Strona Główna
plakat mapy świata
plakatowanie miasta Kraków
plakaty do pokoju dziecięcego
plakat Alkohol
plakat informacyjny
plakat kinowy
plakat Wścieklizna
plakaty adis
plakaty Akona
Plakaty Anahi
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • od-kuchni.opx.pl

  • Widzisz posty znalezione dla zapytania: plakaty szkolne





    Temat: Imprezy, wydarzenia związane z Japonią.
    Weekend Kultury Japonskiej w Lodzi
    Mam zaszczyt zapowiedziec na naszym forum Weekend Kultury Japonskiej, ktory
    odbedzie sie w dniach 24-25 marca br w Lodzi w salach Wyzszej Szkoly
    Humanistycznej Wschod-Zachod przy ul. Rewolucji 1905r. 44 (na przeciwko
    wydzialu Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Lodzkiego).
    WKJ organizowany jest przez Towarzystwo Polsko-Japonskie o/Lodz oraz Wyzsza
    Szkole Humanistyczna Wschod-Zachod.
    WSTEP WOLNY!

    Link do plakatu: www.dmcs.pl/~kslusar/wkj_plakat.jpg
    Plakat jest w malej rozdzielczosci, zatem prosze nie marudzic, ze literki sa
    kanciaste Jesli ktos chce, to moge wystawic PDFa

    Link do mapki: www.dmcs.pl/~kslusar/mapka2.png czyli jak dojechac na
    Rewolucji 44?

    Program WKJ:

    SOBOTA – 24 marca

    12.00 Origami (Polskie Centrum Origami); Go (Łódzki Klub Go)
    14.00 „Japoński teatr” – Henryk Lipszyc (były ambasador Polski w Japonii,
    wykładowca na UW)
    15.00 „Rodzina cesarska” - dr Krystyna Okazaki (wieloletnia kierowniczka
    Instytutu Japonistyki i Koreanisktyki UW)
    16.00 „Wycieczka po Tokyo” – Joanna Bator (Instytut Filozofii i Socjologii
    PAN; felietonistka m.in. w „Gazecie Wyborczej”
    17.00 „Mitologia Japonii” - Kamila Kozioł (studentka UW, członek TPJ)

    NIEDZIELA – 25 marca

    12.00 Kaligrafia – p. Shoko i Piotr Kulpińscy (Kuroneko); Go (Łódzki Klub Go)
    14.00 „Język japoński” – Olga Lorencka (lektor w szkole jęz.obcych
    Perfekt OK)
    15.00 Pokaz gry na koto - Anna Krystofiak (członek Klubu Yakumo-goto,
    artysta chóru Filharmonii Łódzkiej, historyk sztuki)
    15.30 „Historia mieczy japońskich” – Zdzisław Kowalski (złotnik, miłośnik
    japońskich mieczy i sztuk walki)
    16.30 Występ dzieci ze świetlicy środowskowej przy ul.Senatorskiej 4
    pt.„Wiosna, lato, jesień, zima”
    17.00 Zakończenie




    Temat: mjut
    Koncert w auli LO
    Koncert w auli LO

    Już od rana,jak każdego dnia,kiedy gramy koncert łaziliśmy po mieście,by
    pozałatwiać ostatnie sprawy. Transport,stroboskop,folie z wydrukowanym logo do
    rzutnika, baterie do tunerów...Wszystko udało się zdobyć. Przed samym wyjściem
    do Fabryki herbatka u Marcina.W Fabryce ekspresowe przygotowywanie sprzętu do
    transportu. Ty razem nie zapomnieliśmy prawie niczego. Wyjątkiem okazała się
    bateria 9V,kupiona kilka godzin wcześniej
    Na miejscu szybciutku uprzątneliśmy aulę ze stołów i krzeseł. Potem sprzet.
    Podłączyliśmy wszystko nawet dość sprawnie i bez większych kłopotów.Na koniec
    światła,rzutnik,dekoracje z plakatów.I już.
    Nagłośnienie koncertu zawdzięczamy Łukaszowi z zespołu Orchid i Markowi z
    Szumu.Oni słuchali nas na akustycznej próbie z głębi sali,podpowiadali i
    odpowiednio manewrowali przy mikserach.To,że publiczność słyszała nas lepiej
    niż zwykle i my siebie sami również,im własnie zawdzięczamy.Jeszcze raz
    dziękujemy.
    Dość dużo osób przyszło nas posłuchać. Tak sobie myślę,że najpewniej nie każdy
    miał ochotę posłuchać muzyki w szkole Ale dzień był dobry,bo nazajutrz od
    szkoły wolne. Miło było zobaczyć już po raz kolejny twarze ,które tylko z
    koncertów znam.A najprzyjemniejszy jest widok osób zasłuchanych,zamykających
    oczy...
    Zapadł zmrok i zaczęliśmy.Niestety zawiódł mnie mój piec. Nie jest to
    urządzenie wysokiej klasy,ale bez zarzutu działał od maja chyba do wczoraj. A
    zatem nerwowy początek,bo najpierw trzaski paskudne z niego się wydobywały,a
    potem w ogóle mnie nie było przez kilka chwil. W końcu naprawiłem go jakoś. I
    tak nam Intro minęło...Miało być ładne,a wyszło nerwowe.Potem jeszcze problemy
    Marcina z gitarą i ciągłe ze strojeniem.Ale graliśmy.Udało się przezwyciężyć
    jakoś i problemy i stres z nimi związany.
    Set był taki jak zazwyczaj,z niewielkimi zmianami tylko. Emocji troszkę,ale
    każda usterka techniczna rozpraszała i kazała budować emocje od poczatku. Nie
    zagraliśmy tak bardzo ładnie,nie był to nasz najlepszy występ,ale jesteśmy
    zadowoleni.Na bis był Kraków z repertuaru Myslovitz i Nienawiść.I tak
    skończyliśmy.
    Po występie wywiad do szkolnej gazetki i zbieranie sprzętu,uprzątanie sali i
    transport do Fabryki.Wrzuciliśmy wszystko do kanciapy i pojechaliśmy do
    Sabatu,by tam zjeść smaczną pizzę i porozmawiać.Jedenasty koncert za nami.
    pat





    Temat: telenowela o FORUM MUZYKA
    odcinek socrealistyczny...
    Miecio zostaje wysłany na wieś gdzie ma prowadzić akcję "Rolniku! Myj jaja".
    Teddy, Madee oraz Munky rozwieszają plakaty na ulicach miast, m.in."Strzeż
    tajemnicy państwowej", "Bimber przyczyna ślepoty", "Coś TY zrobił dla
    realizacji planu?","Bumelant to dezerter z frontu walki o pokój i silną
    Polskę". Cze, redaktor pisma "Chłopska Droga" rozpoczyna wielką
    akcję "Zwalczajcie stonkę ziemniaczaną", a jego młodsza siostra Piżmak
    zamieszcza w szkolnej gazetce artykuł "Jak rozpoznać sanacyjnego imperialistę".
    Crotalus, Ydorius, Loveletter uczniowie szkoły podstawowej marzą by pojechać
    kiedyś do Moskwy, gdzie chcieliby odwiedzić mauzoleum Lenina, a jak na razie
    recytują chwalące go wiersze podczas szkolnych akademii. Gregkor, chłop z
    dziada pradziada, wyrusza pieszo do miasta po części do zepsutego traktora.
    Reszta rodziny, czyli żona Astir, syn Nefil oraz córka Eska przerywają na
    chwilę pracę na polu, by pożegnać Gregkora. Aric, pochodzenie chłopskie,
    zostaje dyrektorem nowo powstałego teatru. Ilhan, świeżo upieczony inżynier,
    wyjeżdża budować Nową Hutę. Izaak Widmower wraz z grupą 200 junaków przyjeżdżą
    na wieś pomagać w pracach polowych. Rano zastają pola szumiące zbożem. Do
    wieczora koszą ponad 2 hektary zboża i układają je w snopki. As, przodownik
    pracy, wykształcenie murarskie, pobija kolejny rekord w ilości położonych
    cegieł w ciągu jednego dnia. Reszta brygady murarskiej (H8red, Janek0,
    Jasiek666, Gaspar oraz Greg) przygląda się temu wiekopomnemu osiągnięciu.
    Mallina, Huney, Dziewczyna Mickiewicza oraz Nikka przynoszą zimną wodę
    spragnionym murarzom, upał jest nie do wytrzymania, a nawet nie ma się gdzie w
    cieniu położyć. Homohedonistusa, nieroba z pod budki z piwem, zaczepia
    dzielnicowy Vulture, zostawia mu wezwanie na komisariat. Pewnie znowu będzie
    trzeba stawić się do pośredniaka - myśli sobie załamany Homohedonistus...



    Temat: Wychowanie obywatelskie młodzieży...
    PAP 11 listopada 2005

    Deklaracja "Patriotyzm jutra"

    "Premier Kazimierz Marcinkiewicz, minister edukacji i nauki Michał Seweryński
    oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierz Ujazdowski ogłosili w
    Warszawie deklarację w sprawie wsparcia inicjatyw pozarządowy w zakresie
    edukacji patriotycznej dzieci i młodzieży pt. "Patriotyzm jutra"

    Premier Marcinkiewicz, nawiązując do obchodów Święta Niepodległości,
    powiedział, że "patriotyzm w naszych sercach cały czas się rozgrzewa i narasta.
    Szczególnie ważne jest, by patriotyzm narastał przede wszystkim w sercach
    młodych ludzi" - podkreślił.

    Deklaracja zakłada m.in. wspieranie projektów edukacyjnych prowadzonych przez
    organizacje pozarządowe, ogłoszenie konkursu na podręczniki w najlepszy sposób
    promujące idee edukacji patriotycznej oraz ogłoszenie konkursu na film, program
    telewizyjny lub radiowy adresowany do młodzieży, związany z promowaniem postawy
    patriotycznej. To m.in. projekt "Ślady Przeszłości" - realizowany od 2001 roku
    przez Centrum Edukacji Obywatelskiej ogólnopolski program edukacyjny oraz
    wrocławski konkurs "Święto na Plakacie" - program edukacyjny nawiązujący do
    znanego zwyczaju dekorowania z okazji ważnych rocznic narodowych okien domów i
    szkół okolicznościowym plakatem.

    Zdaniem ministra edukacji i nauki prof. Michała Seweryńskiego, młodzież uczy
    się patriotyzmu w domu.

    - Dobrze byłoby w szkole - wśród uczniów, wśród młodzieży - wzbudzić poczucie
    dumy z własnej rodziny. Marzy mi się taki specjalny konkurs na pamiętniki
    rodzinne, które pozwoliłyby odkryć młodym ślady przeszłości o swojej rodzinie.
    Co wiedzą nasze wnuki o swoich dziadkach? W moim pokoleniu nie było dziadków,
    bo wojna ich zabrała - powiedział Seweryński.

    - Rzeczypospolita wraca do odpowiedzialności za edukację historyczną i edukację
    patriotyczną w Polsce - podkreślił minister kultury i dziedzictwa narodowego
    Kazimierz Ujazdowski. - Mamy przekonanie, że jest to obszar działań, w którym
    tradycja spotyka się z nowoczesnością. Odrzucamy pogląd tych, którzy uważają
    patriotyzm za anachronizm - dodał."




    Temat: Forumowa Telenowela (odcinki)
    Odcinek socrealistyczny... - Homohedonistus
    Miecio zostaje wysłany na wieś gdzie ma prowadzić akcję "Rolniku! Myj jaja".
    Teddy, Madee oraz Munky rozwieszają plakaty na ulicach miast, m.in."Strzeż
    tajemnicy państwowej", "Bimber przyczyna ślepoty", "Coś TY zrobił dla
    realizacji planu?","Bumelant to dezerter z frontu walki o pokój i silną
    Polskę". Cze, redaktor pisma "Chłopska Droga" rozpoczyna wielką
    akcję "Zwalczajcie stonkę ziemniaczaną", a jego młodsza siostra Piżmak
    zamieszcza w szkolnej gazetce artykuł "Jak rozpoznać sanacyjnego imperialistę".
    Crotalus, Ydorius, Loveletter uczniowie szkoły podstawowej marzą by pojechać
    kiedyś do Moskwy, gdzie chcieliby odwiedzić mauzoleum Lenina, a jak na razie
    recytują chwalące go wiersze podczas szkolnych akademii. Gregkor, chłop z
    dziada pradziada, wyrusza pieszo do miasta po części do zepsutego traktora.
    Reszta rodziny, czyli żona Astir, syn Nefil oraz córka Eska przerywają na
    chwilę pracę na polu, by pożegnać Gregkora. Aric, pochodzenie chłopskie,
    zostaje dyrektorem nowo powstałego teatru. Ilhan, świeżo upieczony inżynier,
    wyjeżdża budować Nową Hutę. Izaak Widmower wraz z grupą 200 junaków przyjeżdżą
    na wieś pomagać w pracach polowych. Rano zastają pola szumiące zbożem. Do
    wieczora koszą ponad 2 hektary zboża i układają je w snopki. As, przodownik
    pracy, wykształcenie murarskie, pobija kolejny rekord w ilości położonych
    cegieł w ciągu jednego dnia. Reszta brygady murarskiej (H8red, Janek0,
    Jasiek666, Gaspar oraz Greg) przygląda się temu wiekopomnemu osiągnięciu.
    Mallina, Huney, Dziewczyna Mickiewicza oraz Nikka przynoszą zimną wodę
    spragnionym murarzom, upał jest nie do wytrzymania, a nawet nie ma się gdzie w
    cieniu położyć. Homohedonistusa, nieroba z pod budki z piwem, zaczepia
    dzielnicowy Vulture, zostawia mu wezwanie na komisariat. Pewnie znowu będzie
    trzeba stawić się do pośredniaka - myśli sobie załamany Homohedonistus...

    www2.gazeta.pl/forum/794674,30353,794652.html?f=78&w=4492169&a=4572419




    Temat: pomozcie prosze!!!
    pomozcie
    www.men.waw.pl ........ przydatne linki ... adresy olimpiad
    Olimpiada Jezyka Niemieckiego przewodniczacy: prof. dr hab. Wlodzimierz
    Bialik (Instytut Fililogii Germanskiej UAM) Adres: 60-765 Poznan, ul.
    Berwinskiego 1 tel. (0-61) 866-07-13
    Komitet Glówny Olimpiady Jezyka Niemieckiego Organizator: Polskie Towarzystwo
    Neofilologiczne

    Informacje o olimpiadach przychodzą do szkoły pisemnie, eliminacje szkolne są w
    okresie październik- listopad. Pani dopiero zaczyna pracę, wszelkie informacje
    dot. j.niemieckiego będą docierały przez sekretariat do
    pozostałych "zasiedziałych" germanistów, w szczególności do przewodniczącego
    szkolnego zespołu przedmiotowego. Nauczyciele początkujący muszą się o wszystko
    dopytywać.
    Może Pani również zadzwonić do doradcy metodycznego z j.niemieckiego, telefon
    uzyska Pani w dawnym Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym czyli WOM,
    obecnie ..........Centrum Doskonalenia Nauczycieli /u nas MCDN Małopolskie/.
    Nie chcę Pani demotywować, ale szanse w olimpiadach językowych mają tak
    naprawdę tylko uczniowie po pobycie za granicą. Ale są różne konkursy
    organizowane przez konsulaty, ambasady, Polskie Stowarzyszenie Nauczycieli
    Języka Niemieckiego www.deutsch.info.pl. Zachęcam do zorganizowania Dni Języka
    Niemieckiego /wykłady naukowców, wykłady nauczycieli, wykłady uczniów,
    projekcje filmów video, konkurs na plakat, kiermasz folderów o Niemczech
    zdobytych w przeróżnych miejscach, spotkanie z kimś ważnym/ . I proszę się nie
    przejmować, jeśli ktoś bedzie próbował Panią zastopować i zniechęcić. A jak coś
    Pani się uda, proszę nie zapomnieć poinformować dyrekcji.




    Temat: O sporcie w Czechach m.in. w kontekscie dzieci
    masz rację
    z tymi nauczycielami jedynie bym polemizowała
    bo - owszem, dostają nic albo mało, to wielu nie ma ochoty robic
    dodatkowych zajęc
    ale z drugiej strony - może chcą miec czas dla siebie
    i oderwac się od szkoły?
    to jest jednak nieco stresujący zawód (w pewnych aspektach i w
    polskich, obecnych realiach)

    ja jestem za dużą ilością zajęc dla dzieciaków - i ich zróżnicowaniem
    oczywiście - bez przymusu - chce chodzi, nie chce to nie (co nie
    oznacza, że się nie rozwija, bo przecież może lubic książki (ale nie
    zwykłe czytanie i zapominanie ale literatura jako pasja), albo
    programuje, albo pisze wiersze....)

    i jednak - gdybym miala wybierac - wolałabym zajęcia pozaszkolne
    (nawet, jeśli są identyczne w szkole)
    właśnie po to, by dzieciak poznał innych ludzi, inne miejsca, inne
    poglądy

    w Polsce dużo się mówi o miłości do dzieci (wszędzie są powieszone
    plakaty "Kocham - nie biję) - to nie kosztuje państwa zbyt wiele a
    nawet daje oszczędności (bo ludzie dodatkowo rozumieją, że dziecko
    trzeba jak króla traktowac - wychuchane w domowych pieleszach dzieci
    nie łamią rąk, nie mają porozbijanych kolan... - no, może więcej
    alergii jest)
    i zapomina się, o inwestowaniu w dzieciaka - trzeba czasem zakazac
    czegoś dla bezpieczeństwa czy nauki zachowań społecznych, czasem
    nakazac
    a przedewszystkim pokazac różnorodnośc świata - a tego rodzice nie
    są w stanie sami zrobic
    nie ma pieniędzy na zajęcia dla dzieci bo trzeba postawic nową
    siedzibę jakiejś spółki, bo trzeba kupic jakieś samochody dla rządu,
    bo...

    ech...

    i jak sobie tak o tym myślę, to podoba mi się ta
    czeska "nadaktywnośc sportowa"




    Temat: Promocja Chełmna - dobra czy zła?
    Przede wszystkim CIEKAWYMI imprezami. Potem folderami i stroną internetową. W
    zatrzymaniu turystów, którzy już przyjadą pomogłyby jakieś bary, restauracje,
    miejsca, w których mogliby się zatrzymać. Kiedyś jechałam autobusem z
    toruńskimi harcerkami, które skarżyły się, że w Chełmnie to nie ma nawet gdzie
    wyść, żeby coś zjeść. I racja. Nie liczę karczmy, bo to już "górna półka"
    (przynajmniej teoretycznie), ale co my mamy. Jedną pizzerię na Rynku i jedną na
    zadupiu, na które miejscowym trudno trafić, a co dopiero przyjezdnym.
    Przepraszam wszystkich mieszkających tam za "zadupie", ale tak niestety jest,
    pzrynajmniej z punktu widzenia turystów. Oni nie przyjeżdżają tu zwiedzać
    willowych osiedli położonych na obrzeżach miasta. Gdzie mamy jakąś porządną
    herbaciarnie, kawiarnię, pub. Nie mamy. A jak kiedyś mieliśmy to szybko
    pozmieniały się one w meliny pełne miejscowych obszczymurków i pijanej
    młodzieży.

    Jeśli natomiast chodzi o to miasto zakochanych, którym straszą nieliczne
    plakaty wiszące na drodze do Chełmna, to pusty śmiech mnie ogarnia. Relikwie
    świętego Walentego ma również kilka innych miast w Polsce i to o nich słyszałam
    w telewizji. Opierając się na posiadaniu tych relikwii, spece od promocji
    starają się zagospodarować jedynie 14 lutego - i to też w raczej żałosny
    sposób. Jakieś serce z lampek, jakieś ciasteczka z lubczykiem, czy parada
    miłości, polegająca na zmuszeniu dziatwy młodzieży szkolnej do biegania wokół
    Rynku z miłosnymi transparentami i wielkimi sercami. To jest tragedia. I nie
    wiem jak ma się do promowania miasta. To robienie imprezy dla miejscowych, bo
    turystom wstyd byłoby ją pokazać.



    Temat: Rysunki Bielska
    obserwer11 napisał:

    > Bardzo zdolny Pan Pietruk ! Czy jest mieszkańcem Bielska Podlaskiego ? Kto zna
    > ?

    Wczoraj promował swoje wspaniałe wydawnictwa (w tym Bielsk w rysunkach) na XIII
    Jarmarku na Jana w Białymstoku.

    Notka: Władyslaw Pietruk, urodzony w 1952 roku w Narojkach koło Drohiczyna.
    Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu oraz Wyższą Szkołę Grafiki i
    Grafiki Książkowej w Lipsku w Niemczach (Stypendysta Ministerstwa Kultury i Sztuki).
    Był redaktorem graficznym Białostockiego Informatora Kulturalnego, zastępcą
    kierownika Działu Wydawnictw Wojewódzkiego Domu Kultury w Białymstoku, kustoszem
    Muzeum Regionalnego w Siemiatyczach, redaktorem graficznym Tygodnika Niwa,
    kierownikiem Działu Wydawnictw Filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku,
    kierownikiem Wydawnictwa Wschodnioeuropejskiego Instytutu Gospodarki w
    Białymstoku. Obecnie zajmuje się pracą wydawniczą.

    Wystawiał swoje prace w Niemczech (Lipsk, Rostok, Berlin, Ilmenau, Leimen), a
    także w kraju (Białystok, Przasnysz, Siemiatycze). Prace w zbiorach prywatnych w
    Niemczech, USA, Australii, Szwecji, Japonii, Francji, Angli i innych krajach),
    Bibliotece Wojewódzkiej w Białymstoku - Dział Zbiorów Specjalnych, Muzeum
    Ekslibrysu w Holandii i Niemczech.
    Obecnie zajmuje się prawie wyłącznie rysowaniem, chociaż projektuje też znaki
    graficzne, okładki do książek, plakaty, ilustracje do książek - szczególnie lubi
    ilustrować poezję.
    Plon ostatnich pięciu lat to około sześciuset rysunków. Wydane teczki rysunków
    "1200 lecie miasta Leimen", "Ciechanowiec", "Siemiatycze", "Diecezja
    Drohiczyńska", "Białystok i okolice", "Białystok". W 1992 roku wydał album
    "Stare jest piękne"- około 250 rysunków z architektury białostocczyzny - plon
    prawie sześcioletniej pracy nad tą książką. W roku 1998 wykonał dla miasta
    Leimen 190 rysunków, być może ukaże się w najbliższym czasie w formie książkowej.



    Temat: Święto Pluszowego Misia
    Co do ogłoszeń parafialnych, to właściwie na terenach wiejskich jest to
    najlepsza możliwość doinformowania mieszkańców parafii. Ksiądz proboszcz
    wyświadczył mi tę grzeczność, że przeczytał nasze zaproszenie i info o konkursie
    na mszach niedzielnych w ramach swoich ogłoszeń parafialnych. W przypadku np.
    organizoania Dnia Dziecka robi to samo.
    Co do wpisów do dzienniczków dzieci młodszych, to nie przejdzie, bo to byłoby za
    dużo pracy dla nauczycieli. Ogłoszenie o imprezie zresztą wisi w szkole od
    tygodnia a koleżanka z biblioteki reklamowała już imprezę wśród dzieci
    młodszych. Wczoraj była wywiadówka i rodzice mieli okazję także plakat przeczytać.
    A zakładam, że dzieci nie będzie ponieważ nie ma zgłoszeń. Impreza jest
    reklamowana już od dwóch tygodni i nic, poza tymi dwoma dziewczynkami. Z uwagi
    na warunki lokalowe i konieczność przygotowań rekwizytów zawsze tak robimy, że
    prosimy o wcześniejsze zgłoszenia. Były takie sytuacje, ze zakładaliśmy że
    przyjdzie tyle i tyle dzieci a zamiast 15, przyszło 8 i traciliśmy po prostu
    pieniądze przygotowując np. rekwizyty czy kupując jakieś artykuły potrzebne
    tylko na dane zajęia w za dużej ilości. Nasza placówka nie jest finansowana
    przez Urząd Gminy tylko przez lokalne koło skupiające kobiety pracujące na rzecz
    społeczności, dlatego trzeba bardzo oszczędnie gospodarować pieniędzmi. W tym
    przypadku kasy jest nieco więcej, ale i tak nie chcielibyśmy wydawać jej na coś
    co okaże się niepotrzebne. Dlatego zawsze prosimy o zgłoszenia i nasi rodzice
    się do tego przyzwyczaili. Jeśli teraz z ich strony nie ma odzewu no to wygląda
    na to, że nie interesuje ich przysłanie do świetlicy dzieci.



    Temat: Rodzić po polsku
    Podpisuję sie pod stwierdzeniem mamykaji - DO ZROBIENIA JEST JESZCZE BARDZO
    WIELE!!! Zwłaszcza w podejściu personelu medycznego do rodzącej.
    Mój poród - koszmar przechodziłam rok temu w niedużym powiatowym szpitalu.
    Oczywiście dookoła pełno plakatów akcji "Rodzić po ludzku", niestety w
    praktyce nie stosowano sie do tych zaleceń.
    Poród był wywoływany po upływie 7 dni od terminu porodu (mimo, że dziecko było
    w idealnym stanie, co wskazywało usg i ktg). Usłyszałam, że chyba nie chce
    zabić własnego dziecka, a to może nastąpić w przypadku przenoszenia ciąży.
    Dostałam oksytocynę w kroplówce, po 15 minutach zaczęły sie silne skurcze,
    występujące co 3-4 minuty. Rozwarcie postępowało bardzo ładnie, jednak po 8
    godzinach regularnych skurczów (przy rozwarciu na 4 palce) byłam tak
    wymęczona, że poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe. Zostałam wyśmiana
    (dosłownie), położne i pielęgniarki przychodziły zobaczyć co to za dziwoląg
    nie da rady urodzić dziecka.
    Wszystko to czego dowiedziałam sie w szkole rodzenia nie miało zastosowania,
    miałam inaczej oddychać, nie wolno było chodzić i wybrać sobie pozycji do
    parcia, no i nie było mowy o znieczuleniu. Miałam leżeć na łóżku i czekać. Był
    z mną mąż i mimo, że do porodów rodzinnych przeznaczona była osobna sala to i
    tak, jak sie okazało nie była używana. W boksach obok siebie rodziły trzy
    kobiety i te krzyki dzwięczą mi w uszach do dziś.
    W końcu mąż został wyproszony (bo niby za bardzo wszystko przeżywał), a mi
    kazali przeć. Miałam pełne rozwarcie ale żadnego skurczu partego. Ale mimo to
    lekarz kładł mi sie na brzuch i usiłował wypchnąć dziecko. Trzy razy straciłam
    przytomność...
    Cały czas zwiększano dawkę oksytocyny, ale nie było rezultatów. Wyobrażcie
    sobie lekarza z położną, którzy stojąc pół metra ode mnie mówią głośno "Ona
    nam sie zaraz wykończy, jak ta oksytocyna zadziała, tyle już dostała
    zastrzyków, że koń by urodził, a ona nic. A to dziecko to jakoś krzywo jest
    ułożone..."
    Szok, byłam przerażona, a dodatkowo cały czas miałam silne bóle.
    Mój mąż zadzwonił do moich rodziców, przyjechali i czekali pod porodówką i
    zobaczył ich lekarz (nota bene oni sie dosyć dobrze znają, ale jak ja rodziłam
    to miałam już nazwisko po mężu). I lekarz zaczął żartować z położną "A co to
    cała rodzina J. tu robi?" Resztką sił odpowiedziałam, że to moi rodzice. i
    wiecie co - lekarz zrobił sie tak czerwony, szybko wybiegł z sali i za 5 minut
    zjawiła sie pani anestezjolog a za 15 minut już miałam cesarkę!!! (po 12
    godzinach bardzo silnych skurczy!)
    Do dziś mam koszmary dotyczące porodu i mam nadzieję, że przy drugim od razu
    zrobią mi cesarkę!!!!!!!!!!!!!



    Temat: Warszawa. Demonstracja antygiertychowska
    Dyskusja o szkole może trwac latami, to temat-rzeka. Jeśli miałabym wymienić
    swój ideał - to byłaby szkoła fińska. O ile się nie mylę, Finowie mają najlepsze
    wyniki pod tym względem, a przecież nie skupiają się na wychowaniu patriotycznym?...
    Uważam, że WF jest bardzo ważny - nie tylko dla rekrutów. Nie wiem, czy zdajesz
    sobie sprawę, że w Polsce w tej chwili gigantyczny procent dzieci ma
    zaawansowaną krzywicę i inne poważne schorzenia kręgosłupa. Nie grają już na
    podwórku w piłkę, bo po pierwsze - nie wolno, po drugie - siedzą i grają przez
    komputerami. Dlatego nie chcę tracić tej trzeciej godziny gimnastyki!! Tym
    bardziej na coś tak fikcyjnego, jak wychowanie patriotyczne. Naprawdę wierzysz w
    to, że taki przedmiot nauczy kogokolwiek patriotyzmu?? Już teraz w programie
    historii przeważa historia Polski, z tym nie dyskutuję - w porządku. Nie można
    zatem po prostu zmienić programu historii czy wychowania obywatelskiego? Wiesz,
    ile to będzie kosztowało, o ile uda się wprowadzić wychowanie patriotyczne do
    programu? Nie ma na to kasy! Szkoły nie mają pieniędzy na nauczycieli
    angielskiego, ale będą musiały wysupłać na wychowanie patriotyczne. Tak, uważam
    to za bzdurę. Podobnie bzdurą było dla mnie zabranie szkołom pieniędzy, które
    zarabiały na zajęciach popołudniowych, wynajmowaniu sal gimnastycznych etc.
    Wszystko teraz muszą oddawać do wspólnego, miejskiego wora, a zadecydował o tym
    magistrat za czasów Kaczyńskiego. Fantastyczny przykład wspierania
    przedsiębiorczości. Szkoły są niedoinwestowane od wielu już lat, ale rozmawiałam
    z wieloma nauczycielami - mam dzieci w podstawówce i w gimnazjum - wszyscy mówią
    jedno: tak dramatycznie, jak teraz jeszcze nie było. Te środki obcina się po
    cichu, to nie jest news na pierwsze strony gazet. Hasło wyborcze, że
    najważniejsza jest edukacja ślicznie wygląda na plakatach - i tam zostaje. Nijak
    się ma do rzeczywistości. Wiesz, że rodzice sami składają się na kupno środków
    czystości i papieru toaletowego? Pieniądze są wyłącznie na pensje dla
    nauczycieli, a i to nie zawsze docierają na czas!
    Szacunek dla nauczyciela - owszem, jak najbardziej, zgadzam się, trzeba to
    poprawić - ale czy na pewno przywróceniem kar cielesnych, o czym się mówi?

    Powiem Ci, co zarzucam Giertychowi - on wcale nie jest dobrym gospodarzem. To
    cyniczny gracz polityczny, któremu chodzi tylko o to, żeby przetrwać na
    świeczniku i w tym celu zrobi wszystko. Wykonuje tysiące pozornych ruchów,
    byleby o nim pisali, pasują mu pewnie i te demonstracje, bo jest o nim głośno.
    Szkoły traktuje, jak narzędzie ideologiczne, chce na siłę narzucić swoje
    poronione pomysły i nie interesuje go, czy tego chcą rodzice, dzieci i nauczyciele!



    Temat: Plaza w miescie ???
    Gość portalu: Marco Polo napisał(a):

    > Wiem, ze sie ostatnio bardzo uaktywnilem, ale skonczylem wlasnie kilka
    > projektow w pracy i mam troche luzow... A wiec:
    > Od czasu do czasu powraca temat uregulowania Wisly. Chodzi o to by lewy,
    > dziki brzeg dostosowac do prawego, bo to miejskie i porzadne. Kiedys nie
    > mialem specjalnie zdania na ten temat, potem spodobala mi sie ta dzikosc i
    > polubilem ten poszarpany, zielono-piaszczysty brzeg. Wydalo mi sie, ze to
    > wlasnie ten kontrast z miastem po drugiej stronie, miastem coraz bardziej
    > solidnym, wyzszym, tezszym, stanowi o jego sile. Tu piach i szuwary, tam
    > wiezowce. Slowem unikat. I tu nagle nowy aspekt: w zeszlym tygodniu bylem w
    > Paryzu. Patrze a tu wszedzie plakaty: odwiedz "PARIS PLAGE" (Plaze Paryza).
    > Poszedlem wiec nad Sekwane w samym centrum i patrze a tu nawieziono tony
    > piachu na wybetonowane nadbrzeza, i setki paryzan za 5 EUR wynajmuja lezaki,
    > 3m kwardatowe i udaja ze sa prawie nad morzem. Wokol palmy w donicach. A wiec
    > zatoczono kolo. To tym bardziej utwierdzilo mnie w przekonaniu, ze powinnismy
    > chronic nasz lewy PRAWDZIWIE dziki brzeg. Trzeba go troche ucywilizowac,
    > wyczyscic no i czekac na czysta Wisle, ale mamy szanse na cos naprawde
    > super.
    Marc Polo ma absolutnie racje. Jakis czas temu pytalem sie Was o stan prawny
    Stadionu Dziesieciolecia, gdyz skoro bedzie Lazienkowska, to po co ten moloch z
    czasow, gdy wymigiwalem sie z obowiazkowych socjalistycznych spedow
    szkolnych... Ten teren a nie Zoo (choc propozycja Pawla poetycka i piekna)
    moglby stworzyc piekna alternatywe dla Pragi; cos miedzy Saska Kepa a
    przyszlymi okolicami Biblioteki UW...Dlatego pytam: czy ktos mnie, emigrantowi
    moglby wyjasnic jak sie sprawy maja?

    Pozdr., Robert




    Temat: Stanisław Kmak
    Stanisław Kmak
    Mam pytanie wiecie może czy Stasiu Kmak wygrał wybory i dostał się do władz
    samorządowych?
    Pytam, ponieważ bardzo mnie interesuje kariera polityczne tego Pana. Miałem
    tą przyjemność (a raczej nieprzyjemność) być uczonym przez niego w Technikum
    w ZSZ nr 1 w Jaśle.
    Różnie można oceniać byłych nauczycieli. Można wyklinać ich za zachowanie
    wobec nas, za gnębienie itp. Ja jak każdy też mógłbym wskazać kilku
    nauczycieli którzy mi podpadli. Cóż tak już jest. Ale mimo że mi podpadli,
    nauczyli mnie czegoś i może w jakimś małym stopniu dzięki nim później nie
    miałem problemów na studiach, które skończyłem bez problemu.
    Ale jest taki jeden który nie nauczył nic, chyba poza tym jak można być
    niekompetentnym. Dlatego też chyba do końca życia nie zapomnę mojej przygody
    z Panem Kmakiem.
    Zacznijmy od tego że Stasiu rozpoczął nauczanie nas w 5 klasie. Przez
    pierwsze 3 lekcje przedstawiał nam się i informował że będzie nas uczył, a
    następnie próbował poznać nas po nazwiskach. I tak przez 3 lekcje. Niezłe
    deja vu, nie? Na 4 lekcji wyrwał się z tego letargu i przeszedł do ataku. Pan
    Kmak wpadł na genialny pomysł. Mieliśmy miesiąc żeby nauczyć się na pamięć
    norm energetycznych - grubych monitów pisanych językiem ustawowym. Norm
    takich na pamięć nie znają nawet doświadczeni inżynierowie, a nawet pan
    nauczyciel technik Stanisław Kmak (tak tak, ten pan nie miał i chyba dalej
    nie ma wykształcenia wyższego). No i zaczęły się sypać jedynki. Kto nie znał
    odpowiedzi na pytanie z normy - pała! Na szczęście dla niektórych
    (mieszkańców Jasła) można było te negatywne oceny poprawić. Wystarczyło tylko
    pomóc panu Stasiowi np. roznosić plakaty wyborcze. Czasem pomagało
    naściemniać że się pozrywa plakaty konkurentów. Tak, pan Kmak juz wtedy miał
    aspiracje polityczne i gdzieś tam kandydował (czy to była rada gminy,
    powiatu, czy coś innego nie wiem bo mnie to nie interesowało).
    Niestety większość uczniów naszej klasy była spoza Jasło więc nie za bardzo
    mogła odrobić swoje negatywne oceny pracą w "sztabie wyborczym" pana Kmaka.
    Dlatego też ok. 40% uczniów było na semestr zagrożone oceną niedostateczną (w
    5 kasie!!). Pan Stasiu oczywiście krzyczał do nas że on dobrze wie kto jest
    kim w naszej klasie i kto co umie. Ale już na spotkaniu z rodzicami
    stwierdził że w sumie to on nas uczy dopiero kilka miesięcy, za bardzo
    jeszcze nie kojarzy po nazwiskach i nie wie kto co umie.
    Niezła paranoja, nie?
    Ostatecznie jakoś udało się przejść męki z tym Panem. Na koniec roku udało mi
    się uzyskać "słabą" tróję (w 2 poprzednich latach z tego przedmiotu miałem
    odpowiednio 4 i 5) i skończyć szkołę z średnią powyżej 4,3.
    Pan Kmak nie nauczył mnie zupełnie niczego. Pokazał tylko jakim był durniem i
    niekompetentnym bałwanem. A posadę w szkole zawdzięczał tyko dobrej
    znajomości z ówczesnym dyrektorem szkoły. W innych okolicznościach to sądząc
    po ogólnej aferze która wtedy rozpętała się w szkole pewnie by go zwolniono.
    Po skończeniu szkoły prawie o nim nie słyszałem, za wyjątkiem jakiegoś
    wycinku prasowego opisującego bodajże jego wyrzucenie z PO za namawianie
    uczniów na lekcji do przystąpienia do partii. Uśmiałem się z tego setnie, bo
    niech mnie ale mimo że On w kilku akapitach zaprzeczał, ja jestem pewien że
    to prawda.
    No i ostatnio jak byłem w Jaśle widzę pana Stasia na plakatach jako
    kandydata. O zgrozo ... znowu się pcha do koryta.
    Jeśli tacy ludzie mają rządzić w naszym kraju to ja się poważnie zastanawiam
    nad wyjazdem. Najlepiej na Białoruś. Poproszę tam o azyl Łukasznke. On mimo
    wszystko wydaje mi się bardzie kompetentny niż Stasiu Kmak ...

    Pozdrawiam
    Tommi

    PS. Pozdro dla xwaldiego za udostępnienie :)




    Temat: Dlaczego Podlasie jest tak mocno nacjonalistyczne?
    Dlaczego Podlasie jest tak mocno nacjonalistyczne?
    Zegarmistrz z Sokółki upodobnił się do Adolfa Hitlera
    - Zostałem neofaszytą, bo sąd ograniczył mi prawa rodzicielskie - mówi
    Zdzisław Kozłowski

    Na cześć fuhrera Zdzisław Kozłowski zahodował wąsik i czesze się na boczek
    Fot : Bogusław F. Skok

    powiększ zdjęcie

    Policja wszczęła dochodzenie w sprawie propagowania przez Zdzisława
    Kozłowskiego z Sokółki ustroju państwa faszystowskiego. Sam zainteresowany, z
    zawodu zegarmistrz, otwarcie przyznaje się do swoich poglądów. - Jestem
    nazistą. Zostałem nim dlatego, że sąd odebrał mi syna. Żyd rządzi i Żyd
    sadzi - mówi Zdzisław Kozłowski i wręcza nam płytę z przemową, zachęcającą do
    eksterminacji Żydów.

    Czternastoletni Piotrek od półtora roku przebywa w Pogotowiu Opiekuńczym.
    Trafił tu na wniosek sokólskiego sądu, który ograniczył rodzicom prawa
    rodzicielskie. - Nie będą się wypowiadał na temat wyroku - stwierdza
    stanowczo Krzysztof Kruk, prezes Sądu Rejonowego w Sokółce. Dodaje tylko, że
    na jego brzmienie nie miały wpływu poglądy ideologiczne ojca Piotrka. - Sąd
    jest apolityczny, bezpartyjny. Nas ideologia nie interesuje - mówi.

    Zakaz chodzenia do szkoły
    Sprawa trafiła do sądu rodzinnego na wniosek szkoły, do której uczęszczał
    chłopiec. - Nagle przestał przychodzić na lekcje. Pojawiał się na obiedzie w
    szkole, który dostawał za darmo z pomocy społecznej, a potem znikał.
    Wysyłaliśmy listy do rodziców, żeby przypomnieć o obowiązku szkolnym. Bez
    efektu. W końcu powiadomiliśmy sąd - mówi Zbigniew Laszuk, dyrektor Szkoły
    Podstawowej nr 1.
    Syna do szkoły nie puszczał ojciec. - Koledzy na zajęciach wychowania
    fizycznego pobili mu okulary. Zażądałem, by szkoła oddała mi pieniądze - 80
    złotych. Nie oddali. To nie puściłem syna - tłumaczy Zdzisław K.
    Szkoła nie ma wykupionego ubezpieczenia od pobitych okularów, więc nie oddała
    pieniędzy. - Mogła się klasa złożyć po złotówce. Nie chciała. Teraz żądam od
    szkoły 6 miliardów - mówi ojciec.

    Angielski dla motłochu
    Wcześniej Piotrek uczył się w SP nr 2. Od I do III klasy. - Ojciec go zabrał,
    bo w naszej szkole uczymy języka angielskiego. Przyszedł i powiedział, że
    to "język wrogów". I zabrał chłopaka do "jedynki", bo tam jest niemiecki -
    wspomina Krzysztof Szczebiot, dyrektor SP nr 2.
    - Angielski to język motłochu. A niemiecki panów świata - potwierdza ojciec
    Piotrka.
    Jednak jego pozostali synowie (trzech chłopców) chodzą właśnie do
    owej "dwójki" z angielskim. - Do tamtej szkoły nie puszczę, bo mi znów
    dziecko zabiorą - tłumaczy sokólczanin, który upodobnił się Hitlera.
    Na cześć fuhrera zahodował wąsik i czesze się na boczek. Wokół domu pełno
    symboli faszystowskich, nawet breloczek od kluczy ma ze swastyką. Neofaszysta
    z Sokółki wydaje na własny koszt płyty i plakaty, zachęcające do wymordowania
    Żydów.
    Ludzie w mieście nie widzą nic oburzającego w zachowaniu Zdzisław Kozłowski. -
    Zegarmistrz z niego dobry. Człowiek spokojny. A poglądy? Mnie nic do tego -
    stwierdza młoda kobieta.
    Starszy pan: - Świetny fachowiec. Trochę dziwak. Ale za to nie pije.

    Zdominowany przez ojca
    Marek Iwanowicz, kierownik białostockiego Pogotowia Opiekuńczego, chwali
    chłopca. - Piotruś bardzo się zmienił przez półtora roku pobytu u nas. Wszedł
    w grupę rówieśniczą, zaczął się bawić, zainteresował się zwierzętami.
    Otworzył się. Jak do nas przyjechał, był bardzo zdominowany przez ojca.
    Trzymał się na uboczu.
    Teraz Piotrek trafi do domu dziecka. - Zostałem nazistą, jak mi Piotrka
    zabrali. Muszę o niego walczyć. Żyd nikogo się nie boi. Popieram Hitlera, bo
    ich wymordował. Żeby Polska była Polską nie ma prawa być ani jednego Żyda.
    Spalić w Auschwitz-Birkenau - krzyczy.
    Policja prowadzi dochodzenie w związku z zawiadomieniem, które złożyła na
    zegarmistrza dziennikarka " Polsatu". Na razie funkcjonariusze nie
    przesłuchali Zdzisława K. Zarekwirowali mu mundur Wermachtu. Płyty z
    przemową "Mein Kamf" zostawili.
    Za propagowanie treści nazistowskich grozi w Polsce do dwóch lat więzienia.

    Barbara Likowska-Matys
    21. Września 2003 20:46

    - To już kolejny przypadek na Podlasiu działania nacjonalistycznej
    ekstremy ..zaczyna mnie to bardz niepokoić...dlaczego jesteście tacy?




    Temat: mjut
    25.12.2005.-12:59
    25.12.2005.-12:59

    Święta trwają. Możemy nareszcie odpocząć trochę,choć nie do końca. Dwie godziny
    z wczorajszego wieczoru ja i Sam poświęciliśmy na rozklejanie bąbelkowych
    plakatów na koncert w Sabacie. Wiszą już i chyba ładnie się prezentują. Choć
    pogoda nie sprzyja temu,by długo wisiały.
    Jutro wracamy do gry. Pozostaną nam dwa dni,by sobie wszystko przegrać po kilka
    razy jeszcze. Mam nadzieję,że to wystarczy. Mimo zmęczenia bardzo się cieszę,że
    gramy ten pełnowymiarowy koncert teraz. I zapraszam wszystkich na niego.
    W jednym z dni mijającego tygodnia, chyba w środę poszliśmy do szkoły muzycznej
    na koncert kolęd. Dla mnie to była naprawdę wyjątkowa wizyta,bo spędziłem tam
    pięć lat,grając na skrzypcach i od momentu, w którym sześć i pół roku temu
    opuściłem szkołę, nie pojawiłem się tam ani razu. Okazało się,że w środku nie
    zmieniło właściwie nic. Naprawdę. Od początku: te same drzwi,miejsce do
    stawiania rowerów, ten sam zapach, poręcze,wykładzina na schodach, gablota na
    ogłoszenia,dźwięk akordeonu, te same obrazy, wieszaki,szatnia z drzwiami jak w
    łesternach. Te same odgłosy, ten sam pan woźny,ale tak naprawdę od wszystkiego,
    ta sama pani,która nigdy nie wiedziałem od czego jest,ale zawsze tam była,od
    rana do wieczora. Ta sama pani dytrektor,krzesełka w salce
    koncertowej,nauczyciele, słowo wstępu z ust pani dyrektor też jakby zupełnie
    niezmienione. Wszystko takie same,tylko jakby trochę mniejsze...
    Pamiętam te koncerty świąteczne i nie tylko świąteczne. Taka wielka trema im
    towarzyszyła. Stres i ostatnie przegrywanie trudnych miejsc w salce obok sali
    koncerowej. Tam zawsze był hałas,bo każdy chciał sobie jeszcze coś przypomnieć.
    Nowe białe adidasy do garnituru ,a u dziewczyn białe rajstopy, smarowanie
    smyczka kalafonią i tylko jedno pragnienie, a zarazem największy powód do obaw:
    nie pomylić się, nie zatrzymać, by nie musieć zaczynac od początku.Mój
    nauczyciel,pan Zbyszek zawsze potrafił uspokoić mnie, gdy zaznaczałem na gryfie
    skrzypiec małą kreseczkę,by trafić w trudny dźwięk. I obawa przed ukłonem,
    która w końcu pokonałem do tego stopnia,że kłaniałem się najodważniej ze
    wszystkich w szkole,czyli najgłębiej
    Widziałem to samo napięcie u tych dzieci,które grały.Napięcie na którym kończy
    się w tamtej chwili wszystko. Dumę rodziców, zachwyt babć i dziadków. Aparaty w
    rękach. Wszystko tak samo. Wśród wykonawców była Kaja,córka pana Piotra i
    ładnie zagrała.
    Dziwne to wszystko. Dziwnie mi się tam siedziało i słuchało. Zamyślałem się
    ciągle. To fajne,że cały czas mogę zajmować się muzyką.
    W piątek zagraliśmy koncert w Cymesie. Mało tam miejsca w środku jest,ale jakoś
    się pomieściliśmy. W wielu kwestiach nie było nam łatwo porozumieć się z
    właścicielami,ale z tym się już oswoiliśmy w przeszłości.
    Cieszę się,że w przeddzień wigilii znalazły się osoby,które zechciały nas
    posłuchać w tym wyjątkowym repertuarze. Rozpaliliśmy świeczki, zgarsiliśmy
    światła i przytulnie się zrobiło. Zagraliśmy kolędy po naszemu, a potem już
    inne piosenki, na które czkałem, bo kolęd się naśpiewałem przez miniony tydzień
    aż za dużo. Był Wonderful Life, Kraków, Dni których nie znamy i jeszcze trzy
    nasze piosenki. Wonderful z takim wstępem, że zapomniałem na chwilę gdzie
    jestem. Fajnie było. Od dawna już chciałem zagrać taki akustyczny koncert.I to
    była taka namiastka. Dziękuję wszystkim,którzy przyszli. Teraz pora na powrót
    do grania elektrycznego.
    Spokojnych świąt.
    pat



    Temat: Śmierć inkwizytora
    Testament Tadeusza
    Pamiętam jak wielkie wrażenie wywarł na mnie Amadeusz Milosa Formana, gdym go
    widział, świeżo upieczonym będąc licealistą. Reżyser manipulował emocjami widzów
    aż miło i krew nam podgrzewał do wrzenia, a taneczne rytmy Mozarta uwodziły
    zmysły do reszty. Gdym rzecz odkurzył po latach, czar prysł. Okazało się, że
    niewidzialny wcześniej brak psychologicznego pogłębienia postaci oraz refleksji
    na temat dziejów i natury ludzkiej, to bariera nie do przeskoczenia. Film nie
    angażuje bowiem widza subtelną grą, wysmakowaną symboliką, czy intelektualnym
    wyrafinowaniem, lecz wyłącznie prostą afirmacją życia. Jeśli zatem widz odgrodzi
    się murem wiedzy, obrazów, czy takich tam, wcale nie uczonych rozmyślań,
    podzieli mój los i przejdzie niewzruszony śmiechem geniusza. I dlatego nie lubię
    filmów Formana - chcą mnie one złapać w sposób zbyt oczywisty na dość w gruncie
    rzeczy zużyty lep, nie stawiają mi dużych wymagań, ot, po chłopięcu ściskają za
    gardło i sugerują wspólnotę tęsknot. Tymczasem prawdziwy dramat - wyobcowanie,
    niemożność nawiązania relacji z otoczeniem, trwałe zamknięcie w sobie - znika z
    pola widzenia. Może jest niefotogeniczny. Chyba nie, bo Milos próbował dotykać
    sedna jeszcze w Czechosłowacji. Jego Czarny Piotruś wygrywa z Amadeuszem, bo
    jest uczciwy - zamiast banału, prostej rady, czy ledwie zachwytu - obnaża
    bolesne niedomówienie i gorycz codziennego lęku. W tę stronę starał się reżyser
    powrócić kręcąc film o Larrym Flynt'cie, pamiętany w Polsce już chyba tylko ze
    względu na aferę wokół plakatu, odwołującego się do pozy ukrzyżowanego Jezusa.
    Dzieło przyjęto chłodno, po pierwszych festiwalowych pokazach zostało
    przemontowane, ale poczucie pustki nie zniknęło. Forman znów bada zakres
    wolności jednostki wkomponowanej w układy społeczne - tym razem eksponując
    aspekt dotyczący nie sztuki, a obyczajowości. I znów odwołuje się do emocji,
    serwując przy tym mało ciekawą prawniczą paplaninę, rezygnując za to z osobistej
    refleksji oraz psychologii. Trudno się dziwić awanturze o plakat, zastępujacej
    awanturę o film. Czy w najnowszym obrazie Milos Forman uchyla wreszcie maski i
    mówi szczerze, czy serwuje kolejny mdławy cukiereczek do kolekcji kinomana, tego
    nie wiem. Wiem za to, że pan Tadeusz Sobolewski jedzie po bandzie na opinii
    świetnego krytyka i odrabia swoją pańszczyznę. Przykre, bo w istocie czytywało
    się go nieraz z wypiekami na twarzy, a to dla przenikliwości jego przemyśleń, a
    to z uwagi na odwagę recenzenta. Mam nadzieję się mylić, ale wyczuwam w
    prezentowanej ostatnio - wielce poprawnej postawie pana S. - pewien fałsz,
    jakieś autoograniczenie (autocenzurę?), może po prostu zmęczenie? Dlaczego
    poprzestaje Pan, Panie Tadeuszu na "testamencie Formana" - dobre to do szkolnego
    wypracowania, nie do tekstu wybitnego krytyka, który nie musi chyba niczego
    nikomu udowadniać. Czytałem już kiedyś jedno pańskie wypracowanie - z okazji
    wielce uroczystej premiery Pana Tadeusza Andrzeja Wajdy. Wówczas też pisał Pan o
    "testamencie Wajdy". Pora spalić bryki albo umierać... Maciej Kubasik




    Temat: Zawiadomienie do prokuratury
    Nie, szkoła nie skierowała sprawy do Sądu.

    Może Ci wyjaśnię, w listopadzie, jak doszło do rozmów z dyrektorem szkoły,
    w związku z uwagami jakie mieliśmy pod adresem wychowawczyni, dowiedzieliśmy
    się, że była wychowawczyni naszego dziecka z podstawówki i była nauczycielka
    polskiego przyszły na skargę, jakoby nasza córka rozwieszała po mieście
    obraźliwe plakaty na temat ich córek.
    Byliśmy z mężem w ciężkim szoku, pomijam już dziwny fakt, że akurat w ten dzień
    przyszły byłe panie nauczycielkize sprawą , która jak czas pokazał dotyczyła
    wakacji 2004 , dla mnie niezrozumiałą wówczas rzeczą było, jak mogły to zrobić.
    Dlaczego nie skontaktowały się ze mną, gdzie często przecież jestem w szkole
    podstawowej, mieszkam blisko szkoły, moje dwie córki chodzą do tej szkoły,
    wydawało mi się, że miałam dobry kontakt z nauczycielami, na koniec szóstej
    klasy moja córka miała z wychowawczyni przedmiotu 5 a z zachowania wzorowy.
    Dopiero po paru dniach zaczęłam wszystko zbierać w całość, my nie zgadzamy się
    na takie postępowania wychowawczyni, a więc trzeba uderzyć w dziecko, przecież
    to najprościej. Każdy uczeń ma coś na sumieniu , a jak nie ma to mu się dorobi.
    Oczywiście , że rozmawialiśmy z córką i nie tylko z nią , również z jej
    koleżankami czy naprawdę to zrobiła. Oczywiście, że nie nie wywieszała żadnych
    plakatów po mieście.
    Dlatego też, ponieważ ugodziło to nas strasznie, a poza tym uważałam, że takie
    zachowanie byłych nauczycielek jest nieetyczne, niemoralne i jak by tu nie
    patrzeć byłą wychowawczynię moja córka bardzo lubiła, przychodziły jeszcze z
    gimnazjum z koleżankami do niej, a tu taki nóż w plecy.
    Wnieśliśmy sprawę do Sądu za pomówienie przeciwko tym dwóm nauczycielkom, te z
    kolei wniosły doniesienie na policję przeciwko mojej córce i jej dwóm
    koleżankom o rozwieszanie obraźliwych ulotek po mieście. Sprawę przeciwko
    nauczycielkom Sąd umorzył, ponieważ jak wniosły doniesienie na policję to już
    nie zachodziło pomówienie.
    Natomiast Sąd rodzinny, pomimo braku dowodów, bez świadków, którzy by
    widzieli , na podstawie świadków którzy domniemywali tylko, że mogły to być te
    trzy dziewczyny , uznał winę naszej córki i jej koleżanek. Koleżankom przyznał
    kuratelę rodziców, a naszej córce, która miała bardzo dobrą opinię psychologa,
    bardzo dobrą opinię środowiskową, nie była nigdy karana, kuratora sądowego.
    Nie wolno mi tutaj wyrażać się na temat naszych "niezawisłych sądów" -
    bandziory wypuszczane są na wolność , bo nie ma dowodów, w tym przypadku na
    podstawie domniemań zostały uznane za winne trzy dziewczyny, które tego nie
    popełniły i na wstępie pomimo braku przejawów demoralizacji nasza córka miała
    otrzymać kuratora. Dlatego też wszyscy się odwołaliśmy od tego postanowienia
    Sądu i została wniesiona apelacja , na którą czekamy.




    Temat: Spotkanie PiS z mieszkańcami Targówka
    Z Targówkiem jako dzielnicą nie mam nic wspólnego od kilku ładnych lat.
    Zaglądam jednak czasami na to forum, ponieważ moja babcia po wysiedleniu z
    Zacisza (budowa trasy radzymińskiej) została wepchana do bloku na Bródnie
    (ładna mi rekompensata za dom z ogrodem). Jednak nie o tym chciałem napisać,
    tylko o działalności partii mieniącej się skrótem PiS (czyli de facto: Populizm
    i Socjalizm)w tej dzielnicy i w całej Warszawie.
    Ja wiem, że w tej dzielnicy mieszka wiele dwot i wielu dewotów (moją babcię na
    siłę chciano zapisać do Koła Miłośników Radia Ma(jącego)Ryja) w parafii przy
    św. Wincentego (ale się nie dała). Ja wiem, że Gimnazjum nr 145 (dawniej 5)
    przy Krasiczyńskiej rządzone jest z nadania PiS przez panią Nawrocką, która
    przed laty zorganizowała niby-konkurs na patrona szkoły, z góry zakładając, że
    będzie nim Jan Paweł II, chociaż młodzież wybrała inaczej. To wszystko prawda.
    Tylko czemu PiS chce dyskutować akurat o patriotycznym wychowaniu? Slogany
    brzmią pięknie, ale z nich nic nie wynika. Na podstawie mojej pracy w tej
    placówce przed zaledwie kilku laty wyciągnąłem pewne wnioski: uciekać jak
    najdalej się da. Nie tylko dlatego, że płacą grosze (można mieć laureatów
    konkursów i nie dostanie się nagrody w przeciwieństwie do nic nie robiących
    nauczycieli z PiS, którzy umieli się przypodobać dyrektorce i jej poplecznikom
    z tej partii) ale i dlatego, że poziom indoktrynacji w tej szkole jest
    zdumiewający. Moi drodzy: wszędzie wiszą portrety JPII, pamiętam jak papież
    ogłosił dzień postu, a dyrektorka zabroniła przynoszenia do szkoły kanapek z
    szynką i tego typu akcje. Ta szkoła dawno przestała być szkołą publiczną - jest
    bardziej indoktrynująca niż szkoły wyznaniowe (wicedyrektorką jest katechetka,
    a katechetą - radny PiS). Na domiar złego premiuje się przeciętność, bierność i
    wierność ideologii. Codziennością były plakaty w latach 1999-2001 (nie wiem jak
    teraz) plakaty: "Piątek dniem o chlebie i wodzie" (ktoś z uczniów dopisał
    kreskę i wyszło "o chlebie i wódzie"). Nikt tymczasem nie zwraca uwagi na
    patologię tamtejszego środowiska. Ja wiem, że niewiele można oczekiwać od
    potomków chłoporobotników pracujących w ramach awasu społecznego w takich
    placówkach uspołecznionych jak FSO, PGR Bródno, czy PGR Lewandów. Jednak trzeba
    być totalnym ignorantem, żeby krzewić "szczytne" ideologie wśród tych ludzi i
    ich dzieci. Owszem, z 9-ciu klas na danym poziomie dwie składały się z
    normalnych uczniów: inteligentnych, wrażliwych, zdolnych, którzy po skończeniu
    gimnazjum poszli do dobrych liceów, a potem na studia. Ale jest to ułamek.
    Reszta to byli uczniowie, którzy nie bardzo wiedzieli po co w ogóle do szkoły
    przychodzą. Z litości nie będę się rozpisywać nad 16-latkami, którzy nie umieli
    czytać po polsku (ja miałem ich nauczyć języka obcego) oraz pretensji dyrekcji,
    że mają słabe oceny... No cóż z perspektywy czasu patrząc mogę śmiało
    powiedzieć: dzięki schlebianiu ciemnocie PiS ma teraz w dzielnicy Targówek
    jakieś tam poparcie. Tylko niech na zbyt wiele nie liczy: niewielu zdolnych,
    prężnych, młodych ludzi, których miałem przyjemność uczyć dzwoni teraz do mnie
    z udziału w demonstracjach antyrządowych. Ich marzeniem jest zmiana dzielnicy,
    w której są wyalienowani i niezrozumiani, bo myślą, bo są krytyczni wobec
    zastanej rzeczywistości, bo mają aspiracje. Na to wszystko zapracował m.in.
    PiS. Trzeba mieć odwagę i czelność, by zabiegać o dalszy mandat zaufania w tym
    miejscu.




    Temat: Zobaczymy ich! - czyli o proroku Tadzie
    o "Nowym Człowieku"
    Dyskusje takie jak ta, bywają niezwykle pozyteczne, pokazują bowiem doskonale
    schematy myślenia ludzi "tolerancyjnych". W przestrzeni medialnej w
    czasie "walki o tolerancję" dokonuje się daleko idącego zafałszowania
    rzeczywistości. Niedawno na ulicach straszyły plakaty "przeciw przemocy w
    rodzinie", przedstawiające posiniaczoną kobietę, za kilkaście dni zaś pokażą
    się plakaty pokazujące szczęśliwych homoseksulaistów. Tak więc - jeśli pokazuje
    się rodzinę normalną, to przedstawia się ją jako siedlisko patologii, kiedy zaś
    pokazuje się pary homoseksualne to przedstawia się je jako wzory cnót
    wszelakich. Właściwie homoseksualiści jawią się tu jak postacie wycięte z
    książek dla dobrze wychowanych panieniek sprzed kilkudziesięciu lat, jako
    osobniki o niczym nie marzące bardziej, niż o romantycznej miłości i życiu
    rodzinnym. Rodzina tradycyjna w tym przekazie składa się z ojca pasożyta-
    degenerata wykorzystującego zonę, a często bijącego i ją i dzieci dzieci,
    rodzina taka to więzienie tłumiące aspiracje kobiety, gniazdo obłudy, grób
    miłości itd, itp. Tymczasem związki "homo" to oaza rodzinnego szczęścia. I
    nikomu taka propaganda zdaje się nie przeszkadzać, bo przecież "rzeczywiście są
    złe rodziny normalne i są też trwałe związki homoseksulne" .

    Wyznawcy postępu głoszą, że walczą ze stereotypami, tymczasem, jesli się temu
    przyjrzeć bliżej dążą - jak to zwykle lewica - do stworzenia standardowego
    (stereotypowego) NOWEGO CZŁOWIEKA, tym razem w postaci "człowieka
    tolerancyjnego". To ciekawe, bo z drugiej strony wydają się głosić
    teorię "prywatnej moralności", zgodnie z którą na poziomie indywidualnym każdy
    sam tworzy sobie kodeks moralny, a na poziomie społecznym stosunki
    międzyludzkie reguluje prawo. Otóż, "homofobia", czy wogóle "nietolerancja" NIE
    jest łamaniem prawa. Jakim więc prawem zwalcza się ją przy pomocy (na razie
    tylko) "akcji społecznych"? Dlaczego feministki krzyczące na codzień, by "nie
    wartościować" zdają się uważać, że "homofobia" jest czymś GORSZYM niż jej brak?
    Dlaczego feministki, które tak często twierdzą, że natura niewiele znaczy
    głoszą, że "homoseksualizm jest NATURALNY"? Dlaczego feministki twierdzące, że
    to MY ustalamy normy, chcą narzucać swoje normy innym, twierdząc,
    że "homofobia" jest czymś "niemoralnym", czy wręcz "nienormalnym"?

    PS
    Dla Barbinator ta akcja plakatowa, to to samo, co "religia w szkole". Nie
    potrafię zgłębić sposobu myślenia, który pozwala utożsamiać te dwie sprawy.
    Według mnie więcej tu różnic, niż podobieństw i wdzięczny będę Barbinator,
    jeśli przedstawi mi w sposób badziej szczegółowy dlaczego te dwie sprawy wydają
    się jej tożsame.

    "



    Temat: Przeprowadzka uczniów i nauczycieli
    Wspaniałe i wyrozumiałe grono pedagogiczne, bardzo dobrze wyposażone pracownie,
    bezpłatna akademia CISCO, prace dyplomowe, łączony egzamin maturalny dający
    pewność dostania się na wybrany kierunek Politechniki Łódzkiej, pracownie
    komputerowe z dostępem do internetu, z których będziesz bez przeszkód korzystać
    również po lekcjach - to i jeszcze więcej znajdziesz jedynie w Zespole Szkół
    Łączności im. Sylwestra Kaliskiego, pod patronatem Telekomunikacji Polskiej.
    Gwarantujemy Ci perfekcyjne przygotowanie do pracy w zawodzie teleinformatyka.

    Takimi propagandowymi hasłami zaślepiono mi oczy trzy lata temu, kiedy
    wybierałam szkołę średnią. Na swoje nieszczęście wybrałam technikum łączności.
    Uważałam, że to idealny wybór. Mnóstwo informatyki przez 4 lata, nareszcie będę
    mogła rozwinąć swoje zainteresowania - myślałam. Wtedy nie wiedziałam jeszcze
    jak bardzo się mylę. Owszem dopuszczałam możliwość, że niektóre zalety szkoły o
    których tak trąbiło się na targach edukacyjnych mogą być troszkę podbarwione,
    ale niespodziewałam się, aż tak wielkiego zakłamania. Prac dyplomowych nie
    będzie - dowiedziałam się na początku tego roku - zamiast tego będzie egzamin
    zawodowy składający się z dwóch części. Z każdego trzeba otrzymać min. 75%
    punktów, by otrzymać tytuł technika. Akademia CISCO owszem jest, ale za 3 tys.
    zł. Pracownie komputerowe? Owszem, czasami się je widywało (na 2 lekcjach
    technologii informacyjnej w I klasie). Możliwość korzystania z internetu po
    lekcjach?? Owszem, oczywiście w domu, lub w kawiarenkach internetowych. A co z
    tym mnóstwem informatyki?? Jeśli układy wzmacniaczy impulsowych, tranzystory,
    transformatory, liczne przyrządy pomiarowe, diody, czy teorie Ohma i Kirchoffa
    (jakkolwiek się to pisze) zaliczasz do informatyki, to oczywiście masz jej
    mnóstwo. Faktycznie, wiedza o tym, jak działa mostek Greatza jest wspaniałym
    przygotowaniem do pracy w branży informatycznej. Napomknąć jeszcze należy, że
    widok komputerów w salach za zamkniętymi drzwiami, bardzo oswaja mnie z ich
    "ambitnym i jakże przydatnym" wykorzystaniem.

    Jeszcze tylko dodam, że 4 godziny języka polskiego w stosunku do 2 godzin
    matematyki, oraz aż jedna godzina fizyki, a raptem jedynie 2 godziny historii,
    to rzeczywiście "trafiony" tok nauczania dla przyszłego studenta nauk ścisłych.
    No cóż, w końcu informatyk, to nie gęś, pisanie rozprawek, reportaży, a może i
    poezji opanowane mieć musi.

    Dodam jeszcze, że 2 godziny technologii informacyjnej, było naprawdę wielkim
    Fout pax, zważywszy na jedyne 2 godziny biologii.

    Dziś dowiaduję się, że szkoła ma być przeniesiona gdzieś na Strykowską. A tak
    łoili uczniom oczy o wspaniałej i świetlanej przyszłości szkoły i jej
    absolwentów. W tym roku będzie to samo. Powstał już nawet nowy propagandowy
    plakat: budynek ZSŁ na tle wieżowców niczym World Trade Center, ze wspaniałym
    widokiem na bezchmurne niebo. Bezchmurne niebo i brak horyzontów.
    Wolność słowa czy może komunistyczna propaganda w jakże demokratycznym państwie?

    Oto czysta sielanka i zaplecze edukacyjne ZSŁ.
    Widać jak się dba o ucznia i jego "znakomity" start w przyszłość.

    Postery reklamowe niczym lep na nowych naiwnych, a stare "muchy"? Widocznie
    przestały przynosić dochody, a zaczęły produkować odchody więc się je usuwa.
    Jest to kolejna lekcja z zakresu "markIeting zarzołdzanie".
    Nic dodać, nic ująć. TP sux.




    Temat: Przegląd prasy
    Rzeszów cd
    Gadżety to przeszłość

    Małgorzata Bujara: - Kto jest autorem pomysłu billboardowej akcji Wrocławia?

    Paweł Romaszkan, dyrektor biura promocji Wrocławia: - My ją wymyśliliśmy. Muszę
    przyznać, że kiedyś odczuwałem strach, bo wiadomo, że urzędnik jest tylko
    urzędnikiem. Ale postanowiliśmy sami nad promocją popracować, nie pomaga nam w
    tym żadna zewnętrzna agencja. Ale przy tym korzystamy z pomysłów wrocławiam,
    zachęcamy ich do angażowania się w to, ogłaszamy konkursy

    Dlaczego postawiliście na przyciągnięcie licealistów? Czy brakuje wam chętnych
    do studiowania na wrocławskich uczelniach?

    Wrocław jest trzecim pod względem wielkości ośrodkiem akademickim w kraju. Mamy
    130 tys. studentów i 25 uczelni wyższych. Chcemy tę rangę utrzymać. A musimy to
    zrobić, bo już mamy dużych, poważnych inwestorów, którzy potrzebują wysoko
    wykwalifikowanej kadry i zamierzamy przyciągać kolejnych. Według planów
    Wrocławia w ciągu pięciu najbliższych lat w naszym mieście powstanie 100
    tysięcy miejsc pracy. Dlatego musimy zapewnić kadrę na te miejsca. A poza tym
    wiemy, że niż demograficzny, który dotykał do tej pory szkoły podstawowe i
    średnie, teraz zbliża się do szkół wyższych. Ta nasza akcja to próba
    ustrzeżenia się przed tym problemem.

    Z przykładu Wrocławia wynika, że czasy promocji poprzez gadżety, reklamówki i
    koszulki, to przeszłość

    Nie ma nawet o czym mówić. Dziś liczy się dobry, odważny pomysł i zaistnienie w
    mediach. Niedawno w Petersburgu został odtworzony pałac lodowy. Zrobiłem mały
    wywiad ile to kosztowało. Okazało się, że 200 tys. złotych. To śmiesznie mało,
    zważywszy na to, że pokazały to wszystkie telewizje świata. Pozazdrościłem im
    tego pomysłu. Tego oczywiście nie można powtórzyć, ale właśnie takie pomysły są
    najlepszym sposobem na promocję miast.

    Dla Gazety

    Ryszard Winiarski, wiceprezydent Rzeszowa odpowiedzialny za promocję

    Przykład Wrocławia mówi jedno: że aby się skutecznie zareklamować, trzeba mieć
    najpierw pomysł, koncepcję. Trzeba wymyśleć co my tak naprawdę chcemy osiągnąć
    reklamując nasze miasto. Będziemy się nad tym zastanawiać, ale pierwsze, co
    przychodzi mi do głowy, to aby pójść w Polskę z hasłem, że właśnie u nas jest
    Dolina Lotnicza. To jest magnes i coś, co może naszym ośrodkiem zainteresować
    mieszkańców innych regionów, a także inwestorów.

    not. mb

    Obecna akcja promocyjna Wrocławia to kontynuacja jesiennego Roadshow, akcji
    która okazała się wielkim sukcesem. Wtedy na ulicach polskich miast pojawiło
    się 720 billboardów, citylightów i plakatów, które zachęcały studentów do pracy
    i zamieszkania we Wrocławiu. Przez kilkanaście dni listopada specjalny autobus
    z przedstawicielami Hewletta-Packarda, Volvo i Siemensa - firm inwestujących i
    wciąż rozwijających swoją działalność we Wrocławiu - objechał największe
    polskie miasta. Na uczelniach namawiali studentów do podjęcia pracy w stolicy
    Dolnego Śląska.

    Ta kampania ma potrwać do maja. Ale główne uderzenie zaplanowane jest na
    marzec. Wtedy przedstawiciele pięciu wrocławskich uczelni - Uniwersytetu,
    Politechniki, Akademii Ekonomicznej, Akademii Medycznej i Wyższej Szkoły
    Bankowej odwiedzą sześć polskich miast. Spotkania będą organizowane w klubach.
    Atrakcją będą koncerty wrocławskiej formacji Miloopa. Biletem wstępu będzie
    legitymacja szkolna.

    W tym roku samorząd województwa dolnośląskiego na promocję przeznaczy aż 6 mln
    złotych. Większość tej kwoty, prawie 80 procent region przeznaczy na reklamę w
    zagranicznych mediach. W ramach tej akcji będą półminutowe spoty w komercyjnych
    stacjach. W maju w największych miastach Niemiec, Wielkiej Brytanii, Irlandii,
    Francji, Węgier, Rosji, Ukrainy, w krajach Beneluksu i w Skandynawii zawisną
    billboardy i citylighty.

    Małgorzata Bujara



    Temat: trenowanie karate jest niezgodne z Ewangelią!!!!!!
    trenowanie karate jest niezgodne z Ewangelią!!!!!!
    Kolejny debilizm radiomaryjny

    Wschodnie sztuki walki

    Wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego i akademickiego pojawiły się w
    szkołach, na uczelniach, ulicach, plakaty zachęcające dzieci i młodzież do
    podjęcia dodatkowych form aktywności. Wśród licznych propozycji uwagę
    zwracają zaproszenia na treningi karate organizowane przez różne ośrodki na
    terenie Białegostoku.
    W tym miejscu nasuwa się pytanie, dlaczego temat wschodnich sztuk walki
    pojawia się w kontekście zagrożeń wiary katolickiej. Jaki związek może
    istnieć między zajęciami sportowymi a religią.
    Problem polega na tym, że właśnie większość z nas kojarzy sobie wschodnie
    sztuki walki tylko z zajęciami sportowymi. Jest to tym bardziej zrozumiałe,
    że od czasu Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 r. jedna z azjatyckich
    sztuk obronnych, judo, stała się dyscypliną olimpijską. Należy sobie jednak
    uświadomić, jakie są korzenie owego „sportu".
    Sztuki walki wywodzą się z różnych krajów Wschodu: Chin, Japonii, Tajlandii,
    Indonezji, Korei. Wspólną ich cechą bez względu na czas i miejsce powstania
    jest fakt, że u początków każdej szkoły stoi fundator (założyciel, mistrz),
    któremu podczas długiego osamotnienia i medytacji w odkryciu zasad i reguł
    sztuki pomaga boska siła. Celami, którym podporządkowuje się metody ćwiczeń
    są: doskonalenie charakteru, osiągnięcie stanu równowagi i zgodności z naturą
    wszechświata oraz wewnętrznej energii ch«i, która oznacza kosmiczne tchnienie
    życia, energię ożywiającą wszystkie rzeczy, Jak więc można zauważyć,
    wschodnie sztuki walki mają swe źródło w filozofii Wschodu. I tak np. u
    podstaw karate leży buddyzm, głoszący panteizm, ale również przemoc, gdyż
    jest to sztuka zabijania bez użycia broni. Tae kwon do jest z kolei koreańską
    sztuką walki, zbliżoną do karate i odzwierciedla starą kulturę koreańską z
    jej wierzeniami. Na kung-fu miał wpływ buddyzm, taoizm oraz myśl Konfucjusza.
    Kendo zaś bazuje na filozofii, będącej mieszaniną konfucjonizmu z taoizmem,
    shindo i buddyzmem zen.
    To widoczne powiązanie sztuk walki z myślą filozoficzną Wschodu pociąga za
    sobą poważne konsekwencje. Wiemy chociażby, że jednym z filarów wschodnich
    systemów filozoficznych jest wiara w reinkarnację, zaś głównym celem
    stworzenia jest uwolnienie się od niej. Istnieje wiele dróg, prowadzących do
    tego, by przerwać łańcuch kolejnych wcieleń. Najbardziej znaną są ćwiczenia
    medytacyjne jogi. Inną drogą są właśnie sztuki walki czyli tzw. droga
    medytacji wojownika. Tak więc, sztuki walki są jedną z form medytacji, celem
    której jest fuzja z energiami kosmosu. Potwierdzają to znawcy przedmiotu. J.
    Jazarin, pisząc o judo, zauważył: „Ci, którzy uznają judo jedynie za sport, a
    moc i zwycięstwo za jedyne cele, są w błędzie."1 Zaś współczesny propagator
    karate, Higaonna, twierdzi: „Nie odrzucam całkowicie idei karate sportowego.
    Czuję, że jest to jeden z wymiarów czy aspektów, który wielce spopularyzuje
    naszą sztukę. Prawdziwe karate jest jednak jak głęboka rzeka. Gdy je
    zredukujemy do funkcji sportowej, zgubi swą istotę."2
    Widzimy więc, że wschodnie sztuki walki są w swej istocie drogą sprzeczną z
    Ewangelią i stoją w opozycji do chrześcijaństwa. Stolica Apostolska w 1990 r.
    wypowiedziała się na temat form medytacji wschodnich, zalecając bardzo
    ostrożne do nich podejście. Może więc lepiej i bezpieczniej będzie, jeśli
    zamiast treningów karate czy judo wybierzemy nasze rodzime dyscypliny sportu.

    Joanna Jarzębińska




    Temat: Adam Michnik: Rana na czole Adama Mickiewicza
    nocny.lot napisał:

    > Ile madrosci tu teraz pada i padnie jeszcze z ust prawdziwych patriotow, ktoryc
    > h jedynym
    > czynem odwaznym bylo palenie petow w szkolnym kiblu.

    To prawda. Jestem jednym z tych, ktorych uwieziono w marcu 1968. Moj udzial w
    akcji byl spontaniczny. Mlodzi pracownicy naukowi z Krakowa, widzac rozlepiane
    na murach ohydne w swym klamstwie esbeckie plakat "Wokol zajsc na Uniwersytetcie
    Warszawskim", postanowilismy jakos zaprotestowac przeciw schamieniu zycia
    publicznego, czego symbolem byli osobnicy o czerwonych pijackich mordach,
    noszacy na ramieniu opaski z napisem "Milicja Robotnicza", a w rekach grube
    paly. Od studentow zdobylismy teksty ulotek protestacyjnych, przepisalismy je
    wielokrotnie i poszlismy "w miasto" dwojkami. Ja sie zdobylem na odwage i
    przylepilem ulotke na murze. Nie zauwazylismy 2 milicjantow, ktorzy nas
    przyskrzynili. No i coc, areszt milicyjny na Siemiradzkiego, potem areszt
    sledczy na Montelupich. Kolezanka podobna droge odbyla w areszcie w Myslenicach.
    Pierwsze, o co mnie SB pytalo, to czy jestem Zydem. Z wielkim zalem, ale
    musialem zaprzeczyc. Potem bylo pytanie o rodzine. No coz, tu w warunkach PRL
    "nobilitowali" mnie stryjowie robotnicy i ciocie sprzataczki. Po 3 miesiacach
    byla rozprawa: dostalem 7 miesiecy bez zawieszenia i 3 tys zl grzywny. Na
    szczescie wypuszczono mnie na wolnosc, a Sad Wojewodzki odsiadke mi zawiesil.
    Duza grzywne musialem jednak zaplacic. Po tym epizodzie zyciowym pozostalo mi
    jedno: niechec do antysemityzmu, juz na cale zycie. Choc, decydujac sie na cala
    eskapade, nie wiedzialem jeszcze o antysemickich atakach moczarowcow, to ich
    chamskie wystapienia "antysyonistyczne" uodpornily mnie przed ta zaraza! A moj
    dom rodzinny byl antysemicki i moje poglady mogly sie uksztaltowac calkiem
    inaczej. Na szczescie antysemityzm skojarzyl mi sie z pijackimi mordami,
    halastra na wiecach organizowanych przez PZPR i totalnym klamstwem owczesnych
    peerelowskich mediow, wsrod nich "katolickiego" Slowa Powszechnego, organu PAX,
    prosowieckiej organizacji wspierajace Moczara i jego esbeckich siepaczy. Tylko
    "Tygodnik Powszechny" pozostal soba, pismem, ktore nie klamalo, momo licznych
    ingerencji cenzury. Wiem o tym jako pracownik archiwum. Mamy u siebie akta
    cenzury krakowskiej. Nic nie bylo tak ciete, jak TP!
    Nie z wszystkim, co Adam Michnik tu pisze, moge sie zgodzic. Jak tu slusznie
    ktos napisal, nie kazdy podpisujacy lojalki itp. byl Kmicicem. Byli i
    Kuklinowscy, i takich bylo zapewne wiecej. Ale drogi ludzkie sa pokretne i
    chwala Trybunalowi Konstytucyjnemu za to, ze dal ludziom mozliwosc wyjasniania
    motywacji wlasnych krokow.
    Co mnie bardzo smuci? Gdy pisze o tamtych czasach, ludzie ktorzy siedzieli
    wowczas cicho, albo ich dzieci (a moze czasem i dzieci Milicji Robotniczej)
    ubieraja sie w piorka prawdziwych Polakow, szczerych antykomunistow i z
    miedzianym czolem imputuja ludziom marca 68 roku zdrade, bratanie sie z
    "parszywymi Zydami" itp. dyrdymaly. Bardzo to smutne. Wyglada czasem jak
    zwyciestwo zza grobu Iwana Dimki, bo tak sie naprawde nazywal Ukrainiec o
    pseudonimie Mieczyslaw Moczar, szef SB, udajacy goracego polskiego patriote.



    Temat: Legionowo jakiego juz dzis nie ma .......
    godgod napisał:

    > a JA PAMIĘTAM"
    > -sklep ANAT z elektroniką i mój pierwszy walkman KAJTEK (stałem cały dzień w ko
    > lejce i nie chcieli mi sprzedać, bo byłem za mały).
    - walkman taa...cala historia, kto by po myslal ze mozna sie wstydzic chodzic ze
    sluchawkami na uszach bo kumple sie nabijali a ludzie na ulicy patrzyli sie jak
    na jakiegos oszoloma, poczatek lat 80tych, akurat zalapalem sie na japonca
    walkmana bo ojcu udalo sie wkrecic na kontrakt w Iraku :) zdalnie sterowane
    samochodziki a nawet lodka, jeszcze pod koniec lat 80tych byly wypasem ;)

    > Był tam też szpulowy kasprz
    > ak za 52tys. złorych. Sprzęt prawie audiofilski jak na owe czasy.
    - do tej pory gdzies lezy w szafie, i radio z rewelacyjnym wzmacniaczem chyba Unitry

    > - Sklep Rubin przy rynku z wypasionym działem fotograficznym

    > - Sklep rowerowy Litwina przy stacji - niedawno chyba jeszcze był (albo jest),
    > ale już bez tego klimatu
    - caly czas jest a klimat wiesz podobny, aczkolwiek juz nie prowadzi go "stary"
    litwinski a jego syn i tak majacy kolo 50tki:) stare umeblowanie, jedyna wieksza
    roznica to ze sam sprzedaje tez nowe rowery i one chyba zmienily ta atmosfere
    > - Salmonella w cukierni na 3go maja
    - u "Kowalskiego" przez dlugi czas byla dobrze prosperujaca cukiernia
    > - SP3 i przeludnione klasy (byłem w 1"R" i miałem zajęcia od 15:30 do 18:30 ! c
    > odziennie - tylko jeden dzień miałem na rano - chyba wtorek)
    - z tego i innych powodow chodzilem do "jedynki" mimo ze to nie moj rejon, a
    czasem dla ubawu wracalo sie odprowadzajac kumpli az na struzanska a potem
    powrot przez wiadukt, a jak teraz slucham znajomego ktory odprowadza i odbiera
    corke majaca jakies 12-13lat do szkoly majac do przejscia jakies 800m bo ona sie
    boi po ciemku wracac, to jestem w ciezki szoku, czy az tak sie czasy zmienily
    czy poprostu podejscie jest inne, pamietam ze tak od 5-6 klasy podstawowki to
    przyjscie rodzica zeby odebrac byl straszliwym dla nas obciachem :P
    > - budowa SP6 z monumentalnymi podziemiami - bardzo pobudzały wyobraźnie (mieszk
    > am tuż obok).
    - budowa zlobka takze aczkolwiek znacznie pozniej, wielkie wykopy, skakanie do
    nich i takie glupoty :P
    > - autobusy 203 i 203bis. A na początku lat 90-tych linia 723 dowoziła od pętli
    > do pętli (na Hallera) w 35 min. żadnych korków, po przystanku w Jabłonnie, nast
    > ępny stop na żądanie był na Tarchominie, a potem dopiero na Żeraniu.To była rak
    > ieta nie autobus! żadnych świateł po drodze (dopiero przed rondem na Starzyński
    > ego)!
    - a jeszcze wczesniej tylko do petli w jablonnie, ale tego faktu nie jestem
    pewien czy pamietam czy poprostu utkwilo w glowie na podstawie opowiadań rodziny
    > - drewnianą stację z kaflami - budynek mimo wszystko fajniejszy niż obecny "Dwo
    > rzec"
    - tez slabiej go pamietam
    > - oczywiśnie PEWEX (do dziś chodzi mi telewizor SONY kupiony w latach 80tych ta
    > mże)
    - pozniej Baltona, zreszta oba sie kilka razy przenosily, na koniec jeden
    wyladowal w "utajnionym" lokalu na 1p. budynku przy Norwida, w koncu w blaszaku
    na ŁAjskach po przypieczetowalo ich zgon.
    > - kino Mazowsze i klasztor Szaolin i Terminator 1 obejrzany tamże. Multiplexy d
    > zisiaj nie mają szans z tamtą atmosferą.
    - leheheh kolejka najpierw w ksztaklcie "slimaka" w srodku a przy dobrych
    filmach wychodzila na zewnatrz i stala wzdluz budynku gdzie byly gabloty z
    plakatami :)
    > - plotka, jakoby kloki 36,37 i 38 były wadliwie zbudowane i bedą ludzi przesied
    > lać (czy budować inne bloki) - oczywiście stoją do dzisiaj
    - pierwsze slysze cos wiecej na ten temat ?:)
    > - Budowa kościoła Jana Kantego (jak miałem komunie, to nie było jeszcze posadzk
    > i)
    >
    > Godgod
    - muzeum WP na terenie jednostki i wycieczki szkolne do niego:)




    Temat: Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy
    Finał XV WOŚP w Lidzbarku
    W niedzielę 14 stycznia po raz 15 zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.
    Wolontariusze z Lidzbarka kwestowali na terenie swojej gminy oraz w stolicy.
    Odwiedzili także studio TVP. Na zakup sprzętu ratującego życie dzieci
    poszkodowanych w wypadkach po raz drugi zostaną także przekazane pieniądze,
    które udało się zebrać podczas licytacji w Lidzbarku, w której udział wzięli
    lokalni przedsiębiorcy i samorządowcy. Na terenie gminy Lidzbark wielkie
    kwestowanie rozpoczęło się już w piątek ; imprezy tego dnia zorganizowały
    szkoły podstawowe. W sobotę oraz niedzielę imprezy Owsiakowe odbyły się w
    gimnazjach: w Lidzbarku oraz w Dłutowie. Dzieci i młodzież szkolna
    przeprowadziły zbiórkę pieniędzy oraz przygotowali programy artystyczne, zabawy
    zręcznościowe, występy, loterie. Każdy pomysł na zbieranie pieniędzy był
    dobry. W Lidzbarku w tym roku tradycyjnie działał sztab złożony ze 107
    wolontariuszy. Młodzież wspierała policja, straż miejska oraz straż pożarna. 39-
    osobowa gr upa harcerzy w niedzielę wcześnie rano wyruszyła do stolicy, by
    właśnie tam zbierać tego dnia pieniądze i odwiedzić studio Jerzego Owsiaka. XV
    Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy tradycyjnie organizowany przez
    harcerstwo odbył się w Sali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji o godz. 16.
    Pierwsi dla Owsiakowej Orkiestry wystąpili mieszkańcy Środowiskowego Domu
    Samopomocy. W ich wykonaniu usłyszeliśmy kolędy i pastorałki. Kolejno
    zaprezentowali się członkowie sekcji wokalnej Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury
    w Lidzbarku. Po nich na parkiecie pojawili się tancerze breakdance, także z
    Ośrodka Kultury. Grupa GSCrew tradycyjnie dała upust swoim umiejętnościom
    akrobatycznym.

    Licytację zebranych przedmiotów podobnie jak w zeszłym roku przeprowadzili
    druhowie: Andrzej Byliński i Jerzy Banasiak. Tegoroczna licytacja była zawzięta
    i wielokrotnie sumy za wylicytowane przedmioty przekraczały 100zł. Licytowano
    obrazy, poduszki, firany, maskotki oraz gadżety WOŚP: koszulkę, plakaty,
    apteczkę czy kubek. Do wyjątkowych przedmiotów
    przekazanych na tegoroczną licytację należały: książka "Samotność w sieci" z
    autografem autora, piłka nożna z autografami kandydatów na fotel burmistrza
    oraz krawat z autografem Andrzeja Leppera. Najbardziej gorliwymi uczestnikami
    tegorocznej aukcji byli niewątpliwie: Klemens Ruciński, burmistrz Jan Rogowski,
    v-ce burmistrz Andrzej Wiśniewski, v-ce starosta Działdowski Piotr Kłosowski
    oraz Artur Jasionowski, pierwszy zastępca komendanta Powiatowego Policji w
    Działdowie.

    Wielokrotnie wylicytowane fanty były wręczane na ręce artystów, którzy tego
    dnia wystąpili. Nie można zapomnieć o mieszkańcach gmin, którzy także brali
    udział w aukcji. Najwyższą sumę zapłacono za ogromną maskotkę oraz za piłkę z
    podpisami kandydatów na fotel burmistrza, którzy brali udział w pierwszym w
    historii miasta internetowym czacie. Osobą , która zakupiła przedmioty po 200zł
    za każdy był Klemens Ruciński. Właściciel fir my "Skórpol" piłkę przekazał na
    ręce dyrektorki Szkoły Podstawowej w Lidzbarku a maskotkę lidzbarskiemu Hufcowi
    ZHP.

    W całej Polsce o godzinie 20 zapalone zostało "Światełko do nieba". Także w
    Lidzbarku zabłysły fajerwerki. /Cytat aktualności /




    Temat: Koncert-Tribute To Ciechowski
    Koncert-Tribute To Ciechowski
    TRIBUTE TO CIECHOWSKI

    plakat
    chelmno.com.pl/PHOTO/INDEX/ciechowski_02a.jpg
    18.12.09 - piatek
    godzina 21:00
    Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji w Świeciu
    ul. Wojska Polskiego 139
    86-100 Świecie

    Natalia Grosiak - spiew (Mikromusic)
    Mariusz Mitura - perkusja, instr perkusyjne (Oyster Eye)
    Piotr Krępeć - gitara akustyczna
    Grzegorz Piasecki - kontrabas, gitara basowa (Presidents of Soul)
    Adam Cudak - flety
    Lena Romul - saksofon, spiew (Nail Quartet)
    Wojtek Radtke - gitara elektryczna (Zydeco Flow)
    Adam Jendryczka - instrumenty klawiszowe, elektronika
    Olga Kwiatek - skrzypce (Digit All Love)
    Rafał Zalech - altówka (Digit All Love)
    Olga Kończak - wiolonczela (Digit All Love)

    Natalia Grosiak
    polska wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów. Absolwentka Wydziału Prawa
    oraz Filologii Słowiańskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. W 2001 wystąpiła w
    Świnoujściu podczas festiwalu Fama gdzie otrzymała nagrodę za teksty piosenek.
    W 2002 we współpracy z kompozytorem i gitarzystą Dawidem Korbaczyńskim
    założyła grupę muzyczną Mikromusic, z którym wystapiła m.in. na festiwalu
    Open'er. W 2003 wystąpiła podczas Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie
    gdzie otrzymała drugą nagrodę. Od 2005 wystepuje jako wokalistka grupy Digit
    All Love, którą założyła z kompozytorem Maciejem Zakrzewskiem. Grosiak
    współpracowała również z takimi wykonawcami jak
    Kanał Audytywny, Husky czy Spaso, występuje również w spektaklu pt. Scat od
    pucybuta do milionera w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu do którego
    muzykę skomponował Leszek Możdżer, który gościnnie zagrał również na albumie
    Mikromusic.

    Lena Romul
    saksofonistka, kompozytorka, aranżerka, wokalistka, autorka
    tekstów;
    Urodzona 22.01.1990 w Poznaniu. Absolwentka Wydziału Jazzu i Muzyki
    Rozrywkowej w Poznańskiej Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej II st. im. M.
    Karłowicza z wyróżnieniem.
    Aktualnie studentka Wydziału Jazzu na Akademii Muzycznej im.K.Lipińskiego we
    Wrocławiu.
    Obecnie Lena występuje razem ze swoim kwintetem "Lena Romul Quintet"
    (www.myspace.com/lenaromulquintet) na program którego składają się
    głownie autorskie kompozycje Leny i pianisty Michała Szkila.
    Jako Wokalistka przede wszystkim działa, tworzy muzykę i teksty w
    zespole Presidents of Soul (www.myspace.com/presidentsofsoul).
    Współtworzy także kwartet funk-fusion NAIL QUARTET
    (www.nailquartet.com),jeden z niewielu zespołów w Polsce, w którego
    skład wchodzą tylko i wyłącznie kobiety. NAIL QUARTET występowały już na
    Ladies Jazz Festiwal (2009),jako support tria Krzysztofa Przybyłowicza,
    support PiR2, są również finalistkami Krokus Jazz Festiwal.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kava.keep.pl



  • Strona 2 z 3 • Zostało znalezionych 146 rezultatów • 1, 2, 3 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl.