zostały w Trójmieście przepakowane na wagony kolejowe i przewiezione do Warszawy). Pierwsze butelki napełnione w Browarze Warszawskim zjechały z linii 19 lipca 1972 roku. W październiku 1972 Huta Szkła w Wołominie uruchomiła w oparciu o dostarczoną przez TCCC dokumentację techniczną produkcję butelek dla wytwórni Coca-Cola przy Browarze Warszawskim, 24-gniazdowe skrzynki spełniające standardy coca-coli produkował wówczas Zakład Tworzyw Sztucznych - ERK w Bieruniu Starym, w maju 1973 roku uruchomiono produkcję coca-coli w Browarze Górnośląskim w Zabrzu, w kwietnia 1978 - także w Tychach (Browary Tyskie), w maju 1976 roku pojawiły się jednolitrowe butelki, również z sitodrukiem, wyprodukowane przez hutę szkła w Jarosławiu. Prasa warszawska donosiła czytelnikom: "juz od wczoraj mozna kupić litrową butelkę coca-coli w "Supersamie" i sklepach delikatesowych w Warszawie. Cena butelki wynosi 19 zł, a kaucja - 8 zł" ("Życie Warszawy" 25.05.76). W Polsce w latach 70. spośród napojów TCCC produkowano jedynie coca-colę. W szczytowym momencie produkcja roczna osiągnęła 176 hektolitrów. Autorką popularnego hasła reklamowego "coca cola to jest to" była Agnieszka Osiecka. Poetka konkurowała z Melchiorem Wańkowiczem (hasła po angielsku: " yes coca cola" i "coca cola is coming"). Pierwsza bezpośrednia inwestycja firmy w Polsce miała miejsce w 1991 r. Biuro koncernu - otwarte w Pałacu Kultury i Nauki - początkowo zatrudniało 15 osób. zrodlo: praca.gazeta.pl/praca/1,47342,718010.html dodam, ze w 70.- 80. PepsiCo produkowalo obok Pepsi rowniez Mirinde. PepsiCo wogole mial lepsze "chody" na Wschodzie - Pepsi byla tez sprzedawana w ZSRR. Temat: Jaki przebieg A2 przez Bytom/Zabrze? STOLARZOWICE POD RAMIĘ Z HELENKĄ Część mieszkańców Stolarzowic nie ustaje w staraniach o zmianę niekorzystnego dla nich przebiegu autostrady A-1. W osiągnięciu celu ma im pomóc współpraca z mającymi podobne problemy mieszkańcami zabrzańskiej dzielnicy Helenka. Przypomnijmy: łącząca północ z południem Polski autostrada miała początkowo przebiegać przez północną część Stolarzowic, dzieląc je na pół w rejonie ulicy Gombrowicza. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zaproponowała jednak, by ze względów finansowych i budowlanych przesunąć ją nieco na południe, a pomysł ten zaaprobowały władze Bytomia. Ostatnio pozytywnie oceniła go Rada Miejska. Zgodnie z tym ustaleniem trasa przetnie Stolarzowice wzdłuż ulic Rokitnickiej oraz Przyjemnej. To przesuwanie nieistniejącej jeszcze autostrady poważnie skonfliktowało mieszkańców dzielnicy, dzieląc ich na dwa obozy. Członkowie pierwszego, optującego za wersją popieraną przez włodarzy naszego miasta skupili się wokół Towarzystwa Rozwoju Stolarzowic i Górnik. W drugim - Komitecie Protestacyjnym Stolarzowice Południe znaleźli się ci, którzy chcą, by A-1 biegła całkowicie poza Bytomiem, a w najgorszym razie dzieliła Stolarzowice wzdłuż ulicy Gombrowicza. W zeszły poniedziałek przedstawiciele tego ostatniego spotkali się z popierającymi ich mieszkańcami osiedla Helenka w Zabrzu. Poparcie to można łatwo wytłumaczyć. Im bowiem bardziej na południe Stolarzowic przesunięta zostanie droga, tym będzie biegła bliżej Helenki, czemu sprzeciwiają się jej mieszkańcy. - Prócz zainteresowanych osób na zebranie przybyli również reprezentanci władz Zabrza oraz Zbrosławic. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie pojawili się natomiast specjalnie przez nas zaproszeni bytomscy radni - mówi Anna Brabańska z Komitetu Protestacyjnego. - To było pierwsze z naszych spotkań, ale na pewno nie ostatnie. Wszystkich nas łączy wspólny cel, chcemy w ogóle wyrzucić autostradę ze Stolarzowic, ewentualnie przystajemy na pierwotny wariant jej przebiegu. To, co proponuje się nam teraz jest absolutnie nie do przyjęcia, nie można powtórzyć za władzami Bytomia, że wybrano mniejsze zło. To zło maksymalne, koniec naszych marzeń o przyszłości. Członkowie Komitetu Protestacyjnego uważają, iż świadomie wprowadzono ich w błąd. - Przez długi czas obowiązywała wyłącznie pierwsza wersja przebiegu trasy przez Stolarzowice. Dopiero parę miesięcy temu, ni stąd, ni zowąd, zaczęto mówić o konieczności przesunięcia drogi na południe. Nikt niczego jednak z nami nie uzgadniał, postawiono nas przed faktem dokonanym wpędzając w potworne tarapaty - twierdzi Brabańska. W najbliższym czasie zdesperowani stolarzowiczanie zamierzają wystąpić z prośbą o pomoc do wojewody śląskiego oraz szefa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - Będziemy rozmawiali z kim tylko się da, najważniejsze, żeby nasze postulaty zostały spełnione - zapewnia mieszkanka Stolarzowic. - Nie chcemy żadnej wojny pomiędzy mieszkańcami Stolarzowic - stwierdza z kolei Witold Kostkowski, wiceprzewodniczący Towarzystwa Rozwoju Stolarzowic i Górnik. - Wprawdzie przyjęto sugerowany przez nas wariant, ale absolutnie nie czujemy się zwycięzcami. Też chcielibyśmy, żeby autostrada znalazła się poza naszą dzielnicą. Skoro jednak nie udało się do tego doprowadzić, trzeba było wybrać mniejsze zło. Południowy przebieg jest ze wszech miar korzystniejszy, za tym przemawiają konkretne, podparte dokumentami fakty. I to właśnie nimi, a nie emocjami powinniśmy się kierować. Temat: Z. Marciniak S.A. buduje Świątynię Opatrzności ... ... i jeszcze pełny tekst (bo ucieknie) To gorzowska firma Z.Marciniak SA wybuduje główny gmach Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie - najważniejszy polski obiekt sakralny od stuleci - To najbardziej prestiżowa budowla w dziejach firmy i w życiu wielu naszych pracowników - mówi prezes Maciej Mosiej. Decyzja o wyborze gorzowian do budowy najważniejszego kościoła w Polsce w ostatnich 300 latach zapadła wczoraj. Do budowy kościoła mogły się zgłosić wszystkie firmy budowlane, ponieważ przetarg był ogłoszony w prasie. - Mamy doświadczenie w budowlach dla Kościoła. Miesiąc temu zakończyliśmy budowę oficyny do siedziby Prymasa Polski. Daliśmy się poznać jako solidny wykonawca. Być może właśnie to zdecydowało o wyborze - tłumaczy Maciej Mosiej. Wybór Zarządu Fundacji Budowy Świątyni Opatrzności Bożej zatwierdził sam kardynał Józef Glemp udzielając firmie imprimatur. Budowa świątyni - wotum narodu polskiego za odzyskanie niepodległości w 1989 roku, pontyfikat Jana Pawła II i 2 tys. lat chrześcijaństwa ruszy 23 listopada o godz. 15, a rozpocznie ją symboliczną "pierwszą łopatą" ksiądz prymas. Świątynia stanie na Polach Wilanowskich na liczącej 57 tys. m kw. działce, w którą 2 maja tego roku Prezydent i Prymas wmurowali kamień węgielny. W ten sposób rozpoczęła się realizacja uchwały Sejmu z 1998 roku o rozpoczęciu budowy. Decyzję o konieczności postawienia świątyni - wotum podjął Sejm Polski już w 1791 roku. Świątynia projektu Wojciecha i Lecha Szymborskich jest rotundą wpisaną w plan krzyża greckiego z portalami zwieńczającymi każde z ramion. Kościół liczył będzie 18 tys. m kw. Będzie wysoki na 57 m, same portale osiągną wysokość przeciętnego wieżowca, czyli 28 m. Już wiadomo, że do budowy zużytych zostanie ponad 40 tys. m sześc. betonu. Wewnątrz zmieści się 1500 wiernych na miejscach siedzących oraz ok. 1 000 stojących. Do wnętrza prowadzić będą schody i podjazdy. Z każdej strony świątynię otaczać będą cztery dziedzińce. Budowlę zwieńczy tradycyjna, wykonana z blachy kopuła, a obok stanie wieża dedykowana Janowi Pawłowi II. Pierwszy etap budowy kosztować ma ok. 90 mln zł i fundusze pochodzić mają z datków i darowizn od narodu polskiego oraz z pieniędzy zarabianych przez fundację. Rozmowa z prezesem Z. Marciniak S.A. rozmawiała Renata Ochwat 12-11-2002 - To duże wyzwanie, ale myślę, że mu podołamy - mówi Maciej Mosiej. Jego firma wybuduje świątynię, na którą Polacy czekają od ponad 200 lat Renata Ochwat: Co Pan poczuł na wieść o tym, że Pańska firma będzie budować najważniejszą w powojennych dziejach kraju świątynię? Maciej Mosiej: Na pewno dumę. Tę budowlę traktuję w kategoriach wyzwania od strony technologicznej i technicznej. Obecnie bardzo rzadko stawia się tak wielkie, monumentalne budowle. I w dodatku wzbudzające tak wielkie zainteresowanie całego narodu. Do jakiego etapu Pańska firma doprowadzi budowlę? - Mamy dwa lata na wybudowanie bryły świątyni w stanie murowanym otwartym oraz domu parafialnego w stanie murowanym zamkniętym. Stan otwarty znaczy, że nie będzie dachu oraz stolarki okiennej. Stan zamknięty oznacza mury, stolarka i dach. Kto będzie kończył budowlę? - Na razie jeszcze nie wiadomo, będziemy negocjować kontrakt na dalsze prace. Decyzje jeszcze nie zapadły. Podczas prac budowlanych firma bazować będzie na własnych pracownikach czy też zdecydujecie się na podwykonawców? - Korzystać będziemy głównie z własnych specjalistów w dziedzinie konstrukcji żelbetowych, cieśli i zbrojarzy. Tylko roboty ziemne i odwodnienie terenu zlecimy podwykonawcom. Czy przewiduje Pan jakieś znaczące trudności technologiczne? - Sam ogrom budowli może w pewnym momencie przynieść jakieś niespodzianki, ale mam nadzieję, że damy sobie radę. Sporym wyzwaniem będzie konstrukcja ścian z betonu konstrukcyjnego - to jest taki rodzaj betonu, którego się potem nie przykrywa już żadnym tynkiem. Ale wierzę w naszych fachowców. A jak Pan traktuje tę budowlę? - Ja sam - i mam nadzieję że również nasi pracownicy - traktuję to jako naszą cegiełkę, wkład w ideę budowy Świątyni Opatrzności Bożej, nasze drobne wotum. Maciej Mosiej jest ekonomistą i prezesem Z.Marciniak SA Co Marciniak już wybudował roch 12-11-2002 Firma Z.Marciniak SA ma na swoim koncie m.in. Centrum Rehabilitacyjno-Sportowe "Słowianka", terminal odpraw celnych w Świecku, szklany dom obok katedry, siedzibę Głównego Urzędu Ceł w Warszawie, siedzibę Hartwiga w Słubicach, siedzibę Fundacji Batorego w Warszawie, Urząd Celny Rzepin, Wodny Świat w Zabrzu, most na Odrze w Świecku oraz liczne przebudowy i unowocześnienia siedzib banków. Temat: "Cholonek" w Teatrze na Woli, dziś i jutro o g. 19 "Cholonek" w Teatrze na Woli, dziś i jutro o g. 19 W przedstawieniach "Cholonka" Teatru Korez z Katowic prezentowanych dziś i jutro o godz. 19 w Teatrze Na Woli (ul. Kasprzaka 22) zobaczymy Grażynę Bułkę, Ewę Grysko, Barbarę Lubo-Święc, Izabellę Malik, Mirosława Neimana, Dariusza Stacha i Roberta Talarczyka. rzeczpospolita.pl/dodatki/warszawa_060217/warszawa_a_15.html Inne spojrzenie na Śląsk Taki spektakl to jak dobrze wypełniony kupon totolotka - mówi o "Cholonku" Teatru Korez reżyser Mirosław Neinert. Czy to prawda, mogą się przekonać warszawscy widzowie Już w czasie przygotowań do premiery "Cholonka" w 2004 roku było głośno. Potem, nie tylko na Śląsku, przedstawienie przyjmowano bardzo gorąco. Powieść "Cholonek, czyli Pan Bóg z gliny", której autorem jest Janosch, stała się na Śląsku utworem wręcz kultowym. Władze PRL zgodziły się w latach 70. wydać jej polskie tłumaczenie, uznając, że to doskonała satyra na Ślązaków. Dla autora była zaś próbą rozliczenia się z krajem lat dziecinnych, którego nie przedstawił sielsko-anielsko. Janosch (naprawdę nazywa się Horst Eckert) urodził się w 1931 r. w Zabrzu, jego ojciec był hutnikiem. On sam w wieku 13 lat zaczął pracę jako ślusarz. Po zakończeniu II wojny światowej rodzina Eckertów została wysiedlona do Niemiec. - Ta powieść przypomina nieco scenariusz filmu "Odrażający, brudni, źli" -mówi Mirosław Neinert. -W przeciwieństwie do pięknych i szlachetnych z filmów Kazimierza Kutza Ślązacy Janoscha ukazani są jako ludzie mający swoje słabostki, a ich filozofia życiowa nie każdemu może przypaść do gustu. Dzięki geniuszowi pisarza okazało się jednak, że te wredne i, wydawałoby się, wstrętne typy poprzez swe ułomności wydają się prawdziwe i bardziej ludzkie. Co więcej, publiczność zaczyna się z nimi identyfikować i darzyć sympatią. - Gros Ślązaków uważa "Cholonka" za powieść kultową, bo podobnie jak prezentowani tam bohaterowie z powodu bycia Ślązakiem czują pewne rozdwojenie jaźni - mówi Robert Talarczyk, aktor, autor adaptacji scenicznej utworu. - Nie utożsamiają się do końca ani z Polakami, ani z Niemcami. Czują się ludźmi stąd. Janosch, w przeciwieństwie do Kutza, ukazał Śląsk z żabiej perspektywy. Sam jestem Ślązakiem i te dylematy od lat są mi bliskie. W mojej adaptacji ludzie są nieco bardziej szlachetni niż w literackim pierwowzorze, na pewno natomiast zdają sobie sprawę ze swego położenia i wiedzą, że aby przetrwać, muszą czasem podejmować decyzje dwuznaczne politycznie. I o tym jest spektakl. "Cholonek" katowickiego Teatru Kortez pełen jest plebejskiego humoru i anegdot powtarzanych pokolenia na pokolenie, które dają Ślązakom siłę przetrwania. Na każdy spektakl publiczność wykupuje bilety z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, każde przedstawienie przyjmuje entuzjastycznie. - Śląscy widzowie bardzo nas rozpuścili, zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że w innych regionach Polski może być różnie. Ale publiczność w Lublinie reagowała w podobny sposób. Było to o tyle zaskakujące, że spektakl pokazywaliśmy podczas konfrontacji teatralnych i na widowni byli głównie cudzoziemcy. Sam Janosch, który niezbyt dobrze zna polski, po obejrzeniu premiery wszedł na scenę, długo milczał, a potem nie wiedząc, co powiedzieć, siarczyście przeklął po rosyjsku. ==== Eichen, ciekawi mnie Twoja opinia. Temat: Początki przemysłu na Górnym Śląsku Początki przemysłu na Górnym Śląsku Jak zaczął się przemysł na Górnym Śląsku? Jeszcze dwieście lat temu kopalnie wyglądały jak zwykłe studnie. Największe wydobywały zaledwie 1500 ton węgla rocznie, a urobek ciągnięto w chodnikach w drewnianych korytkach na płozach. Tego wszystkiego można dowiedzieć się na nowej wystawie Muzeum Górnictwa Węglowego Adam Frużyński, komisarz wystawy "Epoka pionierów. Narodziny przemysłu na Górnym Śląsku (1780-1860)", mówi, że pomysł jej zorganizowania zrodził się już dwa lata temu. Teraz, dzięki współpracy z niemieckim Muzeum Górnośląskim w Ratingen, plany udało się zrealizować. Eksponaty, które można od czwartku podziwiać w zabrzańskim muzeum, pochodzą nie tylko z Niemiec, ale także z muzeów w Gliwicach, Chorzowie, Tarnowskich Górach i Muzeum Geologii Politechniki Śląskiej. - W 1763 roku zakończyła się wojna siedmioletnia i wkrótce po tym rozpoczął się szybki rozwój przemysłu na Górnym Śląsku. Zadbał o to Fryderyk Wilhelm Reden - wyjaśnia Frużyński. Z inicjatywy Redena przystąpiono do zakrojonych na szeroką skalę prac, mających na celu ponowne ożywienie przemysłowe Śląska. Wówczas powstała w Świerklańcu pierwsza na Śląsku szkoła górnicza. W Bobrownikach zbudowano kopalnię kruszców Fryderyk, zaś koło Rybnej Hutę Fryderyk. Reden zadbał też o poszukiwanie pokładów węgla kamiennego. W Zabrzu powstała Królowa Luiza, a w dzisiejszym Chorzowie kopalnia Król, potem Huta Królewska. Frużyński przypomina też, że Reden sprowadził do kopalni Fryderyk maszynę parową, pierwszą w tej części Europy. Na wystawie można zobaczyć nie tylko przekroje maszyn parowych, których zadaniem było odwadnianie kopalń. Jest też pochodzący z 1785 roku przekrój konnej odwadniarki kopalni w Tarnowskich Górach. Jedną obsługiwało jednocześnie nawet osiem koni. Wprawiały w ruch pompy, które wydobywały wodę na powierzchnię. Można też obejrzeć przekrój parowej maszyny z kopalni Fryderyk. - Średnica cylindra wynosiła 60 cali. To była największa taka maszyna na Śląsku. Po likwidacji maszyny budynek przerobiono na mieszkania. Już w XIX wieku w ten sposób adaptowano obiekty przemysłowe - wyjaśnia komisarz wystawy. Podkreśla, że jeszcze w XVIII wieku 70 proc. powierzchni Śląska pokrywały lasy. Początkowo region wcale nie był słynny z powodu węgla kamiennego, ale cynku, który był o wiele bardziej ceniony. - Był taki okres, że tona cynku była warta 900 ton węgla. Do wytopienia tony cynku trzeba było 20 ton węgla. Cynk ze Śląska trafiał nie tylko do Europy, ale także do Indii i Chin - dodaje. Frużyński pokazał nam też, jak wyglądały kopalnie na przełomie XVIII i XIX wieku. W rzeczywistości były to niewielkie studnie. Robotnicy schodzili do wyrobisk po drabinach, a ich koledzy wyciągali urobek za pomocą drewnianych wiader. - Kołowrót takiej studni obsługiwało dwóch lub czterech robotników. W tamtym czasie największe kopalnie wydobywały 1000-1500 ton węgla rocznie - mówi. W muzeum można też obejrzeć modele urządzeń, na które stać było największe przedsiębiorstwa. Pierwszy to miniatura maszyny parowej, której zadaniem było napędzania pomp odwadniających kopalnię. Kolejna służyła do wyciągania skrzyń z urobkiem na powierzchnię. Dopiero później był on przesypywany do wózków, które konie ciągnęły po torach. - Tak powstały pierwsze linie kolejowe na dzisiejszych ziemiach Polski - dodaje. Wystawę będzie można oglądać w Zabrzu do 15 sierpnia. Potem pojedzie do Ratingen. miasta.gazeta.pl/katowice/1,35055,2112447.html Temat: Wątek piwny ... i ja go dopiero teraz widzę :] Degustacja piw to temat-rzeka, dlatego zamiast krótkiej listy walnę potężny esej na temat tego, co lubię wypić (np. oglądając mecz, niekoniecznie Ukraina- Tunezja). Jak na niezalowca przystało, uwielbiam próbować wyrobów indie browarów choć, niestety, z dostępnością ichnich specyfików bywają problemy. No to jedziemy, browarami: Grupa Żywiec - zwykłego Żywca (tego, co to prawie robi różnice) unikam jak mogę - imho standard okropnie zaniżony przez ostatnie 3 lata. Za oboma Tatrami też nie przepadam. Warka obleci, tutaj akurat doceniam postęp producenta bo kiedyś pić tego nie mogłem. Strong może być, choć za słodki na niektóre okazje. Heine może być, ale cena to totalne zdzierstwo. Tako prezentuje się mainstream tej kompanii a to, co najlepsze mają ukryte jako swoje marki niszowe: Po pierwsze - browar w Elblągu. EB wiadomo, ale prawdziwymi killerami stamtąd są Hevelius (co to za smak? zioła jakieś?) i Kaper - ten drugi to wg mnie najlepszy polski strong - 8,5% i bardzo interesujący karmelowo-midodowy posmaczek (spoko, żaden klej). Drugim mocnym punktem jest browar w Cieszynie - produkują chwalone już tutaj Brackie - imho znacznie lepsze od Żywca i bossa nr. 1 - Żywca Portera - eskportowy towar, gęsty, podpalany i kapitalny. Klasa światowa, choć nie na każdą okazję oczywiście. Browar w Leżajsku już taki świetny nie jest, choć oba ichnie piwa nadają się do picia. Kompania Piwowarska - tutaj jest miej wesoło. Tyskie nie powala (nawet lepsze Książęce), Dojlidy i Zubr podobnie, Lecha zwykłego omijam szerokim łukiem. Popularne Dębowe mnie nie chwyta, Dog In The Fog jest słodszy niż Warka Strong (btw, co to piwo ma wspólnego z brytyjskimi beerami?). Honoru broni Pilsner Urquell, choć to nasze piwo raczej nie jest. Tak czy inaczej bardzo lubię tę ostrą goryczkę - kapitalne do posiłków. Odnosnie browaru poznańskiego, zastanawia mnie dlaczego nie lansuje się zarówno dobrego Lecha Mocnego jak i bardzo dobrego Lecha Pils - oba te piwa w Krakowie bardzo ciężko dostać podczas gdy zwykły zielony Lech, od którego wolę nawet Lecha Free, jest wszędzie. Carlsberg-Okocim - wg mnie ta ekipa ma zdecydowanie najbardziej wyrównany roster - nawet w masówie mają niezłego, chmielowego Carlsberga, reaktywowanego Zagłobę i - chyba moje ulubione mainstreamowe piwo - Palone, niezwykle entuzjastycznie przyjmowane na zachodzie. Oprócz tego mają dwa mniejsze browary we Wrocławiu i Sierpcu, które produkują niezłe Piasta i Kasztelana, w wersjach zwykły i Strong. Na minus idzie Harnaś (ble) i wszelkie Karmi. Piw browaru Bosman ze Szczecina nie było dane mi kosztować (geografia, eh :/) W moim spożywczaku nie wiedzieć czemu jest też pełny asortyment olsztyńskiego Juranda - ten browar jest bardzo nierówny, bo obok świetnego Koźlaka (polecam nie tylko fanom ciemnych piw), Faustusa (dla wielbicieli niemieckich pszeniczniaków; niby nie Paulaner ale jak najbarzdziej daje radę), niezłych ciemnych Dublina i Hebana oraz mojego ostatniego odkrycia, świetnego miodowego Chillera potrafią robić takie paskudztwa jak Haretker czy Rejs (najgorsze piwo jakie KIEDYKOLWIEK piłem). Z mniejszych za czarnego konia uważam browar w Lublinie - ichnia Perła to chyba mój nr. 1 jesli chodzi o zwykłe jasne (chmielowy zapach - 10/10). Goolman też daje radę; niestety z dystrybucją bywa różnie. Bardzo dobry jest też Brok- Strzelec - robią dobrego portera i świetnego Broka Sambora, podobnego do Perły, równie rześkiego i orzeźwiającego. Dobry jest kujawski browar Krajan, robiący z tego co wiem głównie ciemne piwa. Browar Belgia - Wojaka kiedyś nie znosiłem, ale ostatnio poprawiono recepturę i ujdzie. Dobre są obra Fratery, z czego ten niebieski nawet bardzo. No i standardowy produkt firmy - Palm - gorąco polecam. Gorąco polecam też pomorski browar Amber - rewelacyjny Koźlak (charakterystyczna ciemna butelka z nadrukiem z kozią głową), niepasteryzowane Żywe oraz dobre Cox i Mocny Red. Dobre jasne piwo robi też browar Kiper za Piotrkowa Trybunalskiego. Niezłe piwa robi Namysłów oraz Zabrze (oba produkują nieźle strongi). Gorąco polecam też chwalone wcześniej Książęce z Lwówka Śląskiego - rzeczywiście rewelacja. Dobrze oceniany browar z Łomży robi na mnie ledwo przyzwite wrażenie - ich najlepsza Łomża Export imho słabsza niż Perła i Brok. Ogólnie nie polecam piw browaru Van Pur. To by było chyba na tyle, choć chyba parę polskich browarów opuściłem. Zagraniczne piwa to temat na osobny esej ;) Temat: Oczyszczanie Pławniowic Oczyszczanie Pławniowic Jezioro Pławniowickie przyciąga latem spragnionych odpoczynku nad wodą mieszkańców Śląska, w tym zabrzan i rudzian. Zarówno sam akwen, jak i teren wokół niego sprzyjają relaksowi, wielu więc spędza tu nie tylko popołudnia czy weekendy, ale nawet całe wakacje. Wokół jeziora wciąż przybywa kempingów, domków letniskowych i dacz. Od wiosny do jesieni jest tu tłoczno. Woda w tu nie jest już jednak krystaliczna, jak przed laty. Wszyscy zauważają, że przybyło w niej zanieczyszczeń. O ile jeszcze w maju i czerwcu jest znośna, to na przełomie lipca pojawia się w niej nadmierna ilość glonów. Jezioro kwitnie - tak mówią potocznie letnicy, którzy wówczas wolą do wody nie wchodzić. Gęsta zielona masa pokrywająca akwen wygląda odstraszająco. Utrzymuje się do końca lata. -To wynik nadmiernej produkcji biomasy - mówi dr Maciej Kostecki z Instytutu Podstaw Inżynierii Środowiska PAN w Zabrzu, który od wielu lat bada wody jezior i rzek Śląska. - Jedynie wiosną i jesienią, gdy zmienia się temperatura, następuje naturalne wymieszanie mas wodnych różnych warstw jeziora. Woda jest wtedy właściwie napowietrzona, jezioro oddycha. Natomiast latem następuje bezruch, w dolnych warstwach brakuje tlenu. Zbyt duża ilość związków azotu i fosforu, sprzyja nadmiernemu rozwojowi glonów. Gniją one i zanieczyszczają wodę. Dwa tygodnie temu ruszyła w Pławniowicach instalacja, która skutecznie będzie temu przeciwdziałała. Zabrzańscy naukowcy, pracujący pod kierunkiem dr. Kosteckiego, zastosowali przy jej opracowywaniu metodę wprowadzoną w Polsce przez prof. Przemysława Olszewskiego. Polega ona na selektywnym odprowadzanie ze zbiornika odtlenionych, wzbogaconych w pierwiastki biogenne wód przydennych. W ten sposób akwen ulega nieprzerwanej odnowie. Urządzenie hydrotechniczne zainstalowano na istniejącym odpływie znajdującym się po zachodniej stronie zbiornika, od strony autostrady. Zobaczyć tam można zakończenie trzech rur, którymi wypływa woda z dna jeziora. System pracuje samoczynnie, nie wymaga doprowadzenia energii. Naukowcy apelują - nie niszczmy go, nie dewastujmy rur ani ustnika. Urządzenie służy naszemu dobru, służy poprawie jakości wody, chcemy przecież, by w Pławniowicach przyjemniej się wypoczywało. To jedyna taka instalacja na południu Polski. Dr Kostecki od 12 lat zabiegał o to, by powstała. Pieniądze - łącznie 1,6 mln zł - pochodziły z wielu źródeł. Pierwsze prace badawcze sfinansował Urząd wojewódzki w Katowicach, następnie Komitet Badań Naukowych, największy wkład wniósł Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, ponadto gmina Rudziniec oraz Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach. -Do tego, że instalacja powstała, przyczyniło się wiele osób - mówi dr Kostecki. -Bez ich zrozumienia nic by z naszych planów nie wyszło. Dziękuję za pośrednictwem "Głosu" Jerzemu Swatoniowi, Danucie Plincie, oraz Grzegorzowi Krowiakowi z WFOŚiGW, władzom gminy Rudziniec - Andrzejowi Hoszowi, Rafałowi Barczykowi oraz Ninie Skribiak i Roksanie Burzak, a także dyrektorom RZGW - Józefowi Stadnickiemu i Krystianowi Polywce oraz wykonawcom - Wojciechowi Narodowskiemu i Pawłowi Gwaździńskiemu. Proces oczyszczania zabagnionego jeziora nie będzie przebiegał bez bólu. W pierwszym okresie (rok-dwa) może nastąpić nasilenie procesów rozkładu biomasy w wodzie o podwyższonej temperaturze nad dnem. Wiąże się to z uwalnianiem z osadów dennych zmagazynowanych tam zanieczyszczeń. Jednak w trzecim roku widoczne już stanie się przywracanie jej czystości, a potem będzie już coraz lepiej. Temat: HISTORIA NARODU SLASKIEGO 25 obywateli Niemiec chce odzyskać majątki na Śląsku Zobacz powiększenie Fot. Grzegorz Celejewski / Agenc Zobacz powiększenie Fot. Grzegorz Celejewski / Agenc Zobacz powiększenie Fot. DAWID CHALIMONIUK / AG ZOBACZ TAKŻE • Dwie kategorie roszczeń (04-11-04, 23:11) Tomasz Głogowski 04-11-2004 , ostatnia aktualizacja 05-11-2004 10:17 25 obywateli Niemiec zwróciło się o zwrot swoich nieruchomości pozostawionych na Śląsku i Podbeskidziu. Na liście roszczeń są kamienice, działki, a nawet tereny, na których wybudowano zabrzańską Gazobudowę. "Gazeta" dotarła do dokumentu przygotowanego przez Śląski Urząd Wojewódzki, w którym zebrano wszystkie dane na temat roszczeń obywateli Niemiec. Okazuje się, że takich spraw jest już 25, a będzie jeszcze więcej. - Można przypuszczać, że to dopiero wierzchołek góry lodowej - uważa Teresa Martynowicz z urzędu wojewódzkiego. Do prezydenta Zabrza trafiło osiem wniosków o zwrot nieruchomości. Listę otwierają trzy działki przy ul. Pawliczka, na których stoi dziś Gazobudowa - jedna z najstarszych firm w mieście. - Po raz pierwszy słyszę od pana, że ktoś interesuje się tym miejscem - mówi zszokowany Marian Olszewski z działu marketingu Gazobudowy. Firma powstała w latach 50. na terenach wydzierżawionych od Skarbu Państwa. - Przypuszczam, że odezwali się byli spadkobiercy, do których te działki należały przed wojną - zastanawia się Olszewski. Dawni właściciele chcą także odzyskać kamienice w Mysłowicach, Bytomiu i Gliwicach, gdzie na liście roszczeń są m.in. cztery domy znajdujące się w centrum. Ich lokatorzy nie mają o niczym pojęcia. - Mamy tu wspólnotę mieszkaniową. Jakie niemieckie roszczenia? - dziwi się mężczyzna przed domem przy ul. Wybrzeża Wojska Polskiego w Gliwicach. W Rybniku za każdym razem dawnych właścicieli lub ich spadkobierców reprezentowały wynajęte kancelarie prawne. Siedmiu obywateli Niemiec, mieszkających m.in. w Monachium, już odzyskało działki znajdujące się przy ul. Raciborskiej. Ich nazwiska widniały w księgach wieczystych. Sąd oddalił natomiast powództwo przeciwko miastu, w którym spadkobierczyni domagała się wpisania w księgach wieczystych swojego ojca. Córka próbowała udowodnić, że figurował w nich jeszcze przed wyjazdem z Polski. - Wyrok jest nieprawomocny - mówią rybniccy urzędnicy. Do sądu w Bielsku-Białej trafiła sprawa Josefa S., mieszkańca Frankfurtu. Domaga się odszkodowania za gospodarstwo rolne przejęte na rzecz Skarbu Państwa przy ul. Zapłocie Małe. Podobnie jak Edith M., która chce zadośćuczynienia za działkę o powierzchni 3 tys. m kw. pozostawioną w Bielsku. Wojewoda śląski zaapelował do prezydentów i starostów, by pilnie uzupełniali dokumenty. Zakładali księgi wieczyste tam, gdzie ich nie ma, i składali wnioski o zasiedzenie tych nieruchomości, których Skarb Państwa nie jest właścicielem. - W wielu przypadkach dokumentacja jest jednak niepełna i bardzo trudno będzie odtworzyć stan faktyczny. W Gliwicach na przykład sporo ksiąg wieczystych poszło z dymem podczas wojny - martwi się dyrektor Martynowicz. Marek Jarzębowski, rzecznik gliwickiego magistratu, uspokaja. - Z każdą z tych spraw jesteśmy gotowi pójść do sądu. Jeżeli będzie trzeba, to udzielimy też pomocy prawnej mieszkańcom kamienic, do których pretensje roszczą sobie dawni właściciele - zapewnia. Temat: Rozwój przemysłu na Śląsku Konsekwencje pierwszej wojny światowej - w szczególności decyzje wersalskie - doprowadziły do rozerwania tego organicznie zrośniętego i jednolitego okręgu przemysłowego, który tylko jako całość był zdolny konkurować z innymi ośrodkami przemysłowymi. Podział tego rejonu po przeprowadzonym plebiscycie przebiegł bez uwzględniania uwarunkowań ekonomicznych, przez to decyzje konferencji wersalskiej doprowadziły do ciężkiego załamania ekonomicznego. Dotyczyło to zarówno części polskiej jak i niemieckiej. Tak np. powiat Zabrze przed podziałem tworzył ogniwo łączące powiat rybnicki i gliwicki z powiatem bytomskim i katowickim. Wytwarzane przed podziałem na jednolitym terenie regionu różnorodne produkty przemysłowe, straciły po jego podziale swoje tradycyjne rynki zbytu, co świadczy - w oparciu o masę możliwych tu do przytoczenia przykładów - o absurdalności wytyczonej granicy, nie wspominając o politycznych uwikłaniach na przyszłość. Na skutek podziału Polsce przypadła pod względem ekonomicznym bardziej wartościowa część Górnego Śląska z 4/5 instalacji przemysłowych i główną częścią pokładów węglowych, w tym 53 kopalniami węgla (14 pozostało przy Niemczech). Nowa granica rozdzieliła np. piece hutnicze od oddziałów dalszej przeróbki stali. Spółki przemysłowe, które pozostały przy Niemczech, zostały tak finansowo zrujnowane, że stały przed ruiną. Brakowały im albo instalacje przeróbki surowców, albo zakłady dalszej przeróbki produktów. W obliczu tej sytuacji uzgodniono w układzie genewskim, że przez 3 lata nie będą pobierane opłaty celne za towary przemysłowe przekraczające nową śląską granicę. Stronie polskiej narosły też inne problemy o dużej wadze. Tak np. z powodu braku w Polsce odpowiedniej kadry kierowniczej różnych szczebli, władze Polskie korzystały dalej z usług kierowniczej kadry niemieckiej, co nie było w konsekwencjach proste. Polska jako kraj o przeważającej strukturze agralnej nie była również w stanie wchłonąć produktów górnośląskiego przemysłu, a przez to, że utrzymywała ze swoimi sąsiadami napięte stosunki polityczne, nie była w stanie wystarczająco wspierać jego eksportu. W ten sposób Górny Śląsk stał się dla Polski raczej ciężarem niż pożytkiem. W sumie analizując osiągnięte wskaźniki ekonomiczne okresu międzywojennego można stwierdzić, że katastrofalne położenie wyjściowe nie przeszkodziło zachodniej części Górnego Śląska rozwinąć się na nowo do wydajnego okręgu przemysłowego. Wschodni Górny Śląsk do roku 1938 nie poprawił swojej pozycji wyjściowej osiągniętej w roku 1922/23, pomimo podjętych dużych starań, które między innymi widoczne są w budowie magistrali kolejowej Katowice-Gdynia. Po roku 1933 zauważyć można narastanie zakłóceń w kontaktach pomiędzy wschodnią i zachodnią częśdą Górnego Śląska. Wybuch drugiej wojny światowej doprowadził do ponownego zjednoczenia części niemieckiej z nieznszczoną działaniami wojennymi częścią polską, co odbiło się w kolejnych latach pozytywnie na jego rozwoju. Od roku 1942/43 zmieniła się sytuacja gospodarcza na gorsze. Nie było to bezpośrednio spowodowane wojną lotniczą nad terenem Rzeszy, lecz przede wszystkim stopniowym paraliżowaniem sieci transportowej i z tym związanymi niedoborami zaopatrzeniowymi. Po okresie pokaźnego jak na czasy wojenne rozwoju przemysłowego, Górny Śląsk poniósł po roku 1945 dużą ofiarę spowodowaną nie tylko błędną ale i zbrodniczą polityką Niemiec. Przyczynę utraty tego regionu dla Niemiec, wygnania dużej części jego mieszkańców, utraty majątku, języka i kultury szukać należy w pierwszej kolejności w narastaniu narodowej nietolerancji w rezultacie nadużycia ideii nacjonalistycznych. Nacjonalizm pojawił się dopiero od czasu rewolucji francuskiej. W Niemczech i innych krajach Europy rozwijał się w wieku XIX, często przyjmował on formę imperializmu i materializmu. Silny nacjonalizm ujawnił się w okresie międzywojennym w postaci totalitarnego ruchu, który prowadził do całkowitego podporządkowania wszystkich aspektów życia dyktatorskiej władzy państwowej opartej o system jednopartyjny. Najnowsza historia Górnego śląska jest przykładem, który zmusza do zastanowienia się nad tym, do czego źle rozumiany nacjonalizm może doprowadzić. Na podstawie książki Konrada Fuchs Wirtschaftsgeschichte Oberschlesiens 1871- 1945, Dortmund 1991 www.slonsk.de/Slonsk/Abni/GSOS/RozwojPrzemysluGSdo1945.htm Temat: Miękka dyskryminacja ijaw napisała: > Z powodu likwidacji kopalń wielu górników jest bezrobotnych. Czytałam kiedyś o > bieda szybach, z których wykopują węgiel także byli górnicy, i inni > bezrobotni, chcący utrzymać się na powierzchni. Jak duże jest bezrobocie na > Śląsku? Czy urzędy pracy nie prowadzą żadnych kursów przekwalifikujących? > To w nawiązaniu do linków, w których pisaliście o bolączkach Śląska, z > rozruszaniem społeczeństwa. Ostatnio jest lansowana teza, że coraz wiekszy > rynek pracy powstaje właśnie na Śląsku. Więc jak to jest? Ponoć dobrze, choć ani ja, ani nikt z moich znajomych poprawy nie odczuł. W samych Katowicach bezrobocie jest - podobno - stosunkowo niewielkie. Lecz w okolicznych miastach (Siemianowice Śląskie, Chorzów, Świętochłowice, Bytom, Ruda Śląska, Zabrze) jest TRAGICZNIE. Bezrobocie ponad 20%, a zdarza się, że zbliża się do 30%. Bezrobocie na Śląsku jest TYPOWO strukturalne - pozostałości prężnego niegdyś przemysłu ciężkiego. Kiedyś uważałem, że Śląsk musi swoje odcierpieć gdyż jego największe bogactwo - węgiel - przeszło już do historii. Jednak ostatnie wydarzenia sprawiły, że wcale tak nie musi być. Najpierw boom inwestycyjny w Chinach wywindował ceny stali i węgla do niespotykanych w ostatnich dziesięcioleciach cen. Wprawdzie ceny zaczęły już spadać, ale - nieoczekiwanie - przyszedł ratunek z innej strony. Kiedyś, w szkole, większość uczyła się jakie to ciekawe produkty da się produkować z węgla (od opon aż po damskie pończochy). Oczywiście komunistyczna gospodarka nigdy nie potrafiła tego urzeczywistnić. Ostatnio przeczytałem, że w Stanach Zjednoczonych za 300 mln $ postawiono zakład, który węgiel kamienny zamienia w paliwo płynne (jedną z pochodnych ...ropy naftowej). Taka produkcja opłacalna jest to już przy cenie 30 $ za baryłkę. Pewnie wszyscy wiedzą, że ostanio ceny ropy przekroczyły już 60$. Jakoś jednak właściciel śląskich kopalń (czyli państwo) nie garnie się aby znaleźć zbyt na wiele, wiele długich lat dla śląskiego węgla. Szkolenia (finansowane głównie z funduszy europejskich) rzadko trafiają w społeczne zapotrzebowanie. Również wysokie odprawy sprzed kilku lat, to nie byl najlepszy pomysł. Trzeba sobie uzmysłowić, że osoby pracujące na dole kopalni, nie potrafią same zadbać o swoje interesy w gospodarce rynkowej. Nie ma co ukrywać, że do pracy w górnictwie przez wiele lat ściagano z całej Polski ludzi - łagodnie mówiąc - nie odznaczających się sprecjalną inteligencją. Więc trudno teraz od nich wymagać by założyli swój własny biznes i stali się podporą gospodarki. Ja osobiście uważam, że jedynym sposobem na rozwiązanie problemu pozostałości po przemyśle ciężkim, jest przeprowadzenie jak najszybszej prywatyzacji. Znalezienie inwestora, który postawiłby za 300 mln $ taki zakład jak w USA. A następnie przeprowadzenie reformy emerytalnej, która ukróciłaby ich wczesne emerytury. Prawdą jest, że 25 lat na dole to dużo (wiem bo sam kiedyś tam pracowałem). Prawdą jest również, że mogliby później wykonywać prace na powierzchni kopalni. Niestety od 16 lat władza w Warszawie nie potrafi rozwiązać tego problemu, który widziany z bliska, wcale nie ma tak wielkich oczu jak mogłoby się wydawać. Temat: Ruch-Chorzow drozdp napisał: > Ale drużyny szkoda. > W latach 50-ty zawodnicy zatrudnieni byli w Hucie Batory, gdzie normalnie > pracowali. Udogodnieniem było zatrudnienie na I zmianie. Bajte czekali na nich > na bramie, każdy z nas chciał zobaczyć tych srogich szpilerów. Razem z nimi > szliśmy na stadion i przyglądaliśmy się treningowi. Na mecze wyjazdowe do > Katowic ekipa jechała "banom" no a dalej to zugiem, bo na banhof było blisko. > No ale to był sport amatorski, bez cudzysłowia. > Potem mecze oglądałem z dachu wyburzonej obecnie willi państwa Niglusów. Trochę > przeszkadzał w widoku zegar z napisem omega porusznym recznie prze jakiegoś > dyżurnego. > Na mecze chodziłem ze znajomymi do końca lat 70-tych, zawsze braliśmy ze sobą > flaszkę. Było fajnie, no i absolutnie bezpiecznie. Teraz sadząc po tym co > ostatnio widziałem w TV to niekoniecznie należy tam chodzić.... Każde pokolenie ma jakieś wspomnienia. Mój wujek wspomina najbardziej mecz z Górnikiem w 1971-szym na Cichej. Na godzinę przed meczem nie miał miejsca i musiał stać pod samą Omegą. Wtedy nie było jeszcze "szalikowców", ale i tak kibice obu drużyn nie pałali do siebie miłością (choć do żadnych przepychanek podobno nigdy nie dochodziło). W końcu to były Wielkie Derby!!! Można było przegrać wszystko, ale z Górnikiem koniecznie wygrać. Skończyło się wtedy 3-2 dla Ruchu, a katowicki "Sport" w komentarzu pomeczowym jeden jedyny raz po meczu Ruch-Górnik, dał 5 gwiazdek. Ja za to nigdy nie zapomnę meczu w Zabrzu z 7-go czerwca 1989. Wygraliśmy 2-1 (choć 4 minuty przed końcem był karny dla Górnika i wszyscy już myśleli, że będzie remis), a 3 tygodnie później Ruch zdobył ostatni - jak do tej pory (i pewnie długo jeszcze poczekamy na następny) - tytuł Mistrza Polski. Często zaglądam do różnych kronik by poszukać informacji o czasach świetności Niebieskich. Niestety nie było mi dane zobaczyć w akcji Cieślika, Peterka, Wodarza, Wilimowskiego czy wielu, wielu innych... Cieślika znam tylko "z widzenia" gdy ogląda mecz na trybunie głównej. Innych widziałem tylko na zdjęciu. 10 lat temu na pewnym niemieckojęzycznym, sportowym programie satelitarnym zobaczyłem (przez przypadek szukając pilotem czegoś ciekawego) archiwalny film prezentujący pewien mecz piłkarski. Początkowo myślałem, że to jakieś zespoły niemieckie (mein Deutsch ist nicht gut), ale po kilku minutach zrozumiałem, że to mecz z Mistrzostw Świata 1938 we Francji: Brazylia-Polska. Wtedy to jedyny raz widziałem te legendarne 4 bramki Wilimowskiego. Choć wygrała Brazylia (6-5 po dogrywce) to był to jeden z najlepszych meczów polskiej reprezentacji, a Wilimowski został uznany za jednego z najlepszych zawodników całych Mistrzostw (choć rozegrał tylko 1 mecz). Dlaczego TVP nie pokazała nigdy tego spotkania??? Temat: Uostanoom w Naszyj pamjyn'ci. Rodzi się nowy słownik Samouczek śląskiego Ponad 14 tysięcy haseł będzie zawierał polsko-śląski słownik, którego wydanie w najbliższym czasie planuje Ruch Autonomii Śląska. Publikacja ma służyć pomocą tym Ślązakom, którzy zapomnieli śląskiej godki i chcą sobie przypomnieć określenia oraz sformułowania, jakimi posługiwali się dziadowie. Działacze Ruchu chcą jeszcze przeprowadzić konsultacje z polonistami, bohemistami i germanistami. Ich zdaniem język śląski, którego istnienie kwestionują językoznawcy, to efekt współistnienia wielu kultur polskiej, niemieckiej, czeskiej. Planują wydanie słownika w około 2, a może 3 tysiącach egzemplarzy. Czy to dobry sposób budzenia śląskiej tożsamości? - Jeżeli słownik ma służyć udowodnieniu, że język śląski istnieje i stać się orężem walki politycznej, to sprzeciwiam się tej inicjatywie - mówi Piotr Spyra z Ruchu Obywatelskiego Polski Śląsk. - Jeśli jednak ma przypomnieć bogactwo śląskiej gwary, to nie mam nic przeciwko wydaniu takiego dzieła. Nie można zapominać, że śląska gwara należy do języka polskiego i ma wiele odmian. Inaczej mówi się w Zabrzu, a inaczej na Opolszczyźnie. Ciekawe, która z odmian wybiorą autorzy słownika jako podstawową? - Przez kilkanaście lat, wskutek sporów językoznawców, nie udało się wydać wielotomowego języka gwary śląskiej. Spory dotyczyły właśnie tego, którą gwarę uznać za wiodącą - mówi Jan Rzymełka, poseł PO, którego rodzina od 300 lat zamieszkuje Śląsk. - Gwara żyje przede wszystkim w języku mówionym. Także u mnie w rodzinie. Marian Pyrek w 1998 roku założył pierwszą stronę internetową, za pośrednictwem której Ślązacy z całego świata pisali maile gwarą. Można powiedzieć, że była to pierwsza nieoficjalna próba kodyfikacji języka, bez żadnych podtekstów politycznych, z myślą o zachowaniu tradycji i kultury. - Zorganizowaliśmy msze święte po śląsku, a nawet tłumaczenia fragmentów Ewangelii - mówi Pyrek, który oblicza, że śląskich maili przez sieć przeszło grubo ponad 50 tysięcy. Strona funkcjonuje nadal. Swego czasu był tam nawet dostępny słownik, który wyszukiwał gwarowe odpowiedniki słów literackiej polszczyzny. RAŚl poprzez stworzenie słownika chce udowodnić, że język śląski istnieje. Język śląski został przez tę organizację wpisany do Europejskiego Biura Języków Mniej Używanych. Ruch jest jednym z założycieli polskiego oddziału biura. Obecnie na rynku istnieją liczne publikacje dotyczące gwary śląskiej, a w Opolu jest właśnie drukowany wielotomowy słownik, będący kompendium wiedzy na temat śląskiej godki. AGATA PUSTUŁKA Dziennik Zachodni nr 138 16 czerwca 2005 r. Podpis pod zdjęciem: Marian Pyrek założył pierwszą stronę internetową (www.gornyslask.pl/beranie/index.htm), za pośrednictwem której Ślązacy z całego świata mogą pisać maile gwarą. Temat: Prof. Andrzej. K. Wróblewski: Przegrywamy naukę z fusow od kawy 10 mld. razem 2.6 fahrenheita Gość portalu: B.T., Zabrze napisał(a): > Pieniędzy na tzw. naukę jest coraz więcej tylko Pan nie umie liczyć, podobnie > jak GUS. GUS z pewnoscia nie potrafi nic policzyc. Ani wydatkow ani PKB... > Policzmy...skoro GUS tego nie potrafi > Przepraszam, że szacunkowo. GUS to powinien zrobić dokładnie. Ile to idzie na > badania naukowe w Polsce: > > 1. Z budżetu poprzez KBN, 3 mld Tu jeszcze OK > 2. Na szkolnictwo wyższe, 6 mld, powiedzmy z tego na badania 2 mld Nie, dotacje do Badan Wlasnych i DS sa zawarte w tych 3mld z budzetu. To 6mld idzie na dzialalnosc dydaktyczna. Wykreslamy. > > 3. Opłaty studentów za naukę, 6 mld, powiedzmy z tego 4 mld na badania Skad te 6mld? To zreszta o tyle niewazne, ze to sa oplaty za prowadzenie dzialalnosci dydaktycznej. Dlaczego akurat 4mld na badania? 2/3 oplat za nauke na badania? Gora 1/3. Hipotetyczne 1-2 mld. > 4. Dochody profesorów uczelni i PAN-u na czarno i szaro, 2 mld Niby jak to zostalo oszacowane? Wykreslamy > 5. Finansowanie z przemysłu i instytucji, 1 mld OK > > 6. Z UE, jak twierdzi Kleiber, 0,5 mld. OK > > 7. Z prywatyzacji na Fundacje Nauki Polskiej, różnie ok. 0,2 mld OK > > Razem na działalność badawczą: 12,7 mld. Mnie wyszlo 5.7-6.7 mld. Tosmy sobie poszacowali. > W stosunku do PKB daje to: 2,2 % jak Jak Pan to wyliczyl? PKB Polski przekracz 800 mld (z pominieciem szarej strefy, cha, cha). 12.7/800 nie rowna sie w zaden sposob 2.2% Mnie wychodzi "z szacunkow" ~ 6/800 czylI 0.75%. Troche wiecej niz GUS podaje, bo dodalem (chcc bez przekonania) czesc oplat za studia do srodkow na finansowanie badan (zamiast szkolnictwa wyzszego) > się mówi w Polsce "na naukę" czyli na działalność badawczą jak się mówi w > innych mądrzejszych krajach. > > Dodajmy jeszcze jakieś 3 mld zł, które nasi szanowni profesorowie uczelni i PAN > - > u powinni uzyskać ze sprzedaży wyników swych prac badawczych tak jak to robi > się w normalnych krajach to ten procent wzrasta do: 2,7 % w stosunku do PKB. Czyni Pan smiale zalozenie, ze w Polsce sa odbiorcy chetni do kupowania patentow. A tu sie wlasnie o to rozchodzi, ze nie ma. > > Hurrrrrrra! jesteśmy w pierwszej dwunastce krajów Świata i bylibyśmy w > pierwszej ósemce krajów Świata przeznaczającego na działalność badawczą, czy > na "naukę polską" jak nie wiadomo dlaczego mówią nasi profesorowie!!! Z > poważaniem, halo GUS, obudź się!!! Raczej trzeba by sie przespac. Przy takim szacowaniu to mozna udoowodnic dokladnie wszystko. Temat: DO KTOREGO REGIONU CHCE NALEZEC B-B I ZYWIEC? Gość portalu: kumak napisał(a): > Nikogo nie obrażam stwierdzeniami typu "półgłówek" w odróżnieniu od ciebie. > Myśląc twoimi kategoriami uważam, że ty również poslugujesz sie półprawdą. > Napisałeś ,że od 50 lat jest miasto Bielsko-Biała - to jest dopiero "pół > prawdy" Coś było równiez chyba "przed" - prawda?. > I na tej wiedzy ja i podobni mi wcześniej twierdzą,że Bielsko posiada pewne > zwiazki z historycznym Śląskiem. Założe sie,że gdybym napisał Bielsko - Biała > posiada zwiazki ze Sląskiem odezwał by sie ktoś z teorią, żebym odwalił sie od > Białej ???? - przypuszczam,że byłbys to może ty. > Ponadto to nie są żadne moje "mądre sądy" tylko dyskusja - przeczytaj uwaznie > moją wiadomość - napisałem, ze Was lubie i z nikogo nie chce robic na siłe > Ślązaka. Przypuszczam,że sympatie w twoje krainie byłyby rozłożone po równo na > Małopolske i Śląsk. Nie zapominaj,że wymyslaniem nam od półgłówków niczego nie > załatwisz - zalecałbym współprace, zrozumienie, wzajemne poszanowanie, rozmowy > - > Pamietaj również ,że przyjeżdżamy do Was na wypoczynek i wspólnie odnosimy z > tego korzyść. Jeżeli nie bezpośrednio ty to w przełożeniu pośrednim na pewno. > Moze to złapiesz kiedyś. > Na temat Podbeskidzia mam inne zdanie - równiez ktoś wczesniej napisał,że teraz > > wszyscy sie łączą, w mysl wspólnej Europy itd., itd. a ty się chcesz wydzielać > rzucąjc populistyczne "Tylko Podbeskidzie daje nam szanse........ > Wchodze w twój mózg i wołam: tylko Zabrze i Gliwice gwarantuja nam dobrobyt. > > > > Kumak Kumak, "półgłówek" nie odnosi się do Ciebie i do wszytskiego co piszesz, lecz jedynie do cytowanych wcześniej argumentów, które są oparte na półprawdach i są po prostu głupie. Każdemu się zdarza, chłopie, nie bierz tego tak całkiem na serio, oprócz tego piszesz też czasem coś mądrego. Jesli czytasz uważnie moje wypowiedzi, to wiesz że historię znam i nie spieram się o przeszłość Bielska, lecz jedynie o teraźniejszość Bielska-Białej, a to co innego. Ta dyskusja też nie dotyczy historii, lecz teraźniejszości, dlatego twoje argumenty w wiekszości są chybione, zbyt mało znasz Podbeskidzie. Widzisz, nie wystarczy tu przyjeżdżać na narty, trzeba tu mieszkać, żeby tę ziemię zrozumieć. Z populizmem i separatyzmem to się wstrzymaj w stosunku do mnie, poczytaj lepiej co twoi kumple wypisują na forum katowickim, ile tam nienawiści do Polski i Polaków, ile śląskiego szowinizmu. Weź pod uwagę, że np,. ja i większość bielszczan nie chce mieć z takimi Ślązakami nic wspólnego. Zresztą, mam nadzieję że ty też, ale wtedy polemizuj sobie z nimi na własnym forum, to się lepiej przysłużysz sprawie "jednoczenia" i "łączenia", o której piszesz. A co do turystyki: czy z tego że na Majorce wypoczywa pięć milionów niemieckich emerytów wynika że jest to niemiecka wyspa? Przyjeżdżajcie więc w góry, zachowujcie sie porządnie, a jak to było odrębne województwo bielskie to przecież nikt żadnych paszportów od was nie żądał przy przekraczaniu Wisły?! > Temat: Cholonek na grubie! wilhelm4 napisał: > Ojgen, nie dej sie prosic. > Czekomy na recenzja. To mosz fachowo Adaptacja śląskiej sagi Janoscha w teatrze Korez Artyści teatru Korez zagrali klasykę. Nie Moliera, Słowackiego czy Ibsena. Wybrali Janoscha, trochę zapomnianego, ale niewątpliwie kultowego autora. Jednego z najlepszych, który pokazał wszystko to, co kryje się w czterech ścianach familoka. To spektakl niezwykły. Drugiego takiego nie grają w żadnej innej części Polski. Grany gwarą, choć prawdę mówiąc - nie grany, co "wygodany", autentycznie i bez zgrzytów. To świetnie zakomponowany portret rodzinny przy kuchennym stole, tak barwny jak obrazy Pawła Wróbla. To ciąg historii, które do dziś opowiada się w niedzielne popołudnia w wielu śląskich domach Katowic, Bytomia, Chorzowa, Rudy Śląskiej, Zabrza... Spektakl ten ogląda się jak zakurzony album ze zdjęciami, na których uwieczniono najważniejsze chwile rodzinne. Od prozaicznych spraw jak świniobicie do zaręczyn, ślubów, chrzcin czy pogrzebów. Mijają kolejne wiosny..., przychodzą kolejni dyktatorzy i, zmieniając obraz świata, ingerują także w ten mały światek rodziny Świętków. A wszystko wpisane w odwieczną opozycję my-oni, znane-nieznane, nasze-obce. Najpierw mieszkańcy domu antagonistyczni wobec sąsiadów, krewnych, następnie cała społeczność wobec innych. Ślązacy sami w sobie podzieleni i paradoksalnie jedni przeciw reszcie. To spektakl o ludzkim losie zawieszonym gdzieś pomiędzy Polską a Niemcami, jak mówią bohaterowie: "już zawsze jedną nogą tu, drugą tam". W tym portrecie rodzinnym nie brak rubasznego poczucia humoru, groteski i absurdu. Chwilami śmiech publiczności jest tak głośny, że zagłusza aktorów. To jeden z powodów, dla których warto oglądać "Cholonka". Drugi powód to Grażyna Bułka - jakby żywcem zaproszona na scenę z któregoś podwórka Nikiszowca. Jej Świętkowa to kobita z wyjątkowym temperamentem i niespożytą energią, która wie najlepiej, że "z niczego nie ma nic". Nadal pozostaję w przekonaniu, że wizyta w teatrze Korez należy do obowiązkowych. Nigdzie indziej nie dowiecie się, czemu w sztuce jest najwięcej bezrobotnych, jaki jest najlepszy sposób na wancki i dlaczego lepiej mieć o jeden palec za mało niż odwrotnie. A ponadto jest tu najlepsza scena porodu, jaką w teatrze widziałam kiedykolwiek. Teatr Korez Katowice, "Cholonek" wg powieści Janoscha "Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny". Adaptacja: Robet Talarczyk. Reżyseria: Mirosław Neinert, Robert Talarczyk. Scenografia i kostiumy: Ewa Satalecka. Opracowanie muzyczne: Stanisław Szydło. Występują: Grażyna Bułka, Ewa Grysko, Izabella Malik, Mirosław Neinert, Dariusz Stach, Robert Talarczyk. Aleksandra Czapla Gazeta Wyborcza Katowice 18 października 2004 Strona 3 z 4 • Zostało znalezionych 159 rezultatów • 1, 2, 3, 4 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||