Strona Główna Plac Adama Mickiewicza Plac Grunwaldzki Wrocław Plac Mariacki Kraków Plac św Piotra Plac zabaw Poznań Plac Zbawiciela Warszawa Plac Zwycięstwa Cynamon Płace naliczanie płac Plac Czerwony Plac Waszyngtona |
Widzisz posty znalezione dla zapytania: Plac manewrowy łukTemat: Łuk-jak robicie bez "sposobów"? Mój "sposób" Napiszę Ci, jak ja się uczyłam. Pierwsza lekcja z instruktorem była mordęgą, bez jego dotknięcia ręką kierownicy łuku za nic bym nie zrobiła! Instruktor nawet powiedział, że mnie tego chyba nie nauczy! (ja na to: niech się pan nie poddaje:-) ) Na drugiej lekcji było dość podobnie. Instruktor nawet mi coś mówił o obrotach, choć nie pamiętam, czy kazał je robić w "którymś okienku przy którymś słupku". Dla mnie też taka nauka jest nie do ogarnięcia! Najgorzej, że początkowo nie mogłam pojąć w którą stronę kręcić kierownicą, aby auto jechało w tę stronę, w którą chcę. Ciągle powtarzałam: "gdzie mam się patrzeć???". I instruktor pokazał mi w prawym lusterku: no tuuu!!! I ujrzałam w tym lusterku białą linię:-). To był przełom. Olśnienie! Patrzyłam na tę linię i jechałam obok niej! Nic nie liczyłami i nie obserwowałam żadnych okienek! Tylko troszeczkę kierownicą, tak, aby być w odpowiedniej odległości od linii i słupków. Na nie też oczywiście patrzyłam, aby nie najechać. I jeszcze rzuty oka w lewe lusterko, czy się nie zbliżam za bardzo do lewej linii. A gdy auto już wychodziło z łuku, rzut oka w tylną szybę. A tam środkowy tylny pachołek między siedzeniami... Po kilku razach zorientowałam się, gdzie on ma być. I do tyłu na prostej kierownicy zerkając chwilami w prawe lusterko, czy nie odjechałam od linii. Na koniec obserwacja koperty, po kilku razach zorientujesz się, o ile minąć przednie jej słupki i w jakiej odległości stanąć od tylego pachołka. Niczego nie liczę. Powolutku jadę do tyłu i skręcam kierownicą "po troszeczku". Gdy zaczęłam tak jeździć, łuk wychodził mi prawie zawsze, potem zawsze. Przy zmianie auta i instruktora na samym początku było trochę trudności, ale mój drugi instruktor widząc, że robię po swojemu i nawet mi wychodzi, nie musztrował mnie "na sposób". Ocenił, że umiem, i coraz częściej jeździłam po łuku sama. Na każdej lekcji po 10 - 15 minut! Trochę mnie to już potem nudziło, ale cóż, wiedziałam, że jak nie zaliczę łuku, dalej nie jadę! Cierpliwie więc ćwiczyłam! W tym czasie ośrodek egz. wprowadził nowe auta, dokupiłam więc jedną lekcję na innym aucie, aby się na egzaminie ewentualnie jeszcze tym nie stresować. I pierwszy (i jak dotąd jedyny) raz siedząc w toyocie zrobiłam dwa razy łuk bez najmniejszego problemu! Do tego na całkiem innym placu manewrowym! Ale nie zastanawiałam się nigdy jak stoją te pachołki, czy tak samo czy inaczej i które to okienko i który słupek. Po prostu obserwuję linie i pachołki i jadę! Zaznaczam, że nie miałam nakierowanych lusterek na linie, lecz ustawione tak by było i do miasta i na plac, czyli klamka mniej więcej w połowie lusterka. Bo wiecie, że lusterek już przestawiać nie wolno? Zdawałam trzy razy egzamin, plac zaliczyłam za każdym. Nigdy egzaminator się nie czepiał, że patrzę tu a nie tu, odniosłam wrażenie, że nie było to dla niego ważne, chodziło tylko o to, by nie najechać. W końcu wiele osób najechało:-). Przy mojej "metodzie" pomogło mi "dojrzenie" w końcu tej linii i zrozumienie, że na nią mam patrzeć. Ale odkrycie, nie? I drugie: nauczenie się, że jak skręcam kierownicą w lewo, to auto jedzie do tyłu w lewo... Wiem, że to banał, ale wiem to teraz, przedtem nie było to od razu łatwe. Po prostu w jednej chwili doznałam olśnienia i potem już trzymałam się tego swojego odkrycja, a instruktorzy mi nie przeszkadzali. Czy wiecie, jak fajnie jest teraz jeździć swoim autem? Temat: Trzy lata bez jazdy... Poprawka - Cytuję z www.prawojazdy.com.pl/ A oto najważniejsze wskazówki, które mogą być pomocne dla kursanta. Informacje zaczerpnięte są z " Rozporządzenia Ministra Infrastruktury z dnia 27 października 2005 r. w sprawie sprawie szkolenia, egzaminowania i uzyskiwania uprawnień przez kierujących pojazdami, instruktorów i egzaminatorów" Egzamin praktyczny polega na wykonaniu na placu manewrowym następujących zadań. 1. sprawdzenie stanu technicznego podstawowych elementów pojazdu odpowiedzialnych za bezpieczeństwo ruchu drogowego, osoba egzaminowana musi zaprezentować że potrafi sprawdzić: a) poziom oleju w silniku b) poziom płynu chłodzącego c) poziom płynu hamulcowego d) poziom płynu w zbiorniku spryskiwaczy e) działanie sygnału dźwiękowego f) działanie świateł zewnętrznych 2. właściwe ustawienie fotela, lusterek, zagłówków i zapięcie pasów bezpieczeństwa, sprawdzenie czy drzwi pojazdu są zamknięte 3. upewnienie się o możliwości jazdy (wykluczenie prawdopodobieństwa spowodowania zagrożenia w ruchu drogowym, ocena sytuacji wokół pojazdu). 4. płynne ruszenie z miejsca 5. płynna jazda pasem ruchu do przodu i do tyłu, obserwacja toru jazdy pojazdu zgodnie z technikę kierowania pojazdem przez tylną szybę pojazdu i lusterka. Pas ruchu jest teraz szerszy o pół metra od poprzedniego. 6. nie przejeżdżanie przez linie i nie najeżdżanie na pachołki i tyczki ograniczające pas ruchu, lusterka zewnętrzne powinny być ustawione do "normalnej" jazdy. ( z czego wynika , że najeżdżanie na linie jest dozwolone, ale nie wolno tylko linii przejechać). Ruszanie z miejsca do przodu na wzniesieniu. Przy ruszaniu pojazd nie powinien cofnąć się więcej niż 20 cm, a silnik nie powinien zgasnąć - osoba egzaminowana w trakcie wykonywania tego manewru po zatrzymaniu pojazdu na wzniesieniu zaciąga hamulec awaryjny, a następnie rusza do przodu zwalniając go. Część egzaminu dotycząca ruchu na drogach publicznych (ruchu miejskim): a) parkowanie prostopadłe lub skośne - wjazd przodem wyjazd tyłem (możliwa jedna korekta toru jazdy), miejsce do parkowania wyznacza egzaminator, wskazując je osobie egzaminowanej, po zaparkowaniu musi być możliwość opuszczenia pojazdu przez kierowcę i pasażera z obydwu stron pojazdu, a pojazd musi być zaparkowany w sposób zgodny z przepisami ruchu drogowego (należy sprawdzić możliwość opuszczenia pojazdu), parkowanie odbywa się z zachowaniem zasad ruchu drogowego. lub b) parkowanie równoległe pomiędzy dwoma pojazdami (manewr jest wykonywany jeżeli jest możliwe wyznaczenie miejsca do parkowania - możliwa jedna korekta toru jazdy) - wjazd tyłem - wyjazd przodem, miejsce do parkowania wyznacza egzaminator, wskazując je osobie egzaminowanej, długość miejsca do parkowania pomiędzy pojazdami powinna być około 2 krotnością długości pojazdu egzaminacyjnego, w trakcie wykonywania manewru możliwa jedna korekta toru jazdy, po zaparkowaniu pojazd nie może stwarzać zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego w przypadku kiedy pojazd parkuje równolegle do krawężnika, w trakcie wykonywania manewru nie może najechać na krawężnik c) zawracanie na drodze jednojezdniowej - dwukierunkowej możliwość wykonywania manewru przy wykorzystaniu infrastruktury drogowej (bramy, wjazdy, podjazdy, zatoczki itp.) zawracanie musi odbyć się przy użyciu biegu wstecznego, miejsce do zawracania wyznacza egzaminator. D) hamowanie do zatrzymania w wyznaczonym miejscu z prędkości co najmniej 50 km/h. Według nowych zasad egzaminowania kierowców na kat. B, B1, można kontynuować egzamin (jeżeli na łuku:nie spowoduje zagrożenia dla życia lub zdrowia, nie wyjedzie poza linie wyznaczające stanowisko, nie potrąci pachołka. W takich przypadkach egzamin jest natychmiast przerwany) nawet, jeżeli jego wynik już na placu jest przesądzony (negatywny). Gdy na placu nie wiesz gdzie jest bagnet oleju czy źle ustawiłeś zagłówek, lub dwa razy zgasł ci samochód na łuku, masz prawo wyjechać ma miasto. Dlatego nie należy rezygnować z dalszej części egzaminu, należy wykorzystać ten czas na oswojenie się z egzaminem. Następnym razem na pewno będzie lepiej. Pamietajcie, że możecie wnioskować o obecność instruktora prowadzącego na egzaminie. Temat: Prawo na lewo Prawo na lewo Prawo na lewo Sprytni mieszkańcy Lublina znaleźli metodę na tańsze i bezstresowe zdobycie prawa jazdy. Chcesz dostac prawo jazdy bez kosztownego kursu i trudnego egzaminu na placu manewrowym? To mozliwe, nie musisz nawet wiedziec, jak kieruje sie autem. Wystarczy, ze wyjedziesz do Anglii. Luke w naszych przepisach i niewiedze urzedników wykorzystują juz lublinianie. W Wielkiej Brytanii pierwsze prawo jazdy (zwane po angielsku provisional driving licence) dostaje sie bez egzaminu. Wystarczy pójśc na poczte z dokumentem zaświadczającym legalny pobyt w tym kraju i fotografią, wypelnic specjalny druk, zaplacic 38 funtów (ok. 230 zl) i... czekac na przesylke z prawem jazdy. Jest jednak bardzo istotne ograniczenie - na podstawie takiego dokumentu wolno jeLdzic tylko pod opieką kogoś, kto ma "pelne” angielskie prawo jazdy. A takie prawo jazdy mozna zdobyc tylko po zdaniu dośc trudnego egzaminu. Anglicy uznali, ze dokument "provisional” sluzyc ma do nauki poruszania sie po drogach. Oznaczyli nawet takie prawo jazdy duzą literą "L”. Dziura w przepisach i niefrasobliwośc lubelskich urzedników pozwala jednak na wyrobienie - na podstawie angielskiego "provisional driving licence” - zwyklego prawa jazdy w Polsce i to po zdaniu jedynie egzaminu teoretycznego. Wystarczy przyjechac z Wielkiej Brytanii z angielskim prawem jazdy, przetlumaczyc go na jezyk polski i zlozyc oba dokumenty w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Do kompletu trzeba tez dolączyc orzeczenie od lekarza. PóLniej zdaje sie egzamin teoretyczny - komputerowy test z wiedzy o ruchu drogowym - i po kilku tygodniach mozna cieszyc sie polskim prawem jazdy. - Wszyscy wiedzą, ze na placu oblewa wiekszośc zdających. A tak problem z glowy - zachwala Marta, która w Wielkiej Brytanii pracuje od dwóch lat i niedlugo zamierza wrócic do Polski. Marta o "sposobie” na prawo jazdy uslyszala od polskich znajomych w Anglii. - Przekazujemy miedzy sobą instrukcje, jak to zrobic. Moje dwie znajome zrobily "prawko” wlaśnie w ten sposób. Jedna przed świetami Bozego Narodzenia przyjezdzala do Lublina tylko po to, zeby zdac teorie. Dyrektor lubelskiego WORD Adam Kalinowski twierdzi, ze to nie on odpowiada za balagan z prawami jazdy. - My zajmujemy sie tylko przeprowadzaniem egzaminów, a nie weryfikowaniem dokumentów. Przepisy wyraLnie mówią, ze ktoś, kto chce wymienic brytyjskie prawo jazdy na polskie, musi zdac jedynie teorie. Prawa jazdy wydaje Miejski Inspektorat Komunikacji. Jego szef Tadeusz Franaszczuk od nas dowiedzial sie o metodzie na ominiecie klopotliwego egzaminu. - W tlumaczeniu angielskiego prawa jazdy nigdzie nie jest napisane, ze to dokument nie dający pelnych uprawnien. Nie mamy zadnych wytycznych w tej sprawie, nie mamy wzorców zagranicznych praw jazdy - tlumaczy sie. Nie wiadomo, ile osób do tej pory wykorzystalo luke - urząd nie ma takiej statystyki. Marta nigdy nie byla na kursie nauki jazdy, nie potrafi jeLdzic samochodem. Wyrobienie "prawka” traktuje jako inwestycje w siebie. - W Polsce bez tego dokumentu nielatwo dostac prace. A jak bede chciala jeLdzic samochodem, to sie naucze. Mąz mi pomoze - mówi. Przepisy o zasadach zdawania na prawo jazdy zmienią sie najblizszych miesiącach, m.in. kursanci na egzaminie bedą mniej jeLdzili na placu, a wiecej w mieście. Nowe projekty nie przewidują jednak zmian w sprawie wydawania praw jazdy na podstawie dokumentów z Wielkiej Brytanii. • Ile kosztuje prawo jazdy Metoda "brytyjska” Wyrobienie angielskiego prawa jazdy - 320 zl Przetlumaczenie go na jezyk polski - 45 zl Badanie lekarskie - 57 zl Egzamin teoretyczny - 20 zl (z reguly zdaje sie go za pierwszym razem) Formalności w Urzedzie Miasta - 77 zl W sumie - 519 zl Metoda "polska” Kurs w szkole nauki jazdy - ok. 900 zl (w tym badania lekarskie i materialy dydaktyczne) Koszt egzaminów: teoretycznego i praktycznego - 94 zl (czesto egzamin praktyczny trzeba powtarzac, czasem nawet kilka razy) Formalności w urzedzie - 77 zl W sumie - 1071 zl Temat: Ile razy zdawaliście egzamin -prawo jazdy kat. B? prawda jest taka ze jesli uwazasz ze trudno jest zdac ten egzamin to daj sobie spokuj z prawem jazdy. nie kazdy musi miec prawojazdy. wg mnie raczej nie jest trudno zdac. mialem dwa razy egzamin i nie doswiadczylem zadnych z tych rzeczy(mam na mysli niejasne, chamskie czy jeszcze inne postepowanie egzaminatora) opisywanych przez tych ktorzy oblali. wrecz przeciwnie...to zdajacy sami sie oblewaja. Kilka dni temu bylem i widzialem ile osob nie potrafi nawet po luku przejechac(a slyszalem ze jest jeszcze szerszy od tego ktory byl dawniej...) moze ruszanie pod gorke zostawiam bez echa bo faktycznie...znajac swoj samochod poradzimy sobie zawsze a na egzaminie siedzimy pierwszy raz w samochodzie. codo parkowan ktore teraz odbywaja sie w ruchu miejskim(bo chyba wlasnie tym glownie rozni sie 'stary' egzamin od 'nowego') szczerze mowiac nigdy jeszcze nie widzialem jak sie odbywa takie parkowanie w miescie ale chyba tez sa jakies kryteria wyboru miejsca ale nie o tym chcialem. pamietam przeciez dokladnie takie wypowiedzi z czasow gdy parkowalo sie na placu manewrowym: 'po cholere na mam umiec parkowanie miedzy pacholkami... jak mi przyjdzie zaparkowac na parkingu to itak sobie poradze a pacholki przeciez w normalnej jezdzie w niczym mi nie pomoga' noto prosze bardzo...teraz macie wszyscy okazje sie wykazac 'radzeniem sobie na parkingu'... noi...tak zle i tak niedobrze... tobylo do przewidzenia ale parkowanie w ruchu miejskim damagal sie nie kto inny jak wlasnie wy..zdajacy ktorzy narzekali na 'pacholki'a codo reszty wymagan egzaminatorow to mysle ze dalej wymagaja zeby jazda byla bezpieczna i niezaburzajaca porzadku ruchu drogowego bo na inne detale potrafia przymknac oko zreszta maja do tego prawo poniewaz mozna popelnic na egzaminie pojedyncze bledy niegrozne dla ruchu. pewnie ze zalezy to troche od jego nastroju, chumoru itp ale to tez czlowiek. noi jeszcze jedna sprawa: nerwy i stres... kardy je ma na egzaminie ale niektorych doslownie zjadaja... dlaczego? hmm mysle ze to powod niezbyt dobrego przygotowania ew niewiary we wlasne sily dlatego jesli ktos zapisuje sie na egzamin tylko dlatego ze wyjezdzil juz wszystkie godziny ale nie czuje sie pewnie szczerze polacam dokupienie nastepnych godzin najlepiej u jakiegos innego dobrego instruktora zamiast placic za kolejne oblane egzaminy. dlaczego u innego instruktora...? dlatego ze pojdziecie na jazde ze swoimi umiejetnosciami i bedziecie starali sie mu je 'sprzedac' a on je bedzie chcial i napewno oceni oraz napewno wam dodatkowo udzieli niejednej madrej rady;-) a z instruktorem 'glownym' przjezdzilibyscie te godziny popychajac pierdoly. dlatego naprawde polecam dadatkowe godziny w sytuacji niepewnosci. egzamin zdawalem 2 razy. raz na kat B i raz na kat C aha i jeszcze slowko wyjasnienia nie uwazam ze egzamin powinni zdawac sami 'mistrzowie kierownicy' czy 'urodzeni kierowcy' ale mysle ze niedopuszczalne jest sytuacja ze prawojazdy dostaje osoba ktora nie wie co do czego na drodze a jedynie 'wycwiczyla' z instruktorem wszystkie skrzyzowania w okolicy ale tutaj zaczynamy temat na osobny watek pt szkolenie kierowcow;-) pozdrawiam Temat: Do przodu na wstecznym Absurdalna teza... Pan Jerzy Danilewicz był łaskaw napisać: "Cały system szkolenia i egzaminowania kierowców sprawia wrażenie, jakby miał służyć nie tyle nauczeniu ludzi poruszania się samochodami, ile poddaniu ich jakiejś przemyślnej selekcji. Jakby sztuka jeżdżenia samochodem zarezerwowana była tylko dla wybrańców. Jest jednak XXI w. i kierowanie autem stało się - można powiedzieć - elementarną potrzebą człowieka. System ten powinien zatem działać tak, by jak najwięcej osób jak najskuteczniej wyuczyć. Wiele wskazuje jednak na to, iż na razie działa tak, żeby jak najlepiej udawało się na tym interesie zarabiać." zaraz... chwileczkę... prowadzenie samochodu nie jest już sztuką?! to może powie Pan to rodzinom ofiar wypadków komunikacyjncych, gdzie przyczyną była: a) brak umiejętnosci panowania nad pojazdem, b) brak znajomości przepisów prawa, c) psychofizyczna niedojrzałość lub/i ułomność dyskfalifikująca delikwenta jako kierowcę (a tu w Polsce mamy naprawdę parodię przestrzegania przepisów - ilość ślepców czy matołów na drogach przeraża). Samochód jest narzędziem na tyle niebezpiecznym, że jego używanie MUSI być poprzedzone surowymi i rzetelnymi testami. Do cholery, to nie są już czasy XIX i początków XX wieku gdzie wozy rozwijały prędkości rączego rumaka. Mówimy o ok. 1-2 tonach żelaztwa zdolnego rozpędzić się do 150 km/h i szybciej! Gdzie 100-110km/h jest na trasach przelotowych szybkością docelową (tak, tak... nie w Polsce na naszych superdrogach nie mniej ciężko spotkać osoby jadące 40, prawda?). Po prostu - jak ktoś nie dorósł/nie ma zdoloności do roli kierowcy to nie powinien być dopuszczony za kółko. Finito... Bo koszty społeczne (kontuzje, kalectwo, śmierć) są zbyt wysokie aby w swojej łaskawości obdarzać prawem jazdy każdego komu się zamarzy zostać drugim Zasadą. Czy osoba, która zdaje 15x będzie dobrym kierowcą? Śmiem wątpić. Rozumiem, że polska szkoła jazdy daleka jest od doskonałości, ale wybaczcie... jeśli ktoś x razy nie potrafi wyjechać poza plac manewrowy to o czym my rozmawiamy?! I nie mówię tu o legendach miejskich o egzaminatorach z linijką czepiających się 2cm niedokładności parkowania. Piję do ludzi, którzy nie potrafią ruszyć pod górkę czy cofać po łuku. Jak kogoś takiego dopuścić do ruchu? Prawo jazdy MUSI pozostać dobrem reglamentowanym. Bo jeśli mamy, zgodnie z tezami P red., zacząć rozdawać je za "jeden uśmiech" to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wprowadzić prawo do posadania broni dla każdego. I to, i to w rękach nieodpowiedzialnych jest równie niebezpieczne. ps. świadomie pominąłem kwestię fatalnego systemu szkolenia; to temat na odrębny post... Temat: Nauka Jazdy - gdzie w Częstochowie najlepiej? Niezła jazda & Waldemar Szostek Ja chodziłem do „niezłej jazdy”… teoria wyłożona fajnie, nie mogę powiedzieć-zajęcia indywidualne ok. :) znacznie gorzej przedstawiał się kwestia jazdy… moim instruktorem był Marcin P. Ponoć wiele osób go sobie chwali, ale ja-idąc na naukę jazdy bez żadnego doświadczenia za kierownicą - strasznie się zawiodłem… Nie tłumaczył mi prawie nic, jeździliśmy bardzo wiele za jego sprawami-na osiedla, po jego kolegów, pod kantor albo do jego panny :/ masakra… kiedy w samochodzie był ktoś inny to już w ogóle nie mogłem liczyć na to żeby mi cokolwiek tłumaczył… już nie mówię o tym że jeździłem prawie non stop nissanem micrą, trochę zgruchociałym, a na corsie przypadło mi w sumie może około 5 godzin… no i jeszcze jedna kwestia – Marcin jest nerwowy i dość porywczy… Na mnie to nie działało, a wręcz przeciwnie – kiedy dostawałem kolejny ochrzan „jak ja to źle jeżdżę”, to nie mobilizowało to mnie w ogóle, ale jeszcze bardziej stresowało przez co zdarzało mi się jeszcze więcej błędów… :( naprawdę nie polecam… Przez to wszystko uznałem że kierowcy dobrego ze mnie nie będzie i bardzo znielubiłem jeżdżenie samochodem… nie popełniajcie tego błędu co ja… Wiadomo-pierwszy egzamin oblałem – już na łuku, bo dostałem corsę… Tak naprawdę idąc na ten egzamin wiedziałem że mam małe szanse… :( Na drugi egzamin czekałem ponad 2 miesiące… zanim więc na niego poszedłem to wykupiłem sobie za namową kolegi jazdy u Pana Waldemara Szostka – ośrodek szkoleniowy przy I LO im Juliusza Słowackiego… Jazd dokupiłem sobie 4… choć początkowo nie byłem zbyt przekonany to już po poznaniu tego wspaniałego człowieka polubiłem go :) Jest to człowiek o bardzo przyjacielskim usposobieniu, spokojny, cierpliwy, żartobliwy – no i przede wszystkim-zna się na rzeczy… w tym ośrodku mogłem sobie wybierać jakim samochodem chcę jeździć, pan Szostek szedł mi na rękę odnośnie godzin… Jeździło się z nim całkiem inaczej niż z Marcinem… Przede wszystkim nic mnie nie stresowało, instruktor tłumaczył mi wszystko od początku – nawet ustawiał mi nogi na pedałach (co po 30 godzinach powinienem mieć we krwi), na co Marcin w ogóle nie zwracał uwagi… W Słowackim dano mi wiele praktycznych rad które wykorzystałem na egzaminie… Zrobiłem też znaczne postępy na placu manewrowym i nabrałem pewności siebie za kierownicą :) Wszystkie manewry – typu zawracanie, parkowanie itd. Miałem opanowane w jednym paluszku :) tak więc oczywiście drugi egzamin przebiegł sprawnie i pozytywnie, oczywiście zdałem… Uważam że zasługę mogę przypisać panu Waldemarowi Szostkowi, który powiedział mi że „jeszcze jeżdżenie zacznie sprawiać mi przyjemność i że będzie ze mnie kierowca bo mam na to zadatki” :) „Niezłą jazdę” wspominam niemiło – strata kasy i utrata wiary w siebie i swoje możliwości… Przemyślcie to zanim wybierzecie swoją szkołę jazdy :) gorąco polecam naukę jazdy przy pierwszym LO :)Ale oczywiście wybór należy do was :) Temat: Uprasza się kierowców z prawem jazdy na lato Widzę to zupełnie odmiennie:) luna333 napisała: > Jak jesteś taki szybki i wściekły, to kup sobie neospasminę (ziołowe > bez recepty). Jak mają się nauczyć jeździć w warunkach zimowych > ludzie, którzy zdali PJ latem? No nic, tylko wydawać im sezonowe > prawo jazdy nie? Pewnie, że tak. A dlaczegóżby nie? Skoro potrafią jeździć tylko w dobrej pogodzie, to niech nie pchają się jeździć, gdy pogoda staje się bardziej wymagająca. > Przypomnij sobie własną nieporadność przy > pierwszych jazdach. Tak... zima 1995/96, Fiat 126p z dużą "L" na dachu, okres w którym o oponach zimowych nikt nie słyszał... i ja pokonujący łuk na oblodzonym placu manewrowym bokiem. A potem bladość instruktora, gdy pierwszy raz odważyłem się pojechać tak po zwykłej drodze. Przeżycia zaiste niezapomniane (tak jak miny biednych "kierowców" wyprzedzanych przez malucha z "L" na dachu). Oj pamiętam ja swój start w życie kierowcy, pamiętam i z łezką w oku wspominam :) > Ci ostrożni i powolni dojadą do celu, ci szybcy > i wściekli w końcu wylądują w rowie. Przy okazji wkurzą tych, którzy nie byli szybcy i wściekli, do chwili napotkania na swojej drodze tych "ostrożnych i powolnych". Nie wiem jak Ty, ale ja prawo jazdy mam prawie 14 lat już, do tej pory jedna szkoda (ponad 13 lat temu, w niecały rok po odebraniu prawa jazdy- przyczyna: młodość i głupota, skutek: błotnik do klepania, klosz kierunkowskazu do wymiany. Czas: koniec lata/jesień '96, przy idealnych warunkach drogowych). > Przeszkadzają Ci ludzie, którzy > dostosowują prędkość i reakcje do posiadanych umiejętności? Tak, o ile ich prędkość i reakcje wskazują na brak elementarnych umiejętności. > Zasada jest prosta - dotrzeć do celu bezpiecznie. Bezpiecznie nie oznacza powoli. Bezpiecznie oznacza z prędkością dostosowaną do warunków na drodze. Bezpiecznie na kopnym śniegu to nie 20km/h tylko nadal około 70km/h. > Tak więc, jeśli Ci > się tak spieszy, to weź zapas czasu i zapas cierpliwości oraz > wyrozumiałości. Wyrozumiałość też ma swoje granice. Wyrozumiałości dla tych, którzy nie czując się dostatecznie pewnie na śniegu mimo wszystko wsiadają za kierownicę, miast skorzystać usług z komunikacji miejskiej, taksówki, PKP czy PKS pozbawiony jestem zupełnie. Jak nie potrafią jeździć na śniegu, to niech przeczekają porę szczytu, pojadą poćwiczyć po mniej uczęszczanych drogach i dopiero pakują się do ruchu w szczycie. > Każdy kiedyś miał swój "śnieżno bałwankowy pierwszy" > raz ;) Jak wyżej. Nikt nikomu nie każe wsiadać w samochód. Jeśli nie potrafisz, to nie pakuj się w śniegu w kłopoty, nie powoduj korków, nie wkurzaj innych kierowców. Siądź w nocy za kółko i poucz się cierpliwie i do skutku. Temat: galeria historyczna 27-łódzkie tramwaje-refleksje > Dzisiejsz plac Hallera wtedy nie istniał. Ulica Zielona kończyła się na obecnej > > Żeligowskiego. Tramwaj dojeżdżał do niej prosto po aktualnej jezdni w stronę > Zdrowia. Przed Żeligowskiego był przystanek wysiadkowy, następnie skręcął z > lewo z Żeligowskiego, po tym do tyłu by po przejechaniu Zielonej skręcić z > Żeligowskiego z lewo w Zieloną i tam był przystanej do wsiadania. Oczywiście > nie było wtedy jezdni z stronę Zdrowia a na Żeligowskiego na wprost Zielonej > stały jakieś dwa małe domki z stylu dla tkaczy. Bloki wtedy nazywane wojskowymi > > Żeligowskiego, Więckowskiego już były. Był to typowy weksel. Jak wybudowano > dalszy ciąg Zielonej to ten weksel zniknął. Podobny weksel był na > Świerczewskiego (obecnie Radwańskiej) przyz rzeżni oraz na Wróblewskiego - > Proletariackiej. Z tego co opisujesz, to był to typowy trójkąt manewrowy, a nie weksel. Czyli jak w końcu? > Żeligowskiego, Więckowskiego już były. Był to typowy weksel. Jak wybudowano > dalszy ciąg Zielonej to ten weksel zniknął. Podobny weksel był na > Świerczewskiego (obecnie Radwańskiej) przyz rzeżni oraz na Wróblewskiego - > Proletariackiej. > Inną ciekawostką ulicy Zielonej był skręt w prawo w ulicę Gdańską w kierunku > Obr. Stalingradu (obecnie Legionów). Skręcała tam chyba 9 jadąca na Zdrowie > gdyż wtedy ulica Zielona była ślepa właśnie przy Żeligowskiego. Ponieważ > skrzyżowanie Zielonej Gdańskiej w prawo (patrząc od Piotrkowskiej) było dość > wąskie tramwaj jadący od strony Piotrkowskiej przed Gdańską zjeżdżał na lewy > tor by skręcić również na lewy tor w ulicy Gdańskiej po czym zjężdżał na prawy > czyli właściwy tor i jechał juz właściwie ku obecnej ulicy Legionów. W kierunku > > odwrtonym skręcał z Gdańskiej w lewo bez dodatkowych manewrów po tym samym > torze. Było to dość skomplikowane skrzyżowanie gdyż oprócz tego lewoskrętu był > również skrę w prawo w Gdańską (jak obecnie) oraz jazda na wprost Zieloną i > Gdańską. Tak, to był ten sam patent, co na załaczonym w innym wątku obrazku skrzyżowania Kilińskiego/Przybyszewskiego. Zresztą dawniej sporo skrzyzowań miało takie rozwiązanie. Gdzieś mam skan zdjęcia skrzyżowania Gdańska/Zielona z tym dziwacznym torem, ale teraz nie mogę znaleźć. :( > Pamiętam też że kiedyś zdarzył się dość poważny wypadek tramwajowy na > tym skrzyżowaniu w efekcie tego zderzenia jeden z wagonów przewrócił się na bok. Słyszałem o tym wypadku od ojca. Opowidał, że jako młody chłopak szedł Piotrkowską i słyszał jak ludzie głośno dyskutowali o tym wypadku, więc pobiegł zobaczyć co się stało. Aż muszę dokładnie wypytać co pamięta. :P pzdr, luki Temat: WCZESNE DZIEJE POLAN O słowiańskiej taktyce słów kilka... ignorant11 napisał: > A jak walczy Król WładysławII..? > Swoich trzyma w cieniu w lesie... Król Jogajła, stary chytry Litwin, (czyli bynajmniej nie słowianin) stosuje taktykę zaczerpniętą od wojowników mongolskich (zwanych Tatarami), którzy kilkanaście dziesięcioleci wcześniej zadali kleskę zachodniemu polsko- niemieckiemu (słowiańsko-germańskiemnu) rycerstwu na Dobrym Polu pod Legnicą. > A dzikusy nie rozumieją, że zajęcie placu nic im nie daje i smażą się w słońcu > mając na sobie 80kg pancerze, zakute nie tylko łby, ale i konie... Rozumieją, ale honor każe stanąć do otwartej bitwy. Podobnie jak chrześcijański obyczaj bitewny każe przesłać przeciwnikowi broń przed bitwą. Dzikus Jogajła tego nie zrozumiał i nasi kronikarze musieli do tego dołożyć opowiastkę o "butnych słowach" krzyżackich posłów (którzy nota bene wcale nie byli zakonnikami Zakonu NMP Domu Niemieckiego a gośćmi Zakonu). > A Jogajła tylko zdrowaśki odmawia, przecież nie ze strachu, ani nie z > pobożności, bo chce zdezorientować zgubić pewność zadufanych Teutonów... Bo chce osiągnąć efekt propagandowy. Wszak on - chrześcijanin od lat dwudziestu paru zaledwie staje naprzeciw kwiatu rycerstwa zachodniej chrześcijańskiej Europy. W takiej sytuacji nigdy zbyt wiele mszy... > A pod Łukiem Kurskim, Rosjanie znowu w swoich lekkich, manewrowych czołgach > siedzą w lasach, gdy Niemoty na polu w swoich cięzkich, jak ich dowcip, > Tygrysach... > I co z tego, że mają przewagę odległości skutecznego razenia, gdy nie widzą > Słowian, co z tego, że mają grubszy pancerz, gdy jedno słabe trafienie > wystarczy by czołg stał bezwolny, jak osaczony mamut... > A przecież skryty w lesie T34 nadal jest skuteczny, nawet gdyby stracił > gąsienicę i blokuje lesnego przesmyku, ile tygrysów moze doszczętnie rozbić, > bo one musza się zbliżyć... T-34 powstał jako sowiecka odpowiedź na Tygrysa. Próbki pancerzy nowych czołgów zostały zdobyte przez sowieckich "komandosów" a za obróbkę wzięli się rosyjscy metalurdzy. Przewagami T-34 były lepiej profilowane płaszczyzny pancerza (co pozwalało odbijać rykoszetem pociski), mniejsza waga (lepiej przystająca do warunków terenowych), mniejsze zaawansowanie techniczne (można je było dzięki temu szybciej i byle jak produkować) oraz prostsza obsługa (do obsługi Tygrysa trzeba było kilku wyszkolonych czołgistów, go obsługi t-34 wystarczała świeżo przyuczona załoga i dowódca z NKWD). Dzięki temu T-34 było coraz więcej a Tygrysów coraz mniej. > Ka obyrtnę ciupazecką, ka wywinę siekierecką krew cerwoną wytocę... > I wyślij czołgi, rajtarów na górali... Czyżby górale w Afganistanie byli Słowianami? Przecież spuścili wp... Twojej słowiańskiej Armii Czerwonej ))) > A Helweci, czemu nie zagrożeni? Bo mają banki i pieniądze. Ale spoko - degradacja postępuje - ujawnili tajemnicę bankową, zapisali się do ONZ... Temat: WCZESNE DZIEJE POLAN Słowiańska taktyka typowo leśna! jaro_ss napisał: > A kiedy ostatnio jakis rynsztunek na sobie nosiłeś? > > Z jednej strony przesada 1: widzenie wszystkich "zbrojnych" jako ciężkich i > ociężałych, wręcz przeciwnie, w takiej kolczudze 17 - 20 kg idzie się wcale > żwawo ruszać, zresztą nie zawsze kolczugę trzeba było zakładać, znane są zbroje > > skurzane, nawet porądna baranice fajnie tłumi ciosy. Wojsko składało się ze > zbrojnych i na koniach, ci raczej poruszali się traktami, i stawali do walnych > bitew, i "szczytników, piechoty, bądź lżejszych. Jak też Gall pisze, jak trzeba > > było, to sciągali kolczugi i sie na czechów przez rzeke ruszyli, podobnie i w > lesie. > > Z drugiej strony przesada 2. Widzenie walki mieczem czy toporem jako powolnej, > tak jak na niektórych "turniejach rycerskich". Fechtunek mieczem jednoręcznym > ok. 1.8 do 2kg, wyważonym, nawet w tej kolczudze (17 - 20 kg) + hełm (jakieś > 5kg)może być szybki i widowiskowy. Wszystko zależy od klasy walczącego. I tutaj > > wychodzą drobne niuanse: ustawienie bioder, kontrowanie bezwładnościowe przy > blokach, "praca nóg" itp, tak więc spokojnie "jeden mógł być wart dziesięciu", > no się mniej męczył wiedział jak udzerzyć i gdzie, panował nad sytuacją (taki > jeden pojedynek "rycerza" i lepiej wyszkolonego "woja" na "trafienia", 20:0) > > Co do toporów, jako narzędzi drwali, próbowałem walić berdyszem, takim jak to > Zbyszko z Krzyżakiem w filmie się pojedynkuje, rzeczywiście, lepiej byłoby nim > drzewo rąbać, natomiast toporki robione na wzów z "Lednicy" są całkiem > poręczne, bardziej do czekana niż do siekiery podobne. Łatwiejsze w produkcji i > > szybsze do opanowania w "klasycznym" układzie tarcza/broń zaczepna. > > Co do mieczy, to wykonanie miecza, który umożliwiałby walkę bez tarczy - wymaga > > lepszej metalurgii i pewnych osiągnięć. Pierwsze miecze (np Rzymskie) nie > służyły do parowania ciosów, zasłaniano się tarczą, bądź osłoniętą metalową > osłoną, czy płaszczem lewą ręką. Stąd też popularność toporków > (tarcza/toporek). > Mieczem mógł skutecznie walczyć wojownik lepiej wyszkolony, i był > skuteczniejszy, nawet jak stracił tarcze. Sława! A jak walczy Król WładysławII..? Swoich trzyma w cieniu w lesie... A dzikusy nie rozumieją, że zajęcie placu nic im nie daje i smażą się w słońcu mając na sobie 80kg pancerze, zakute nie tylko łby, ale i konie... A Jogajła tylko zdrowaśki odmawia, przecież nie ze strachu, ani nie z pobożności, bo chce zdezorientować zgubić pewność zadufanych Teutonów... A pod Łukiem Kurskim, Rosjanie znowu w swoich lekkich, manewrowych czołgach siedzą w lasach, gdy Niemoty na polu w swoich cięzkich, jak ich dowcip, Tygrysach... I co z tego, że mają przewagę odległości skutecznego razenia, gdy nie widzą Słowian, co z tego, że mają grubszy pancerz, gdy jedno słabe trafienie wystarczy by czołg stał bezwolny, jak osaczony mamut... A przecież skryty w lesie T34 nadal jest skuteczny, nawet gdyby stracił gąsienicę i blokuje lesnego przesmyku, ile tygrysów moze doszczętnie rozbić, bo one musza się zbliżyć... Jak mawiał rycerz Zagłoba: wojuje się dowcipem, a gdy dowcip toporny i ciężki... Ka obyrtnę ciupazecką, ka wywinę siekierecką krew cerwoną wytocę... I wyślij czołgi, rajtarów na górali... W bór górnolreglowy, Hannibal przegrał sam marsz. A Helweci, czemu nie zagrożeni? Pozdrawiam! Strona 3 z 3 • Zostało znalezionych 172 rezultatów • 1, 2, 3 |
||||
Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Design by SZABLONY.maniak.pl. | |||||